niedziela, 30 grudnia 2018

Jak herbatka i ciepły kocyk — „Dożywocie” Marty Kisiel — recenzja


Młody pisarz Konrad Romańczuk dostaje w spadku Lichotkę, przeszło dwustuletni dom w lesie, gotycki szał ciał i uprzęży, spełniony sen szalonego stolarza (s. 12), wraz z jej dożywotnikami, czyli dość wesołą i dziwną, ale jakże uroczą gromadką: mającym uczulenie na pierze i manię sprzątania aniołem stróżem Lichem, z duchem nieszczęsnego panicza Szczęsnego, poety i samobójcy cierpiącego z powodu (kolejnej) nieudanej miłości (i przy okazji moją, także nieudaną, nową miłość, że tak zrobię osobisty wtręt), będącego mistrzem szydełkowania oraz najlepszą możliwą parodią Wertera. Ponadto towarzyszy im trio utopców, różowy i straszliwy królik, wredna i drapieżna kotka, a także macki wychylające się zza drzwi w kuchni (korpus właściciela, tj. Krakersa, nie został dostrzeżony, ale może to i lepiej).

niedziela, 23 grudnia 2018

Człowiek na skraju — „Sweetland” Michael Crummey — recenzja

Sweetland Michaela Crummeya to książka, o której po raz pierwszy usłyszałem chyba krótko po jej wydaniu w Polsce i którą od tego czasu miałem w planach przeczytać, ale ciągle coś się na to nie składało. W końcu kupiłem ją dzięki rozmowie z właścicielem wydawnictwa Wiatr od Morza, ale zanim po nią sięgnąłem, Marta z Między Sklejonymi Kartkami, Piotr z Zacofanego w lekturze oraz moja mama musieli się sporo nagadać o tej książce. I całe szczęście, że tyle mi o niej mówili, bo w przeciwnym razie sięgnąłbym po nią jeszcze później.


niedziela, 16 grudnia 2018

Odkryć siebie w patriarchacie — „Totalnie nie nostalgia” — recenzja

Herstorie oraz opowieści o dojrzewaniu kobiet spisane przez dorosłe już bohaterki przeżywają ostatnio rozkwit (dzięki Cthulhu, w końcu ile można czytać o mężczyznach, nawet będąc jednym z nich), tak samo jak powieści graficzne, po które sięga coraz więcej osób (co też mnie bardzo cieszy). Nic więc dziwnego, że powstała powieść graficzna będąca herstorią; nazywa się Totalnie nie nostalgia. Memuar, jej autorką jest Wanda Hagedorn, zaś rysownikiem Jacek Frąś.


niedziela, 2 grudnia 2018

Horror troskliwości albo „Dziecko Rosemary” Iry Levina — recenzja

Sąsiedzi i sąsiadki, jeśli nie traktują nas z szacunkiem i empatią, ewentualnie czasem postępują bezmyślnie, potrafią nieźle uprzykrzyć nam życie — zwłaszcza gdy imprezują do późnych godzin nocnych, słuchają głośno muzyki albo nie sprzątają po swoim załatwiającym się na klatce schodowej psie. Z drugiej strony uczynna sąsiadka, który odbierze naszą przesyłkę, gdy nie ma nas w domu (i potem ją odda 😛) to skarb, toteż nie ma się co dziwić, że ludzie czasem się z osobami mieszkającymi po sąsiedzku zaprzyjaźniają. A jak to w relacjach międzyludzkich bywa, niekiedy bywają one zagmatwane i czasem trudno jest odróżnić przyjaznego sąsiada od tego działającego nam na szkodę, w sposób uświadomiony bądź nie. Nietypowi sąsiedzi zaś to coś, bez czego historia w Dziecku Rosemary Iry Levina w ogóle nie miałaby miejsca.


niedziela, 25 listopada 2018

Mięso od kuchni — „Mięsoholicy. 2,5 miliona lat mięsożernej obsesji człowieka” Marty Zaraski — recenzja

Z badań, które na potrzeby tej recenzji znalazłem, wynika, że w Polsce 2% ludzi nie je mięsa — to mniej więcej tyle, ile jest w Polsce osób zielonookich. A liczba wegetarian i wegan ciągle się zwiększa, zwiększa się jednak również ilość spożywanego mięsa przez osoby, które deklarują jego jedzenie. Mięso w ogóle jest światowym fenomenem, stanowiąc najbardziej pożądane jedzenie we wszystkich grupach społecznych pomijając tę, która z niego świadomie zrezygnowała mając możliwość jedzenia. Samo sformułowanie jest również istotne — nikt nie rezygnuje z jedzenia, dajmy na to, makaronu, co najwyżej go po prostu nie jada, ale mięso jest czymś na tyle kulturowo zakorzenionym w społeczeństwie, że określenie rezygnacja z mięsa jest w ludziach dość głęboko zakorzenione. Specyficzność tej grupy produktów oraz jej odrębność zainspirowały Martę Zaraskę do badania zjawiska naszej miłości do mięsa i wszystkich możliwych aspektów z mięsem związanych. Tak oto powstali Mięsoholicy. 2,5 miliona lat mięsożernej obsesji człowieka.


niedziela, 18 listopada 2018

Za krótko, sire!* — „Eryk” Terry'ego Pratchetta — recenzja

Chyba wszyscy kojarzymy sentencję, aby uważać, o czym się marzy, gdyż może się to spełnić, ponieważ spełni się w formie, która absolutnie nie będzie nam odpowiadać, a to sprawi, że z racji spełnionego marzenia będziemy mieć tylko problemy. To nierzadki motyw, kojarzony — przynajmniej przeze mnie, dajcie znać, czy przez Was też — głównie z bajkami dla dzieci lub utworami, które dzieci również mogą czytać. Twórczość Terry'ego Pratchetta dzieciom z pewnością dedykowana nie jest, ale pod płaszczykiem niezobowiązującej rozrywki przemyca sporo różnych przemyśleń. A o marzeniach jest właśnie Eryk.


poniedziałek, 12 listopada 2018

Starość nie radość, czyli „Pornografia” Witolda Gombrowicza

Starość nie radość, prawda? Na starość pozostaje nam już tylko przeżywanie intelektualnych przygód, odnajdywanie (lub nie) wiary, wycieczki na wieś... oraz oglądanie młodych, bezczelna, korzystająca z ich walorów fizycznych pornografia. A może by tak jednak ich zbałamucić, powiązać z samym sobą, aby jak najbardziej z tej młodości skorzystać? Może by się w tej młodości zanurzyć dzięki jak najbliższemu kontaktowi z młodymi (nawet fizycznemu?), a przez to nawet samemu odmłodnieć? Cóż z tego, że młodzi są niewinni, że ich kontakt ze starością, dojrzałymi ludźmi, przejrzałą epoką może ich zmienić? Hulaj dusza, piekła nie ma, ewentualnie jest właśnie tu, na Ziemi. Ale to tylko jedna z możliwych ścieżek interpretacyjnych Pornografii Witolda Gombrowicza.

piątek, 9 listopada 2018

10 książek mojego życia, czyli wyzwanie facebookowe

Jakiś czas temu (grubo ponad miesiąc 😛) zostałem nominowany przez Pałac Wiedźmy do napisania o 10 moich ulubionych książkach, a przez osobę, z którą jestem w związku i przez @mimbladora_ z Instagrama do napisania o 7 najważniejszych książkach życia. Fakt nieposiadania fizycznie żadnej z tych książek w Gdańsku, gdzie studiuję, znacząco mi ten post utrudnił (gdyż nie mogłem im zrobić zdjęcia, a zdjęcie musi być) ale skoro tylko wróciłem do domu rodzinnego na weekend, postanowiłem się za to zabrać. Powstał z tego jeden post zawierający 10 książek, ale nie ulubionych, lecz najważniejszych, gdyż ulubione zmieniają się na poszczególnych etapach życia, a najważniejsze nie. Będzie z opisami, bo dlaczegóż by nie. Zaczynajmy!

Post ten nie będzie oczywiście odnosił się do całościowej oceny książek, a jedynie do tych elementów, które wpłynęły na mnie znacząco. Co więcej, kilkakrotnie mówię o mojej interpretacji sprzed kilku lat albo odnoszę się do własnej oceny danej pozycji z przeszłości, chociaż obecnie nie mam pewności, czy nie było błędów w moim dawnym myśleniu; jednak nawet jeśli, to wynik tego błędu mnie ukształtował.


niedziela, 4 listopada 2018

Kosmici, zło i narkotyki, czyli „Trzy stygmaty Palmera Eldritcha” Philip K. Dick — recenzja

Czy Bóg istnieje? A jeśli tak — to czy można się do niego zbliżyć narkotykami? A także, jeśli istnieje, to czy istnieje również Szatan i należy co zrobić, aby ich nie pomylić? Jeśli do tego wszystkiego dołoży się kosmitów, to wyjdzie z tego niezła mieszanka wybuchowa, na szczęście Philip K. Dick to jeden z tych autorów, którzy takie, pozornie niepowiązane i niepasujące do siebie wątki, potrafią połączyć w jedną i sensowną całość, czego przykładem są właśnie Trzy stygmaty Palmera Eldritcha.


niedziela, 28 października 2018

Queer before queer — „Muskając aksamit” Sary Waters — recenzja

Teoria queer, której początki datuje się na lata 90 ubiegłego wieku, postuluje porzucenie heteroseksualnego sposobu patrzenia na świat, a także próby ujmowania człowieka we wszelkie ramy, zarówno te dotyczące orientacji, jak i płci czy ekspresji płciowej. Nie tyle chodzi tu o porzucenie kategorii i nazywania ludzi różnymi określeniami, co o przyzwolenie na to, aby każdy człowiek definiował się sam, nawet jeśli dla niego dane określenie będzie znaczyć coś innego niż dla kogoś innego. Generalnie teoria quuer opowiada się za porzuceniem norm społecznych związanych z naszą płciowością i seksualnością, za pełną otwartością na nie oraz za akceptacją różnorodności w samodefiniowaniu się, a tym samym — w byciu człowiekiem.


Piszę o tym nie bez powodu, bowiem bycie queer można w najczystszej postaci odnaleźć właśnie w powieści Muskając aksamit autorstwa Sary Waters, znanej z tego, że w jej książkach bardzo istotne są wątki poświęcone miłości pomiędzy kobietami. Chociaż powieść dzieje się w latach 80 i 90 XIX wieku — czyli równo sto lat przed pojawieniem się teorii queer w nauce — to jej bohaterki są idealnym przykładem bycia queer. Ale nie tylko, bowiem Muskając aksamit porusza temat szerszy niż queer, natomiast queerowość jest jednym z nadrzędnych filarów tego tematu. Chodzi mianowicie o studium lesbijstwa, rozumianego jednak jako miłość kobiet do kobiet, a nie jako miłość kobiet homoseksualnych*.

niedziela, 21 października 2018

Wielogłowa hydra światowej fantastyki albo „Kroniki Amberu” (tom I) Rogera Zelaznego — recenzja

Moją ulubioną sceną z Kronik Amberu jest ta, w której główny bohater, Corwin, schodzi do pewnego strzeżonego miejsca w lochach pałacu i spotyka tam strażnika Rogera. Pyta go, czy lubi to stanowisko — w końcu to dość nietypowe miejsce pracy — a ten opowiada, że owszem, ponieważ gdy jest sam w lochach, może spokojnie pracować nad pewnymi fragmentami książki, którą pisze. Tworzy on bowiem filozoficzną powieść z elementami grozy i szaleństwa (s. 443). Jeśli nie znacie jeszcze Kronik Amberu, to możecie nie domyślić się, że Corwin spotkał w podziemiach samego autora, Rogera Zelaznego. Przełamanie czwartej ściany? Jak najbardziej. A przy okazji coś bardzo wpisującego się w zasady świata powieści oraz mniej-więcej opisanie przez autora swojej własnej powieści. Mniej-więcej, bowiem grozy i szaleństwa nie wyczuwa się tam aż tak wiele, natomiast filozofię — jak najbardziej.


niedziela, 14 października 2018

Droga przemocy — „Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy” Eda Vulliamy'ego — recenzja

Jeśli zastanawiacie się, co przedstawia okładka, to czytając tę książkę dowiecie się tego — i jest to absolutnie poruszające i smutne.

Ameksyka to nazwa terenów rozciągających się wzdłuż granicy Stanów Zjednoczonych i Meksyku. To ziemia, na której toczy się nieustanna wojna związana z handlem narkotykami i biedą, a także wszystkim tym, co ze sobą niosą. Z tego powodu tytuł — Ameksyka. Wojna wzdłuż granicy — jest szalenie adekwatny i idealnie opisuje to, o czym w książce Eda Vulliamy'ego mowa. Zresztą w tym reportażu wszystko jest wzdłuż, bowiem Vulliamy snuje historię poruszając się z zachodu Ameksyki na wschód, cały czas pozostając przy granicy (częściej po stronie meksykańskiej) i opowiadając, co się w jej pobliżu dzieje, dużo miejsca poświęcając przemocy czy specyfice karteli narkotykowych. Podróż wzdłuż granicy to ciekawy pomysł, który przy okazji bardzo dużo daje, bowiem poszczególne elementy wojny poznajemy po kolei, poczynając od miejsc, w których potrzeba najmniej kontekstu do zrozumienia ich specyfiki, do tych, które wymagają go najwięcej. To oczywiście częściowo szczęście, że Vulliamy mógł snuć narrację i odkrywać coraz to więcej, poruszając się wzdłuż granicy, z drugiej strony niewprawny reporter by tego nie wykorzystał, tak samo jak nie umiałby napisać tej książki tak, aby w danym miejscu całkowicie wyczerpać temat, nie pokazując jednak tego, co pokazać można później.

niedziela, 7 października 2018

Między Bogiem a rządem — „Bóg jest czerwony” Liao Yiwu — recenzja

W czasach, kiedy w Europie religia chrześcijańska zaczęła tracić wiernych na rzecz ateizmu, w Chinach to samo wyznanie przeżywało rozkwit, zbierając wyznawców spośród ludzi, którzy niegdyś identyfikowali się jako ateiści. Mimo że w czasach komunizmu w pewnym momencie zakazano wszelkich religii w Państwie Środka, gdyż wywodziły się one z Zachodu (pomijając buddyzm) i zarówno utrudniały dzielenie ludzi, którego rząd Mao pragnął, jak i były związane z dziedzictwem kulturowym, którego do Chin nie chciano dopuścić. Sprawiało to, że chrześcijanie w Chinach byli przez ówczesny rząd prześladowani, torturowani, a ich majątki zabierane. Pomimo tego jednak chrześcijaństwo przetrwało, zaś po zniesieniu nakazu ateizmu wybuchnęło na nowo. Wszystko to (a nawet wiele więcej) opisują rozmówcy Liao Yiwu w książce Bóg jest czerwony. Opowieść o tym, jak chrześcijaństwo przetrwało i rozkwitło w komunistycznych Chinach.

niedziela, 30 września 2018

Tęcza pod przykryciem, czyli „Dziwniejsza historia” Remigiusza Ryzińskiego — recenzja

W czasach PRL-u homoseksualność stanowiła szalenie duży temat tabu, a organizacje LGBTQIA+ zaczęły na dobre działać dopiero po okresie transformacji, toteż wiedza współczesnych Polek i Polaków na temat sytuacji osób LGBTQIA+ w dwudziestoleciu międzywojennym oraz podczas II Wojny Światowej jest niezwykle nikła. Również tabuizacji takich osób w czasie istnienia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, przyczynia się do przeświadczenia, że także podczas wojny i jeszcze wcześniej osoby LGBTQIA+ były społecznie niezauważane, zwalczane i szykanowane. W Dziwniejszej historii Remigiusz Ryziński opowiada o tym, jak było naprawdę.


czwartek, 27 września 2018

Absurdem w reżim, czyli „Pjongjang” Guya Delisle'a — recenzja

Jako że Korea Północna jest najbardziej zamkniętym państwem na świecie, to wszystkie opowieści jej dotyczące są niezwykle cenne. I tak ten kraj doczekał się całkiem sporej ilości (również wydanych w Polsce) analiz, wielu świadectw życia i ucieczki stamtąd od osób, którym udało się z tego państwa wydostać, a także paru dzieł z gatunku beletrystyki. Jednak dziełem, które szalenie się wyróżnia jest Pjongjang — graficzny zapis podróży autora, Guya Delisle'a, do stolicy Korei Północnej.


niedziela, 23 września 2018

Gorzka pigułka — „Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy” Pawła Reszki. Recenzja

Tak, to mój fartuch z namalowanym (przeze mnie!) zębem 😛.

Wszyscy wiemy, jak to wygląda. Idzie się do lekarza, a tam gigantyczna kolejka, czekać trzeba długo, zaś potem wizyta okazuje się za krótka, a lekarz nerwowy i niechcący nic wytłumaczyć. Ewentualnie przechodzi on korytarzem, nie patrząc w oczy, byle tylko nikt go nie zaczepił ani nie zadawał pytań, tak że w końcu pacjent lub pacjentka czuje się w przychodni — stworzonej przecież dla niego lub dla niej, a nie dla lekarza — jak piąte koło u wozy czy nieproszony gość. Znamy to, jeśli nie z autopsji, to z opowieści rodziny czy znajomych osób. Jak to jest, że na studia medyczne idzie młody, pełen zapału i empatii człowiek, a po pewnym czasie praktyki lekarskiej chodzi po szpitalnym korytarzu nieczuły i zrzędliwy jego wrak? Paweł Reszka postanowił to sprawdzić i tak powstali Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy.

niedziela, 16 września 2018

„Dom i jego głowa”, czyli Ivy Compton-Burnett krótki poradnik prowadzenia wojny (dosłownie) domowej — recenzja


Duncan Edgeworth mieszka wraz z żoną, dwoma córkami oraz bratankiem w bliżej nieokreślonym miasteczku (w bliżej nieokreślonym czasie, choć z racji powstania powieści w roku 1935 można obstawiać lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku). Żyją w małej społeczności bliskich znajomych, będących również ich sąsiadami, a tło historyczne, jak również szczegóły z życia zawodowego bohaterów pozostają niejasne. Tak naprawdę w pełni zostaję pokazane jedynie dwie rzeczy: relacje pomiędzy członkami tej rodziny oraz zasady rządzące małomiasteczkową, zamkniętą społecznością, których nie tyle łamać się nie powinno, co których absolutnie nikt złamać nie chce, a przynajmniej nie chce, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Powoduje to, że postacie toczą między sobą oraz sąsiadami gry, ukrywają fakty i dbają o to, aby ich sekrety oraz niezgodne z normami społecznymi wydarzenia nie ujrzały światła dziennego. Jak można się domyślić — nie zawsze im się to udaje, a obraz szamotania się w celu zachowania konwenansów pozostaje niezmiernie fascynujący.

niedziela, 9 września 2018

Zniszczenia i zmiany — „Klan czerwonego sorga” Mo Yan — recenzja

7 lipca 1937 roku wojska Cesarstwa Wielkiego Japonii wkroczyły na terytorium Republiki Chińskiej, w której w tamtym momencie toczył się spór o władzę pomiędzy partią komunistyczną a Kuomintangiem — ówczesną partią rządzącą. Pomimo zaatakowania Chin przez inne państwo, spór ten trwał jednak nadal, a najwyższe władze państwowe bardziej angażowały się w niego niż w walkę z japońskim okupantem, doprowadzając do tego, że wojna chińsko-japońska trwała osiem lat, bowiem aż do 2 września roku 1945. Pociągnęła ona za sobą 20-35 mln (istnieją rożne dane) istnień ludzkich po stronie chińskiej, zaś od 480 do 700 tysięcy żyć po stronie japońskiej. Ta wojna — jak również całe towarzyszące jej cierpienie, śmierć i obojętność władzy wobec chińskich obywateli — stały się główną osią Klanu czerwonego sorga autorstwa chińskiego noblisty z roku 2012 — Mo Yana.

Czerwonego sorga nie dostałem, musi nam wystarczyć czerwony ryż 😉.

niedziela, 2 września 2018

W cieniu wiecznej wojny — „Maus. Opowieść ocalałego” Arta Spiegelmana — recenzja

Art Spiegelman od małego wiedział, że jego ojciec Władek, polski żyd, przeżył II Wojnę Światową oraz obozy koncentracyjne wraz z żoną Andzią; matka Arta zdążyła jednak umrzeć, zanim poprosił on ojca o opowiedzenie o swoich i żony losach w latach 1935-1950. Ten, z razu niechętnie, spełnił prośbę syna, a na podstawie jego historii Art stworzył komiks Maus, który — czego w momencie rysowania go nie mógł jeszcze wiedzieć — jest dziś absolutną klasyką powieści graficznych.


niedziela, 26 sierpnia 2018

Dziewczęcość w kleszczach — „Wróżba. Wspomnienia dziewczynki” Agnety Pleijel — recenzja

Szalenie ciężko pisze się o książkach, do których ma się emocjonalny, intymny stosunek. Dla mnie Wróżba szwedzkiej pisarki Agnety Pleijel jest własnie jedną z takich książek, ważną, bo pokazującą trudne, dziewczęce dojrzewanie z perspektywy czasu w sposób na wskroś dojrzały. Doświadczenia narratorki — zwłaszcza z okresu dzieciństwa — to coś, z czym identyfikowałem się niemal całkowicie, zaś choć później nasze doświadczenia coraz bardziej się rozbiegały (koniec końców ja jestem przecież transmężczyzną), nigdy nie stała mi się ona obcą bohaterką; w dodatku jest kimś, w kim mógłbym się zakochać, co czyni Wróżbę jeszcze bardziej mi bliższą. Mimo tego osobistego i emocjonalnego stosunku, sprawiającego, że książka była dla mnie objawieniem, spróbuję o niej napisać, bowiem to absolutnie genialna pozycja i nie trzeba się z bohaterką utożsamiać, aby się książką zachwycać.

niedziela, 19 sierpnia 2018

Po drugiej stronie lustra trawa naprawdę jest bardziej zielona albo o „Nigdziebądź” Neila Gaimana. Recenzja

Jako ludzi, niezmiernie fascynuje nas to, co niedostępne dla naszych oczu; jakaś inna, czasem lepsza, czasem gorsza rzeczywistość, w której wszystko, choć podobne do elementów naszego świata, jest pokazane w zupełnie innym świetle. To z reguły rzeczywistość, która na pozór ma więcej problemów niż nasz świat (a przynajmniej są one bardziej dostrzegalne lub palące), jednak jeśli spojrzeć głębiej, to kryje w sobie więcej dobra bądź jakiś innych wartości, których nam w życiu brakuje, toteż życie w niej jawi się nam jako po prostu lepsze. Dostać się tam zaś można poprzez drzwi wszelkiego rodzaju — przez szafę w Opowieściach z Narnii C. S. Lewisa, króliczą dziurę w Alicji w krainie czarów aż do osoby, która w ramach zabawy z konwencją da taką możliwość (a imię jej będzie Drzwi). Nie bez powodu o tym piszę, bowiem to sam Neil Gaiman wspomina o tych książkach we wstępie do Nigdziebądź, gdzie zaznacza, iż chciał napisać powieść, która działałaby na dorosłych tak, jak książki, które uwielbiał w dzieciństwie (s. 9) działają na dzieci. I rzeczywiście tak się dzieje, a Gaiman odkrywa przed nami świat, który toczy się gdzieś w szczelinach naszego.

Kto zgadnie, z jakich dzieł pochodzą te mapy lub co przedstawiają? :D

niedziela, 12 sierpnia 2018

Muzyk niesterylny i niepasteryzowany* — „Kroniki” Boba Dylana — recenzja

Po tym, jak wiosną tego roku ukończyłem Duszny kraj, czyli zbiór przetłumaczonych na język polski tekstów Boba Dylana, na swój sposób zostałem jego fanem. Nie przepadam za sposobem, w jaki śpiewa i gra, czy raczej jest to po prostu zupełnie nie moja estetyka (z wyjątkiem Oh Mercy), choć doceniam jego twórczość na tyle, na ile docenić może ją ktoś zupełnie pozbawiony słuchu 😉. Jednakże tekstowo Dylan odpowiada mi bardzo i szalenie ciągnie mnie do wartości, które gloryfikuje w swojej muzyce, toteż najchętniej czytałbym go dużo — dlatego po tak krótkim czasie zabrałem się za Kroniki, czyli autobiograficzny zapis różnych etapów jego kariery muzycznej. I powiem Wam, że ciągle mi mało.

Z żalem stwierdzam, iż nie mam w domu żadnej płyty Boba Dylaba, więc musi wystarczyć Wam (i mi!) zestaw płyt rockowych i metalowych mojego taty.

niedziela, 5 sierpnia 2018

Trudów bycia superbohaterką ciąg dalszy — „Jessica Jones: Alias” tom 2 i 3 — recenzja

Jessica Jones — twarda kobieta, która prowadzi agencję detektywistyczną Alias i sama radzi sobie ze śledztwami, nieprzyjemnymi klientami i facetami, którzy chcą skopać jej tyłek (w zamian to ona skopie im ich), ale zupełnie nie radzi sobie z superbohaterską przeszłością i dawną działalnością w Avengers. Tom pierwszy przekonał mnie do siebie niemal stuprocentowo, toteż nie minęło dużo czasu, jak zabrałem się za tom drugi, a ostatnio również trzeci. Tym razem jednak to nie Jessica (to znaczy ona również, ale mniej), lecz nastolatki (płci żeńskiej) nie będą sobie radzić z piętnem superbohaterstwa — mowa o dwóch tomach, gdyż są one do siebie z wielu względów podobne.

Tom drugi po lewej stronie, tom trzeci — po prawej.

niedziela, 29 lipca 2018

Wycinek okresu dojrzewania albo „Pijane banany” Petra Šabacha — recenzja

Dorastanie w czasach komunizmu — czy tylko mi się wydaje, że to temat, który już dawno się przejadł i teraz odbija się czkawką? Dla tych, którzy czują przesyt takimi historiami, ale jednak je lubią i chcieliby jakąś przeczytać, ale wolą nie ryzykować ze słabymi pozycjami, mam propozycję powieści bardzo dobrej, humorystycznej, ale i na tyle autentycznej, jak tylko może być autentyczna fikcja (choć inspirowana prawdziwymi wydarzeniami). Oto cudowne Pijane banany Petra Šabacha 😊.


niedziela, 22 lipca 2018

Samotne liście epoki Meiji — „Na rozstaju” Higuchi Ichiyō — recenzja

Higuchi Ichiyō (1872-1896) to japońska pisarka epoki Meiji (1868-1912), której opowiadania weszły już do kanonu literatury japońskiej. Zaczęła tworzyć młodo, bowiem jej pierwsze opowiadanie zostało opublikowane gdy miała dwadzieścia lat, zmarła jednak cztery lata później, pozostawiając po sobie z tego powodu dość niewielki dorobek literacki, co nie przeszkodziło jej jednak uzyskać uznania współczesnych jej pisarzy jeszcze za życia. W Polsce jej prace nadal nie są niestety znane, a jedyny wybór opowiadań zawierający dokładnie dziesięć utworów, Na rozstaju, zawdzięczamy wydawnictwu Uniwersytety Jagiellońskiego.


niedziela, 15 lipca 2018

Miłość jest grecką tragedią — „Pieśń Apolla” Osamu Tezuka, recenzja

Historia o człowieku uczącym się miłości — brzmi bardzo uniwersalnie, ale przy okazji również nieco banalnie. Czy da się z tego tematu zrobić coś, co banalne nie będzie, a nawet otrze się o arcydzieło? Tak. Ale trzeba nazywać się Osamu Tezuka. Panie, Panowie i Pozostałe Osoby, przed Wami manga Pieśń Apolla (całość, czyli w polskim wydaniu dwa tomy).

niedziela, 8 lipca 2018

Nijaka potworność — „Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii” Drauzio Varelli — recenzja

W 1989 roku lekarz Drauzio Varella odwiedził więzienie Carandiru w Brazylii. To, co miało być jedynie warsztatami przeciwdziałającymi szerzącej się epidemii AIDS, przerodziło się w wieloletnią i ogólną pomoc medyczną dla więźniów cierpiących na wszystkie możliwe problemy zdrowotne, dla których jedyną możliwością poprawy zdrowia była działalność Varelli i kilku jego pomocników, bowiem tylko w szczególnych przypadkach mogą oni być transportowani do pozawięziennych szpitali. Tak oto autor mógł poznać więzienie i jego problemy najlepiej, jak tylko może poznać je ktoś, kto więźniem nie jest, a w wyniku tego powstał Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii.

niedziela, 1 lipca 2018

Jedna rasa, polska rasa*, czyli „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” Doroty Masłowskiej — recenzja

Młody mężczyzna zwany Siwym, mieszkający wraz z matką i bratem oraz spędzający czas na piciu alkoholu, braniu narkotyków i seksie z kobietami dowiaduje się, że rzuca go dziewczyna, niestety informację tę przynosi mu jej koleżanka, a nie ona sama. Znajoma informuje go również o tym, że w mieście toczy się wojna, tytułowa wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Te dwie informacje stają się kołem zamachowym całej powieści, prowadząc od jednej alkoholowo-narkotycznej libacji do drugiej, a w ich tle nieustannie pozostaje przemoc oraz opozycja do wszystkich, którym się w życiu powodzi oraz którzy są inni niż Siwy i jego znajomi. 


poniedziałek, 11 czerwca 2018

Gdyby Paulo Coelho pisał poezję... „Dotyk ziemi” Wu Wei — recenzja

Wu Wei, czyli pseudonim artystyczny tajemniczego twórcy Jordana Yorka (nie da się o nim znaleźć żadnych informacji w internecie) jest także nazwą jednej z podstawowych zasad taoizmu. Zgodnie z nią człowiek nie powinien interweniować w świat, naturę, społeczeństwo czy jednostkowe życie, a jedynie pozwolić rzeczom toczyć się własnym biegiem (wu wei w języku chińskim oznacza niedziałanie). Zasada ta przeciwstawia się także wszystkim przykazaniom czy innym sformalizowanym zasadom moralnym z uwagi na to, że człowiek według niej jest dobry z natury. Jest to o tyle istotne, że Dotyk ziemi Wu Weia ma z założenia być poetyckim manifestem tejże zasady.



sobota, 2 czerwca 2018

O ucieczce od systemu albo „Świństwo (Truizmy)” Marie Darrieussecq — recenzja

Mięso świni w gorącym klimacie bardzo szybko się psuje i zagnieżdżają się w nim pasożyty. Co więcej, świnie jedzą to samo co człowiek, dlatego w biednych regionach są dla niego konkurencją o pokarm; obie te rzeczy spowodowały, że wiele wieków temu w biednych i ciepłych regionach południowej Europy oraz Afryki świnie nie zaczęły być hodowane na mięso tak jak na północy Europy. W dodatku te zwierzęta nie pocą się, więc muszą chłodzić ciało w wodzie w swoim otoczeniu, a to oznacza głównie ziemię — stąd to powszechnie kojarzone ze świniami tarzanie się w błocie. Jest to najbardziej prawdopodobna geneza długowiecznego symbolu świni jako zwierzęcia brudnego i nieczystego, a także źródło zakazów spożywania mięsa świń w tych religiach, które wywodzą się z gorących rejonów Afryki (Żydówki i Żydzi, Muzułmanie i Muzułmanki)*. Tymczasem w rejonach, w których świnie można było hodować z łatwością, była ona postrzegana jako zwierzę święte. Ponadto wszystkożerność świni spowodowała, że zaczęto ją postrzegać jako symbol zdziczenia i obżarstwa, zaś jej liczne potomstwo uczyniło z niej symbol płodności. A to jest bezpośrednio związane z książką Świństwo (Truizmy) Marie Darrieussecq, w której dochodzi jednak do konwersji symboliki świni.


piątek, 25 maja 2018

„Uprawa roślin południowych metodą Miczurina” Weroniki Murek — recenzja

Iwan Miczurin był rosyjskim, a później radzieckim hodowcą roślin, który twierdził, że człowiek ma zdolność niemal całkowitego przeobrażania przyrody. Uważał, że podczas tworzenia nowych odmian roślin przez połączenie ich części (w mieszańcu wegetatywnym), jedna z nich staje się dla drugiej "wychowawcą". Choć jego teorie są z punktu widzenia nauki błędne, udało mu się przystosować niektóre spośród rosyjskich roślin południowych do warunków panujących na północy kraju. Nie dziwi zatem tytuł Uprawa roślin południowych metodą Miczurina, bowiem proza Weroniki Murek w tym zbiorze jest właśnie naginająca zasady narracji, języka i świata, a także zmieniająca to, co znane, w niesamowite i niespotykane.


czwartek, 17 maja 2018

To się nie skończy zawałem. Felieton [wokół transpłciowości]


Jako osoba transpłciowa przed terapia hormonalną wyglądam jak kobieta (choć bardzo zmaskulinizowana), lecz używam męskiego imienia, męskiej formy czasowników i męskich zaimków. Studiuję stomatologię, a to oznacza, że przychodzą do mnie pacjenci, którym leczę zęby; jakiś czas temu* na tych zajęciach zmieniła mi się prowadząca. Poprosiłem tę nową o to samo, o co poprzednią, czyli aby zwracała się do mnie zgodnie z moją identyfikacją płciową, lecz odmówiono mi tego „dla dobra pacjentów”, którzy mogą dostać zawału po usłyszeniu, że otoczenie mówi do mnie w formie męskiej, a ja wyglądam (niestety) dość kobieco.

sobota, 5 maja 2018

W kleszczach marazmu — „Sen zimowy” Goli Taraghi. Recenzja

W XX wieku w Iranie nieustanne zmieniały się rządy, poczynając od braku jednolitej władzy do wahań pomiędzy demokracją i dyktaturą. Premierzy i szachowie (monarchowie irańscy), często stojący w konflikcie ze sobą, byli mordowani i dymisjonowani, a na ich miejsce pojawiali się nowi, czasem wybierani przez inne państwa. Odbywały się liczne zamieszki, powstała także tajna i brutalna policja polityczna, która okrutnie mordowała opozycjonistów. Iran, jako kraj bogaty w złoża ropy naftowej, był także miejscem walki o wpływy pomiędzy Wielką Brytanią a ZSRR, zaś wcześniej i III Rzesza próbowała zagarnąć te złoża. Trudny moment dziejowy skutkował specyficznym stanem społeczeństwa, którego mentalność udaje się oddać irańskiej pisarce Goli Taraghi w powieści Sen zimowy, wydanej po raz pierwszy w roku 1973, lecz w Polsce — dopiero teraz.


poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Czarogeje wygrywają, czyli „Nie poddawaj się” Rainbow Rowell — recenzja

Istnieje prawdopodobieństwo, że w tej recenzji będę częściowo nieobiektywny. Powieść Nie poddawaj się Rainbow Rowell intryguje mnie jako pozycja będąca niczym fan fiction, ale także bawiąca się pewnymi motywami i konwencjami; jest jednak również książką, którą odbieram niezwykle emocjonalnie, ponieważ ma parę cech wpisujących się w szereg moich sympatii, nie tyle w literaturze, co najpierw w życiu (a przez to i pośrednio w literaturze). To powieść, której funkcją jest bardziej gra na emocjach niż cokolwiek innego, a przez te kilka moich sympatii, w które Rowell udało się trafić, Nie poddawaj się spełnia ją — dla mnie — idealnie. Ale po kolei.


Wszystko zaczęło się od Fangirl, czyli powieści Rainbow Rowell, której bohaterka, niejaka Cath, pisze fanfiki do serii książek o Simonie Snowie, wymyślonej przez Rowell na potrzeby tego, że bohaterka musi mieć źródło dla swojej twórczości. To taka opowieść w opowieści, którą jest Fangirl, jednak oprócz tego równolegle powstaje jeszcze trzecia historia, czyli właśnie serie fanfików Cath, z których na czoło wysuwa się Rób swoje, Simonie. Gdy Fangirl się kończy, historia Cath, a także historia oryginału powieściowego wymyślonej przez Rowell Gemmy T. Leslie zostają zamknięte, jednak nadal czuje się niedosyt losów żyjących już trochę własnym życiem bohaterów fanfików Cath, którym poświęcono relatywnie mniej miejsca niż jej życiu. Dlatego Rowell postanawia napisać tę historię, którą stworzyła Cath, jednakże od nowa, aby nie powtarzać tych słów i sytuacji, których używała Cath. I tak powstaje Nie poddawaj się.

niedziela, 22 kwietnia 2018

„Artykuł osiemnasty” Bartosza Staszewskiego (2016), czyli dlaczego w Polsce nie ma równości małżeńskiej — recenzja

Źródło.

W zeszłym tygodniu zdarzyło mi się wybrać do gdańskiej siedziby Krytyki Politycznej na film dokumentalny poświęcony równości małżeńskiej w Polsce, mianowicie Artykuł osiemnasty  Bartosza Staszewskiego. Ten artykuł Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej to jedno krótkie zdanie, mianowicie:
Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.
W związku z tym artykułem, jak utrzymują politycy będący u władzy teraz oraz kilka lat wcześniej, niemożliwe jest zawieranie małżeństwa przez osoby o tej samej płci prawnej*. Jednakże jak przekonują bohaterowie filmu, nic nie stoi na przeszkodzie, aby rozszerzyć konstytucyjną definicję małżeństwa, co więcej — artykuł ten nie zakazuje przecież wprowadzenia małżeństw osób tej samej płci prawnej. W dodatku, jak dowiedziałem się w pofilmowej dyskusji w Krytyce, pary tej samej płci mające dzieci w niektórych przypadkach traktowane są przez prawo polskie jak rodzina — wtedy, gdy państwo polskie chce czerpać większe korzyści finansowe z potraktowania kilku ludzi jako rodziny, a nie jako obcych osób. Chcecie wiedzieć więcej, a także czy warto obejrzeć film? Czytajcie dalej 😉.

niedziela, 15 kwietnia 2018

Mission Impossible albo „Szóstka wron” Leigh Bardugo — recenzja

Przyznaję się — przeczytałbym Szóstkę Wron Leigh Bardugo dopiero w bardzo dalekiej przyszłości, gdyby nie jeden, bardzo konkretny powód. To nie liczne pochwalne oceny od mniej lub bardziej znajomych osób, nie opis z okładki, że jest tu [p]rzestępczy geniusz Kaz Brekker i niewykonalny skok jego drużyny, a także nie ładne wydanie ani wielka chęć na fantastykę młodzieżową skłoniły mnie do sięgnięcia po powieść Bardugo w Wielkanoc. To wszystko oczywiście było istotne, ale wybór na Szóstkę Wron padł właśnie dlatego, że występuje tu wątek LGBTQIA+. Czy w związku z tym zostałem usatysfakcjonowany lekturą na każdym możliwym polu? Niekoniecznie.

niedziela, 8 kwietnia 2018

Rasizm XXI wieku. „Uciekaj!” („Get Out”), 2017 — recenzja

Pomimo faktu, że w XXI wieku prawo nie dzieli już ludzi na kategorie ze względu na kolor skóry, to rasizm nadal ma miejsce, przebiera jednak formy mniej lub bardziej różniące się od niewolnictwa czy skazywania podejrzanego w sądzie tylko dlatego, że ma ciemny kolor skóry. Rasizm XXI wieku jest o wiele subtelniejszy, kryje się pod maską uznania i czasem przejawia się w drobnych aspektach życia, które jednak pokazują, że dla rasisty czarnoskóry człowiek nie jest równy białoskóremu. O tym — między innymi o tym — opowiada film, który zdobył Nagrodę Oscara (a raczej to scenarzysta ją dostał) w 2018 roku za najlepszy scenariusz oryginalny, czyli Uciekaj! (Get Out), za którego reżyserię i scenariusz odpowiedzialny był Jordan Peele.

Ach, i ten czarno-biały plakat, on też rewelacyjnie
wpisuje się w konwencję filmu; tutaj też jest czerń
uwięziona pośród bieli.

sobota, 31 marca 2018

Zepsucie toczące świat, czyli „Duszny kraj” Boba Dylana

Z chwilą, gdy Akademia Szwedzka przyznała w 2016 roku Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury Bobowi Dylanowi za stworzenie nowych form poetyckiej ekspresji w ramach wielkiej tradycji amerykańskiej pieśni zacząłem się zastanawiać nad decyzją Akademii, dość dla mnie niezrozumiałą — głównie za sprawą tego, że nigdy nie słuchałem Dylana, nie znałem więc jego twórczości, ale także z powodu moich licznych wątpliwości na temat tego, czy powinno się dawać Nobla za, bądź co bądź, teksty piosenek. Pełen wątpliwości rok zajęło mi kupno przekładu tekstów Dylana na język polski, czyli Dusznego kraju, kolejne pół  przeczytanie tej książki, co już sugeruje, że twórczość jednego z najbardziej znanych amerykańskich tekściarzy to nie jest mój ulubiony typ sztuki. Ale co z tym Noblem — słuszna była ta decyzja Akademii Szwedzkiej czy nie?


niedziela, 11 marca 2018

O zbrodni — „Człowiek tygrys” Eka Kurniawan — recenzja


Małe, sielskie miasteczko znajdujące się w Indonezji i z pozoru dzień jak co dzień, podczas którego okazuje się, iż Margio, spokojny, opanowany chłopak, mający talent do polowania na dziki, zamordował nocą Anwara Sadata, czyli miejscowego artystę i człowieka, który całe życie poświecił na podrywanie kobiet — czasem za ich zgodą, a czasem pomimo wyraźnej niechęci. Nie był to jednak człowiek, który wzbudzał czyjąkolwiek nienawiść, a już na pewno nie nienawiść Margia, zatem morderstwo tym bardziej wszystkich zadziwiło.

poniedziałek, 5 marca 2018

Rok w pigułce, czyli pierwsze urodziny bloga


Równo rok temu, dnia 5 marca 2017 roku, opublikowałem tutaj swoją pierwszą recenzję. Nie jestem z niej w tym momencie dumny i obecnie napisałbym ją lepiej, ale nie zmienia to faktu, iż to właśnie od Zaprzysiężonej dziewicy Elviry Dones (powieść dotycząca płci kulturowej, jakżeby inaczej) wszystko się zaczęło. Od tamtej chwili upłynęło pełnych 365 dni, równo 50 recenzji (w tym jedna filmowa i cztery mangowo-komiksowe), jeden post będący ni to recenzją, ni to relacją (z wystawy Zdzisława Beksińskiego), a także trzy posty o na różne inne tematy. Brzmi zadowalająco.

poniedziałek, 26 lutego 2018

Jądro kobiecości. „Wagina. Nowa biografia” Naomi Wolf — recenzja

W chińskiej poezji miłosnej z epoki dynastii Han i Ming nazywano ją złotym lotosem. Inne jej określenia to bramy raju, drogocenna perła i ukryte miejsce czy też po polsku brzmiące nieco zaskakująco jadeitowe wrota. Moją ulubioną nazwą pozostanie chyba jednak właśnie złoty lotos albo ewentualnie kusząca w swojej prostocie nazwa skarb. Te wszystkie chińskie określenia oznaczają oczywiście waginę, czyli miejsce, które Naomi Wolf nazywa w swojej popularnonaukowej książce Wagina. Nowa biografia centrum wszechświata.

niedziela, 18 lutego 2018

(Bez)nadzieja w Polsce, czyli „Tam, gdzie rosły mirabelki” Jana Mazura — recenzja

Na pewno zdarzyło się Wam widzieć ich w drodze z pracy (a czasem nawet do) czy w przerwie na lunch. Stoją za osiedlowym sklepikiem spożywczym lub siedzą na ławeczce w parku, już o czternastej pijąc pierwsze piwo. Młodzi mężczyźni, którzy mogliby jeszcze iść na studia, ale w zamian wolą pić i narzekać na brak pieniędzy, niesprawiedliwość życia, niedające im pieniędzy państwo, zaś sami do pracy nie pójdą, ponieważ nie będą pracować za najniższą krajową pensję. Pewnie przechodząc obok nich, tak jak ja wielokrotnie odwracaliście wzrok i jeszcze dodatkowo zamykaliście uszy, aby nie słyszeć ich przekleństw. Jan Mazur jednak postanowił wzroku nie odwracać, tylko poobserwować i posłuchać, a potem to narysować — i tak powstało Tam, gdzie rosły mirabelki.

niedziela, 11 lutego 2018

Plan czytelniczy na 2018 rok

Napisałem ten post już na samym początku stycznia, ale potem — jak to ja — zupełnie o nim zapomniałem. A później nie miałem czasu go doszlifować. Jednak w końcu jest! Zapraszam.



Jako że zeszłoroczny plan czytelniczy zupełnie mi nie wypalił, w tym roku mam inny pomysł. Mianowicie koniec z konkretnymi książkami, które koniecznie muszę przeczytać oraz koniec z autorami, po których dowolną książkę absolutnie muszę sięgnąć. W zamian za to mam plan innego rodzaju, uwzględniający bardziej różnorodne regiony świata, kraje, poszczególną tematykę i zagadnienia. Oprócz tego proponowane książki, ale w formie dużo luźniejszej niż rok temu — wtedy było to obiecywanie sobie, że coś przeczytam, a dziś tylko różne książki sobie proponuję. Ponadto przestaję oczekiwać od siebie przeczytania ponad 60 książek — wystarczy mi liczba 50. To znaczy nie, oczywiście, że mi taka liczba nie wystarczy, ale to kompromis pomiędzy czytaniem i życiem osobistym, bo te przecież też chciałbym mieć. (Ale bardzo liczę, że przeczytam jednak tych książek więcej niż 50. Dużo więcej. Tak naprawdę będę usatysfakcjonowany dopiero przy 65, natomiast te 50 pozycji to taki wykonalny must-read).

Poza tym zauważyłem, że w 2017 roku przeczytałem bardzo dużo pozycji amerykańskich, polskich i brytyjskich (razem 24, czyli prawie połowę wszystkich przeczytanych w tamtym roku), co w 2018 chciałbym zmienić  brakuje mi bardzo książek spoza zachodniego centrum kulturowego, z krajów takich jak Słowacja albo Rumunia czy też z Ameryki Południowej bądź Azji (tylko cztery książki z tego regionu świata w zeszłym roku, toż to skandal!). Ponadto jak zwykle interesuje mnie feminizm oraz kwestie LGBTQIA+. Oto, co sobie założyłem (w nawiasie wymieniam liczbę książek z danej kategorii):


wtorek, 6 lutego 2018

Sen o nienawiści — „Bellevue” Ivany Dobrakovovej — recenzja

Niepełnosprawność i ciężka choroba czasem napawają ludzi pełnosprawnych i zdrowych strachem, który związany jest zarówno z tym, że oni sami mogą również być w przyszłości chorzy i zależni od innych, jak i z powodu nieumiejętności zachowywania się przy osobach niepełnosprawnych i chorych tak, aby ich nie urazić. Z reguły jednak obcowanie z pacjentami ciężko chorymi oraz z tymi, którzy mogą wymagać pewnej pomocy w codziennym życiu pozwala przełamać strach i bariery, utrzymywać przyjacielskie stosunki z nimi, a czasem nawet spełniać się życiowo pomagając im. Niekiedy jednak zdarza się inaczej — z takiego punktu wyjścia zarysowuje się problematyka Bellevue, powieści słowackiej pisarki Ivany Dobrakovovej.


czwartek, 1 lutego 2018

Krocząc ciemną doliną śmierci*, czyli wystawa „Beksiński Nieznany”

Zupełnie się nie spodziewałem, że napisze kiedykolwiek taki post, ale byłem przedwczoraj na wystawie Beksiński nieznany, która zrobiła na mnie tak ogromne wrażenie, że postanowiłem o niej napisać. Zaczęła się ona w Gdańsku wraz z początkiem stycznia, a kończy się czwartego lutego — zostało zatem kilka dni, aby ci, którzy jej jeszcze nie wiedzieli, a mają możliwość, zrobili to. Wiem — zachęcam do tego trochę poniewczasie, ale nadal uważam, że lepiej to zrobić później niż wcale, bowiem tę wystawę naprawdę warto zobaczyć — a nuż zachęcę do tego choć jedną osobę.


Osoby Zdzisława Beksińskiego (1929-2005) zapewne nikomu w Polsce przedstawiać nie trzeba, gdyby kogoś jednak ominęły informacje o nim, to był on polskim artystą, a kojarzony jest przede wszystkim za swoje wybitne dzieła malarskie, jednak wykonywał także liczne grafiki komputerowe, fotografie, rysunki i rzeźby. Jego gdańska wystawa nosi nazwę Beksiński nieznany i jest to niezwykle istotny tytuł, bowiem w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim zaprezentowane są nie obrazy artysty, lecz jego grafiki, fotografie oraz fotomontaże. Sam tytuł wskazuje, że obrazów tutaj nie będzie, będą natomiast — nomen omen — dzieła, o których większość osób nie słyszała, a są równie warte zobaczenia jak cała reszta twórczości artysty. Na początku wystawione są prace pochodzące z najpóźniejszego okresu twórczości autora, tj. grafiki komputerowe tworzone w latach 2000-2005 i zachwycające szczegółowością oraz wirtuozerią wykonania, utrzymane w typowym dla Beksińskiego klimacie.

niedziela, 28 stycznia 2018

Droga ku akceptacji. „Zupełnie inny weekend” — recenzja

W swoim opowiadaniu Harukiego Murakamiego Kamień w kształcie nerki, który co dzień jest gdzie indziej (znajdziecie w zbiorze Ślepa wierzba i śpiąca kobieta), jeden z bohaterów przedstawia teorię, wedle której każdy mężczyzna spotyka w życiu tylko trzy naprawdę ważne kobiety, a takie spotkanie zawsze prowadzi do czegoś istotnego i odkrywczego w jego życiu, zaś te kobiety są jedynymi, z którymi może on zbudować związek. Zapewne gdyby przearanżować tę teorię, okazałoby się, że każdy mężczyzna spotka w swoim życiu takie trzy ważne osoby, zatem dla geja będzie to trójka mężczyzn, nie kobiet. Mężczyzn, z którymi spotkanie będzie miało diametralny wpływ na jego życie, a zatem także na życie tego drugiego. O jednym z takich właśnie spotkań opowiada brytyjski film Zupełnie inny film (ang. Weekend) z roku 2011, którego reżyserem i scenarzystą był Andrew Haigh.


Russell jest gejem, o którego orientacji wiedzą tylko najbliższe mu osoby. Nie jest w związku i w pewien piątkowy wieczór decyduje się odwiedzić klub gejowski, gdzie poznaje Glena, z którym postanawia spędzić noc. Jednak na tym się kończy, a jednonocna przygoda staje się początkiem długiego i pełnego wrażeń weekendu, w który mężczyźni będą się wielokrotnie spotykać, rozmawiać i uprawiać seks, czyli coraz lepiej się poznawać. Są oni zupełnie różni i różne są ich podejścia do związku — Russell pragnie miłości, a jednonocny seks i poznawanie mężczyzn w ten sposób są dla niego często próbą znalezienia kogoś bliższego, zaś Glen traktuje spotkania na jedną noc jako cel sam w sobie, jest artystą i nie brakuje mu odwagi w mówieniu o własnej orientacji seksualnej. Każdy z mężczyzn ma jakiś problem i dla każdego z nich spotkanie z tym drugim ma prowadzić do pewnego rozwoju osobistego.

niedziela, 21 stycznia 2018

Z pamiętnika sfrustrowanej urzędniczki, czyli „Biurwa” Sylwii Kubryńskiej — recenzja.

Nie chadzam do urzędów, a jeżeli już, to bardzo rzadko, nie mam więc odpowiedniego doświadczenia, aby zweryfikować wszystkie te historie o bieganiu od okienka do okienka przez petentów, o słuchaniu, że się nie da, o długim okresie czekania na rozpatrzenie złożonych wniosków oraz o złośliwych paniach urzędniczkach. Prawdę mówiąc, moje doświadczenia z urzędami są zgoła odmienne - nawet jeśli muszę stać w kolejce, to jest to jedyny raz, kiedy przychodzę po coś do urzędu (chyba, że muszę to potem odebrać, jak na przykład dowód osobisty), a wszystkie panie są miłe i żartują z taką samą częstotliwością jak inni ludzie. Być może ktoś będzie miał inne doświadczenia i uzna, że w powieści Biurwa Sylwii Kubryńskiej jest wiele prawdy, ja jednak się z nim nie zgodzę. Zapraszam.

niedziela, 14 stycznia 2018

Ciężar superbohaterstwa. „Jessica Jones: Alias” Briana Michaela Bendisa oraz Michaela Gaydosa (tom 1) — recenzja

Na okładce pierwszego tomu Jessici Jones: Alias widzimy kobietę. Nie patrzy nam w oczy, lecz gdzieś w dół, wyglądając na zasmuconą, może też nieśmiałą lub zawstydzoną. Widać, że ma jakiś problem. Rzuca ona dwa cienie: pierwszy jest większy i wyższy, to cień pewnej siebie, wyprostowanej, twardej kobiety, która nie boi się stawiać czoła przeciwnościom. Drugi jest mniejszy oraz bledszy, bardziej skurczony i przygarbiony, z wzrokiem skierowanym w dół. To ten mniejszy jest właściwym odbiciem Jessici; od wyższego odwróciła się plecami. Ta okładka idealnie oddaje klimat pierwszego tomu serii komiksowej autorstwa Briana Michaela Bendisa (scenariusz) oraz Michaela Gaydosa (rysunki).


sobota, 6 stycznia 2018

Problem z płcią kulturową albo „Wszyscy powinniśmy być feministami” Chimamandy Ngozi Adichie

Rokrocznie w Afryce ma miejsce konferencja TEDxEuston poświęcona problemom i rozwijaniu tego kontynentu. Na jednej z nich, konkretnie w roku 2012, Chimamanda Ngozi Adichie wygłosiła wykład poświęcony feminizmowi, który następnie nieco zmieniono i umieszczono (wraz z artykułem Kobiecy błąd) w niniejszej książce - Wszyscy powinniśmy być feministami.

wtorek, 2 stycznia 2018

Podsumowanie roku 2017

Rok 2017 był dla mnie, co tu dużo mówić, średni. Udało mi się przeczytać zaledwie 51 książek, co jest bardzo dużym spadkiem w porównaniu z zeszłym rokiem (68 książek), bo aż o 25%. Przyczyn tego upatruję w wyjątkowo ciężkim semestrze, który na szczęście właśnie się kończy (życzcie mi w Nowym Roku abym od tej pory miał tylko lżejsze) oraz w trochę bogatszym życiu osobistym niż rok wcześniej (tego wolałbym nie zmieniać). Jeszcze gorzej wypadł mój ambitny Plan czytelniczy na poprzedni już rok - z dużej liczby 75 zaplanowanych książek przeczytałem 24, czyli równo 32% (prawie jedna trzecia, juhu!). Niemniej to mnie nie martwi, bowiem sięgnąłem po wielu autorów, których czytanie miałem zaplanowane na rok 2018, jednak w związku z tym odchodzę od planowania konkretnych autorów i ich książek do czytania na konkretne lata - zupełnie przestało się to sprawdzać. Wyszło w 2016 roku, nie wyszło w 2017. Bywa. W nowym roku postanawiam zmienić trochę zasady mojego planowania, ale o tym więcej w Planie czytelniczym na 2018 rok, który opracuję już niedługo.

Pod względem jakości przeczytanych książek ten rok również wyglądał gorzej niż 2016, w którym trafiło mi się więcej literackich perełek, choć być może przyczyna tego tkwi w tym, że z każdym rokiem jestem coraz bardziej opierzonym czytelnikiem i tym samym coraz mniej rzeczy wywołuje we mnie wielkie zachwyty. Na szczęście zawodów też miałem mniej niż w roku 2016. Na pierwszy rzut idą właśnie one.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...