poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Czarogeje wygrywają, czyli „Nie poddawaj się” Rainbow Rowell — recenzja

Istnieje prawdopodobieństwo, że w tej recenzji będę częściowo nieobiektywny. Powieść Nie poddawaj się Rainbow Rowell intryguje mnie jako pozycja będąca niczym fan fiction, ale także bawiąca się pewnymi motywami i konwencjami; jest jednak również książką, którą odbieram niezwykle emocjonalnie, ponieważ ma parę cech wpisujących się w szereg moich sympatii, nie tyle w literaturze, co najpierw w życiu (a przez to i pośrednio w literaturze). To powieść, której funkcją jest bardziej gra na emocjach niż cokolwiek innego, a przez te kilka moich sympatii, w które Rowell udało się trafić, Nie poddawaj się spełnia ją — dla mnie — idealnie. Ale po kolei.


Wszystko zaczęło się od Fangirl, czyli powieści Rainbow Rowell, której bohaterka, niejaka Cath, pisze fanfiki do serii książek o Simonie Snowie, wymyślonej przez Rowell na potrzeby tego, że bohaterka musi mieć źródło dla swojej twórczości. To taka opowieść w opowieści, którą jest Fangirl, jednak oprócz tego równolegle powstaje jeszcze trzecia historia, czyli właśnie serie fanfików Cath, z których na czoło wysuwa się Rób swoje, Simonie. Gdy Fangirl się kończy, historia Cath, a także historia oryginału powieściowego wymyślonej przez Rowell Gemmy T. Leslie zostają zamknięte, jednak nadal czuje się niedosyt losów żyjących już trochę własnym życiem bohaterów fanfików Cath, którym poświęcono relatywnie mniej miejsca niż jej życiu. Dlatego Rowell postanawia napisać tę historię, którą stworzyła Cath, jednakże od nowa, aby nie powtarzać tych słów i sytuacji, których używała Cath. I tak powstaje Nie poddawaj się.

Historia tej książki skupia się na losach młodego czarodzieja, Wybrańca, niejakiego Simona Snow, który jest wplątany w wojnę z (proszę się nie śmiać teraz (chociaż w sumie to czemu nie)) Podstępnym Szaroburem, a także w konflikt pomiędzy obecnym przywódcą świata magów — odkrywczo nazwanym Magiem — oraz Starymi Rodzinami, w których synem najważniejszej, lecz zmarłej już kobiety jest Baz — współlokator Simona, z którym się nienawidzą (przynajmniej w teorii). Bowiem jak to w fikcji fanowskiej bywa, od nienawiści jest prosta droga do miłości. To uczucie między chłopakami stanowi oś całej historii i to wokół niego będą oscylowały wszystkie wydarzenia. Ważne jest, aby to sobie uświadomić — jak w typowym fanfiku, tak i tu uczucie pomiędzy bohaterami i ich relacja są najważniejsza, a wojna, walka, polityka i wszystko, co tylko chcecie, dzieje się na drugim planie i stanowi tło dla rozwijającej się miłości. Dlatego nie można postawić Nie poddawaj się zarzutu, że jest to książka, która ma szczątkową fabułę i wszystko skupia się na uczuciu pomiędzy bohaterami. Rzeczywiście: ta powieść ma fabułę słabo rozwiniętą, a pomijając główną oś fabularną, wiele wydarzeń dzieje się po to, aby móc konfrontować bohaterów ze sobą i rozwijać ich uczucia. Jednak nie można zrobić z tego zarzutu, bowiem taka jest konwencja gatunku; to tak, jakby sięgając po Hamleta Shakespeare'a, denerwować się, że bohaterowie praktycznie cały czas mówią.

Watford to zamek, więc aż się prosi o zilustrowanie wpisu zdjęciami zamków, aby Wam się mózgi nie męczyły od czytania tego obszernego tekstu. Oto zamek Neuschwanstein w Bawarii w Niemczech.

Choć gdy przy fabule jesteśmy, tu też pojawia się największy zarzut wobec Rowell — fabularnie Nie poddawaj się jest nierówne, zwłaszcza pod kątem rozwijającego się pomiędzy bohaterami uczucia. Pierwsza połowa książki składa się głownie z przemyśleń, opowiadania o świecie i rysowania relacji między poszczególnymi osobami, później akcja stopniowo się rozwija, jednak w samej końcówce nabiera zbyt dużego tempa, pozostawiając za mało miejsca na uczucia, przemyślenia i sceny bardziej romantyczne, których — przy takich założeniach, jakie postawiła sobie Rowell — powinno być nieco więcej. To tylko małe nieco, ale jednak nieco znaczące. Zresztą końcówka z rozwiązaniem akcji jest również zbyt chaotyczna  i w porównaniu do poprzednich wydarzeń bardzo łatwa i krótka. Patrząc na dorobek Rowell, podejrzewać można, że nie do końca miała pomysł na te fragmenty w fantastyce młodzieżowej, które bardziej wpisują się w elementy walki niż miłości oraz nie bardzo umiała rozgrywać fragmenty typowo sensacyjne, bardziej znając się na pisaniu o uczuciach. Na szczęście jednak nie niszczy to lektury.

Cały świat oraz historia, którą Rowell wykreowała dla Fangirl, były bardzo mocno inspirowane Harrym Potterem. Simon  (jak Harry) jest Wybrańcem, którego zjawienie się było przepowiedziane, ma on najgorszego szkolnego wroga, Baza (Draco Malfoy), a także przyjaciółkę Penelope, która świetnie się uczy (Hermiona). Jest również jego mentor, Mag (Dumbledore), zły wróg Podstępny Szarobur (Voldemort), zaś szkoła, w której uczą się magii to Watford (nawet brzmi podobnie do Hogwartu) — podobieństwa można by wymieniać bardzo długo. Z jednej strony można by uznać to za wielką wadę, z drugiej odnoszę wrażenie, że Rowell była świadoma tego, co zrobiła w Fangirl, gdzie specjalnie postawiła na znaną historię i znany świat, którego specyfiki nie musiała za bardzo pokazywać, bowiem czytelnik przełożył sobie na niego swoją wiedzę z cyklu Rowling; w zamian mogła eksplorować ten swój-nieswój świat i miała możliwość naginania mu granic oraz sprawdzania, jak ona by poprowadziła historię o bardzo podobnych założeniach.

Kylemore Abbey - opactwo benedyktyńskie w Irlandii, nad jeziorem Kylemore Lough.

Jednak w momencie, w którym Rowell zaczęła z historii, która miała być tylko opowieścią z Fangirl tworzyć osobną książkę, należało zmienić ją tak, aby nie była tylko bezsensowną kalką Rowling. Dlatego (a może również z czystej przyjemności zabawy) Rowell bawi się trochę konwencją gatunku, w której biedna sierota ratuje świat przed złem, parodiuje go nieco, a zarazem jest o wiele bardziej świadomą twórczynią niż Rowling. Przede wszystkim jej bohaterowie nie żyją w próżni; to już nie jest świat, gdzie Mugoli się praktycznie olewa — tutaj o Normalnych myśli się bardzo dużo, a czarodzieje mają z nimi o wiele bardziej autentyczne relacje: przyjaźnią się z Normalnymi, czego się wstydzą, lub tego nie robią, kierując się silną i świadomie wprowadzoną przez Rowell normalofobią. Ponadto zwraca ona o wiele większą uwagę na to, jak funkcjonują magowie w poszczególnych krajach — wprawdzie mówi tylko o czarodziejach ze Stanów Zjednoczonych i Anglii, ale wyjaśnia to na tyle, iż widać, że każdy kraj ma jakieś swoje magiczne ugrupowanie, a jeśli nie — to właśnie to jest jego specyfiką, a nie pominiętą kwestią jak u Rowling. Czarodzieje nie mają żadnej systemowej opieki społecznej? Fakt, nie mają, ale w jednej ze scen Penelope zauważa, że to źle i należy to zmienić. Również postacie nie żyją w idealnym świecie pod względem psychologii (po ciężkich przeżyciach mają traumę i odwiedzają psycholożkę) czy relacji rodzinnych — mają bardzo rzeczywiste, świadomie zrobione przez Rowell uprzedzenia, także wobec homoseksualizmu. W każdym momencie Rowell stawia sobie pytanie no dobrze, ale jak by to funkcjonowało w rzeczywistym świecie?, na które własną twórczością odpowiada.

Zamek Hohenzollern, siedziba rządzącej niegdyś (wieloma państwami) dynastii Hohenzollernów. Znajduje się w Niemczech.

Całość broni się również dzięki lekkiemu wyśmiewaniu i parodiowaniu gatunku — Rowell, przemyślawszy to bądź nie, nadała bohaterom Fangirl imiona takie jak Simon Snow, Tyrannus Basilton Grimm-Pitch, użyła „odkrywczego” tytułu Mag czy też zgarniającego całą pulę nagród w konkursie na najgłupsze imię dla złego Podstępnego Szarobura. Nie są to zbyt estetyczne imiona i wzbudzają politowanie oraz śmiech. W Nie poddawaj się Rowell próbuje trochę z tego wybrnąć, czasem bardziej udanie, czasem nie, podając na przykład dziwną i nieco naciąganą etymologię słowa Szarobur, ale także tłumacząc w niezwykle sensowny sposób, dlaczego Simon Snow nazywa się w właśnie ten (idiotyczny) sposób. Zaś w kwestii Tyrannusa Basiltona Grimma-Pitcha Rowell decyduje się na balansowanie na granicy żartu, co również wychodzi jej nieźle.

Oprócz tego ważna jest także zabawa gatunkiem — owszem, Simon jest Wybrańcem, jednak Rowell  bawi się konwencją, w roli tego złego umiejscawiając dość nietypową postać, co otwiera zarazem rożne możliwości interpretacyjne. Rowell stawia pytanie o naturę i źródło zła, na które nie da się jednoznacznie — a na pewno nie pokazując tylko jedno źródło — odpowiedzieć, ale zmusza również do zastanowienia się, czy bohaterem czynią człowieka przepowiednia czy też jego własne czyny. Jest tu także istotny wątek pychy ludzkiej i przeświadczenia o tym, że człowiek może bawić się w Boga i decydować o losach innych, jak również pokazanie skrajnie negatywnych konsekwencji tego. Niepozbawione jest to także własnego komentarza, bowiem każda wada ludzka, którą portretuje Rowell, ma swoje uzasadnienie w życiu danej osoby — zło w ludziach nie bierze się znikąd, lecz jest wynikiem czegoś, co spotkało daną osobę w życiu, i pokazane jest to zarówno w opowieściach o losach tych złych, jak i za pomocą metafor.


A na koniec polski zamek, czyli Książ z Wałbrzycha. Korciło mnie, aby dać mój Malbork, ale prawda jest taka, że ten mi o wiele bardziej pasuje na siedzibę szkoły.

Przede wszystkim jest to jednak opowieść o rozwijającej się miłości, choć, jak już pisałem, rozwijającej się bardzo nierówno fabularnie. Mimo wszystko to jedna z nielicznych opowieści książkowych, które dają dobrą reprezentację populacji LGBTQIAP+ w literaturze — jest to wprawdzie opowieść pisana pod kątem czytelniczek (a nie czytelników będących częścią populacji LGBTQIAP+), toteż nie niesie to ze sobą tak potrzebnych wzorów postaw chłopców interesujących się innymi chłopcami (co nie jest wadą, jako że Rowell jest kobietą, a nie homoseksualnym mężczyzną), ale zarazem stanowi dobrą — choć ze względu na dość nierealny charakter relacji głównych bohaterów mało prawdopodobną w rzeczywistym życiu (może to i lepiej) — pożywkę emocjonalną dla czytelników spragnionych miłosnych wrażeń w literaturze. I rzecz jasna dla wszystkich innych, lubiących fan fiction, też, tym bardziej, że w porównaniu do niektórych autorów i autorek fan fiction, Rowell ma dobry, wyćwiczony pisarski warsztat.

Rainbow Rowell udało się w Nie poddawaj się połączyć emocjonującą historię miłosną wraz zabawą pewną konwencją gatunkową i ciekawymi spostrzeżeniami. Jednak nie należy zapominać, że to przede wszystkim historia o rozwijającym się uczuciu; ci, którzy na taką się nastawią, mogą ucieszyć się z paru dodatkowych rzeczy, które Rowell udało się zawrzeć, jednak ktoś nastawiający się na odkrywczą fantastykę będzie zawiedziony. Oprócz tego jest szansa, że gdyby tę książkę przeczytał ktoś, kto nie jest fanem gejowskich historii miłosnych z cynicznym wampirem w tle, to dostrzegłby tu wady, których ja nie widzę. Nie znaczy to oczywiście, że Wam odradzam lekturę, a jedynie, że jeśli nie będziecie z niej zadowoleni tak jak ja, to pamiętajcie, że jestem fanem gubiącym część mózgu na widok tej książki. Ale tylko część.

Moja ocena: 9/10
...przy czym pamiętajcie, że nie jest to ani obiektywna ocena, ani obietnica, że Wy odbierzecie tę powieść tak samo, lecz numeryczny zapis mojej satysfakcji emocjonalnej z lektury.

PS. A w recenzji nie napisałem o tym, że...
  • uwielbiam Baza. Serio, kocham go. Przede wszystkim kocham cyniczne wampiry, a on jest cynicznym wampirem (to albo mały spoiler, albo wcale, bo Simon mówi o tym od początku), więc nie mogłem się nie zakochać. Jeśli spotkacie kogoś takiego jak Baz, to proszę o przyprowadzenie go do mnie 😃.
  • to bardzo humorystyczna książka, niekiedy zabawna humorem sytuacyjnym, a innym razem przy pomocy nawiązań do współczesnego świata, jego piosenek, z których ludzie się śmiali, czy też internetowego trollingu.
  • możemy również poczytać tu o społeczeństwie przekonanym o posiadaniu większej wartości od pozostałych grup społecznych — Rowell ciekawie zarysowuje ich psychikę, kolejny raz wskazując, że to, co można bardzo łatwo uznać za złe, nie jest wcale takie jednoznaczne.
  • jest tu  ładny obraz rewolucji, która zapomina, kiedy kończy się walka, a zaczyna demokracja.
  • gdy porównuje się tę książkę Rowell z innymi, zauważyć można, że wypowiedzi bohaterów są o wiele bardziej chaotyczne; nie chce mi się wierzyć, że Rowell nagle znacząco osłabły jej zdolności — o wiele bardziej wygląda to na winę redakcji.
  • jest tu jedna postać, która cierpi z powodu tego, że jest czymś, co uważa za złe; jednak nie ma tu spektakularnego pogodzenia się z losem ani dramatycznych narzekań, a są tylko sugerowane problemy ze sobą oraz akceptacja tego, że jest się czymś, co uważa się za złe, a czego inni nie zaakceptują.
  • czy wspominałem już o tym, że Baz to miłość mojego życia? ❤️
Rainbow Rowell, Nie poddawaj się. Wzlot i upadek Simona Snowa, Harper Collins Polska, Warszawa 2016.
Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska
Tytuł oryginału: Carry on

15 komentarzy:

  1. Wow, w sumie nie interesowałam się, o czym jest ta książka i teraz stwierdzam, że to niezła jazda :D A z młodzieżówek LGBT - czytałeś może "Will Grayson, Will Grayson"?

    PS. Malbork byłby okropną szkołą - te wszystkie przeciągi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie, ale kiedyś mam zamiar :D.

      PS. Fakt. I łazienka za daleko! (Jest w takiej odosobnionej wieży) xD.

      Usuń
    2. Łazienki nie pamiętam, może nawet do niej nie dotarłam XD

      Usuń
    3. Jak to nie? Nie opowiadali Wam fascynującej legendy o tym, jak pewnemu diabełkowi bardzo mocno chciało się do toalety, ale że jest ona daleko, to nie zdążył dotrzeć i zamienił się w płaskorzeźbę na ścianie i "patrzcie dzieci, jaki on ma wyraz twarzy, widać, że musi do łazienki"? XD Opowiadali mi to na KAŻDEJ wycieczce, masakra jakaś xD.
      O, tu masz jego zdjęcie xD:
      https://lh5.googleusercontent.com/-P3kqGSHxwxI/VMJgeWkpdzI/AAAAAAAAdfA/7wAvAqlqSNM/s900/IMG_4114%25202.JPG

      Usuń
  2. Przypomiałeś mi, jak bardzo chcę przeczytać "Carry On" :) "Fangirl" to było dla mnie objawienie, książka o kimś, kto równie dobrze mógłby być mną. Te wszystkie dni i miesiące swego czasu przesiedziane na forum Mirriel, lata czytania fan fiction... Do tej pory jestem fanką Drarry. To książka dla mnie, tylko cały czas odkladam czytanie ma później :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, dla mnie też "Fangirl" było rewelacją i również się z bohaterką bardzo utożsamiałem - ogólnie to zawsze miałem problem z utożsamianiem się z postaciami płci żeńskiej, a z Cath identyfikowałem się maksymalnie :P. Tylko ja akurat zawsze wolałem pisane na blogach yaoi z oryginalnych uniwersów, ale jeśli chodzi o HP, to Drarry też lubiłem najbardziej :3. Hmm, chyba wiem, co będę czytał dzisiaj wieczorem... :P.

      Usuń
  3. Mam ją na półce! Rowell kocham za "Linię serc" - to była niesamowita historia i chociaż raz to baba była winna rozpadowi związku. Muszę chyba znaleźć chwilkę dla tej książki, bo po takiej recenzji mam na nią ogromną ochotę! 💕💕

    Pozdrawiam,
    Ksiazkowa-przystan.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Btw, nie mam pojęcia dlaczego tak późno tutaj dotarłam. Obserwuję!

      Usuń
    2. "Linii serc" jeszcze nie znam, ale po tym jak zakochałem się w "Fangirl" uznałem, że muszę przeczytać wszystkie powieści autorki, więc "Linia serc" jest ciągle przede mną :D. No i bardzo mi miło że się podobała recenzja i że zostajesz na dłużej :D.
      Pozdrowienia! :).

      Usuń
  4. Entuzjazmem nie płonę, ale przyznaję, że zainteresowała mnie ta zabawa konwencją oraz zwrócenie uwagi na pewne kwestie, której u Rowling zostały pominięte (choćby pogłębione relacje na linii czarodzieje-ludzie bez magicznych zdolności). No i sama historia powstania książki (mocno zawiła) świetnie uświadamia jaką moc posiada literatura :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, zdziwiłbym się, gdybyś płonął entuzjazmem :P. W sumie to taka książka, że nie spodziewam się iż pomimo wszystkich jej plusów kogoś do niej przekonam. Recenzję również pisałem z założeniem, że po prostu opiszę tę rewelacje, bardziej jako ciekawostkę, a nie że będę próbował kogoś przekonać :). Toteż cieszę się, że się zainteresowałeś, nawet jeśli po nią nie sięgniesz :).

      Usuń
  5. Swego czasu był spory szał na Rowell, przynajmniej wśród blogerów, których obserwuję i pod wpływem pozytywnych recenzji kupiłam "Eleonorę i Parka", mimo że fanką wątków romantycznych nie jestem. Książki jeszcze nie czytałam, więc nie mam pojęcia jak odbiorę twórczość Rowell, ale przyznam, że czuję się zaciekawiona zabawą z konwencją przedstawioną w "Nie poddawaj się". Rozumiem, że przed lekturą tej powieści dobrze byłoby poznać "Fangril" czy nie jest to konieczne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to zupełnie konieczne, ale ciut lepiej jest przeczytać aby mieć jakieś pojęcie o tym świecie, a nie wchodzić do czegoś nowego. No i jak Ci się spodoba, to już wtedy zaczniesz fangirlować chłopaków i zrobisz sobie ochotę na lepsze :D.
      "Eleonora i Park" uchodzą zdaniem niektórych za najlepsza książkę autorki :). Wprawdzie mnie podobała się ona najmniej ze wszystkich trzech czytanych, ale to raczej kwestia tego, że pozostałe zachwyciły, a ta się "tylko" podobała. Myślę, że zrobi na Tobie dobre wrażenie, bo bohaterowie są z krwi i kości oraz jak na młodzieżówkę mają wyjątkowo dojrzałe problemy i nie są infantylizowani ani upraszczani. Ech, im więcej o tym myślę, tym bardziej Rowell lubię :).

      Usuń
  6. To pewnie dla spokojności ducha przeczytam "Fangril", żeby jednak zachować chronologię :) Nie lubię poznawać twórczości od najlepszej książki, ale cóż, widać w tym przypadku tek pewnie będzie. Brakuje mi dojrzałych młodzieżówek, w których bohaterowie ani nie zachowują się infantylnie, ani nie przeżywają dramatów na każdej stronie. Liczę, że polubię się z Rowell :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ich bardzo brakuje :/. Mam nadzieję, że się polubicie (w końcu bardzo ją polecam), ale w sumie jestem raczej przekonany, że tak będzie :).

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - odzew czytających jest dla mnie bardzo ważny, a więc proszę się nie wahać i komentować :). Jednocześnie uprzedzam, że będę bez mrugnięcia okiem usuwać komentarze obraźliwe, rasistowskie, homo- i transfobiczne czy też inne będące formą mowy nienawiści bądź naruszające netykietę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...