Przyznaję się — przeczytałbym Szóstkę Wron Leigh Bardugo dopiero w bardzo dalekiej przyszłości, gdyby nie jeden, bardzo konkretny powód. To nie liczne pochwalne oceny od mniej lub bardziej znajomych osób, nie opis z okładki, że jest tu [p]rzestępczy geniusz Kaz Brekker i niewykonalny skok jego drużyny, a także nie ładne wydanie ani wielka chęć na fantastykę młodzieżową skłoniły mnie do sięgnięcia po powieść Bardugo w Wielkanoc. To wszystko oczywiście było istotne, ale wybór na Szóstkę Wron padł właśnie dlatego, że występuje tu wątek LGBTQIA+. Czy w związku z tym zostałem usatysfakcjonowany lekturą na każdym możliwym polu? Niekoniecznie.
Młody i szybko pnący się w karierze przestępczej Kaz Brekker, zwany Brudnorękim, prawa ręka szefa gangu Szumowiny, dostaje jako najprawdopodobniej najlepszy złodziej w mieście propozycję zlecenia polegającego na wydostaniu pewnego mężczyzny z doskonale strzeżonego więzienia w niezdobytej twierdzy. Do tego potrzebuje drużyny, którą dobiera sobie spośród osób mniej lub bardziej związanych ze światkiem przestępczym. Wszystkim wydaje się to misją samobójczą, jednak każda osoba z drużyny ma swoje powody, aby wziąć w niej udział — od tych najbardziej osobistych do zwykłej chęci wzbogacenia się, bowiem za wykonanie zlecenia nagroda wynosi 4 miliony kruge (do podziału).
Jest to tak dużo, że bohaterom rozszerzają się oczy i myślą o tym jak o jakiejś niewyobrażalnej kwocie, jednak zarazem autorka oszczędziła sobie pokazania, ile to naprawdę pieniędzy i co można za to dokładnie kupić, choćby przez pokazanie, ile pieniędzy bohaterowie wydają na co dzień na drobne rzeczy. Nie wiadomo, czy w Kerchu (państwo, gdzie mieszkają) nie ma inflacji i jakiej walucie odpowiadają w przybliżeniu te 4 miliony kruge, a jedynie na wiarę trzeba przyjąć, że te pieniądze to dużo. Na szczęście jednak pozostałe aspekty świata są przemyślane i wyjaśniane o wiele lepiej. To zdecydowanie świat, który mógłby istnieć — Bardugo nie pozostawia czytających w poczuciu, że wymyśliła coś, co trzeba przyjąć na wiarę, przeciwnie — wszystko funkcjonuje logicznie, zaś bohaterowie zachowują się zgodnie ze swoimi charakterami, a nie imperatywem narracyjnym. Gorzej jest niestety natomiast z chwilami zawieszenia niewiary i szczęśliwymi przypadkami — niestety w czasie całego wykonywania zlecenia los przez cały czas uśmiecha się do bohaterów, sprawiając, że nawet gdy plan nie wychodzi im doskonale od początku do końca, to z każdej opresji potrafią się wymknąć za sprawą geniuszu Kaza i/lub ogromnego szczęścia. Jest to naciągane, ale na szczęście nie na tyle, aby odebrać radość z lektury.
Trochę gorzej ma się kreacja postaci — o ile Bardugo ma na bohaterów w większości dobre pomysły, które potrafi zrealizować, o tyle wszyscy są wyjątkowo młodzi — żaden z nich nie ma nawet dwudziestu lat, a ich wiek waha się w przedziale szesnastu — dziewiętnastu lat. Nie byłoby w tym jeszcze nic aż tak złego, gdyby nie to, że zachowują się oni znacznie dojrzalej niż wskazywałby ich wiek (na jakieś dwadzieścia dwa — dwadzieścia pięć lat). Z jednej strony ich młody wiek jest możliwy narracyjnie, bowiem na przykład wojna może oznaczać konieczność wysyłania na nią nastolatków, z którymi potem różne złe rzeczy mogą się dziać, z drugiej Bardugo nie stwarza poczucia, że są to dzieci, z którymi świat obszedł się okrutnie, ale młodzi dorośli, których życie nie oszczędzało.
Świat wykreowany przez Bardugo składa się z kilku państw i zasadza się na konflikcie pomiędzy griszami (odpowiednik magów) a fjerdańczykami, uważającymi griszów za coś gorszego niż zwierzę, wręcz wybryk natury, który trzeba bezwzględnie zabić. To typowy przykład konfliktu pomiędzy grupą społeczną będącą w mniejszości (griszowie) a większością, która nie rozumie inności, boi się jej, a przez to nienawidzi. Z tym wątkiem Bardugo radzi sobie doskonale, bowiem pokazuje strach griszów i trudności, z którymi muszą się zmagać, mogąc tak właściwie wybrać tylko jedną z dwóch opcji: przynależność do armii jednego z państw walczącego z fjerdańczykami albo ukrywanie się. Niemniej nie ogranicza się ona tylko do tego, ale portretuje również fjerdańczyków, zwłaszcza tych walczących z griszami, czyli drüskelle (oddział w armii), będących w gruncie rzeczy religijnymi fanatykami. Nie jest to jednak prosto wykreowany, czarno-biały świat — widać, że Bardugo staje po stronie griszów, ale zarazem doskonale pokazuje psychikę drüskelle, ich strach przed griszami oraz zaślepiającą nienawiść, mogącą się zmienić przez poznanie innego, który okazuje się wtedy takim samym czującym człowiekiem i przestaje stanowić niezrozumiałe zagrożenie. Bardugo jednak pogłębia problematykę nienawiści obrazując skłonność do hipokryzji czy do nadużywania władzy przez tych ją posiadających, ale zwraca także uwagę na to, że w tym konflikcie nie tylko drüskelle czynią zło, a wojna to zjawisko, które sprawia, że obie strony konfliktu są skłonne do wielkiego okrucieństwa.
Wątki romansowe niestety wychodzą autorce średnio. Bardugo ma pomysł, aby „sparować” każdego z członków drużyny, co z jednej strony nawet przy dobrym pomyśle, który ma ona na postaci oraz ich romanse i tak jest trochę naciągane, z drugiej — dla miłośników miłosnych wątków w fantastyce powinna być to gratka. Bohaterowie idą na samobójczą misję, i to na niej romanse się rozwijają, a uczucia potęgują, co stwarza trochę poczucie nierealności, aczkolwiek nie dziwi akurat myślenie o osobie darzonej uczuciem w chwili zagrożenia życia. Niemniej o ile romanse pomiędzy osobami różnych płci wychodzą autorce całkiem sprawnie, zwłaszcza ten, który jest właściwie jednym z fabularnych pomysłów, na których opiera się książka, zaś pomiędzy bohaterami są chemia lub skomplikowane uczucia i trudności w ich wyrażaniu, które są całkiem sensownie stworzone, a nie na zasadzie imperatywu narracyjnego — o tyle romans pomiędzy osobami tej samej płci nie wychodzi już tak dobrze. Prawdę powiedziawszy nie można tego nawet nazwać romansem, lecz uczuciem dopiero rodzącym się, i to pośród mało wprawnych flirtów. Niestety ten „romans” wygląda tak, jakby autorka zadecydowała, że musi być, a potem usilnie starała się dorobić mu kilka scenek, które by go tłumaczyły, co rzecz jasna nie wychodzi. W związku z tym „romans” ten spełnia bardziej cel reprezentacji osób LGBTQIA+, aby pokazać, że takie mniejszości są (i też czują, i romansują), ale niekoniecznie jest tym, co zadowoli same osoby LGBTQIA+, które chciałyby zobaczyć w literaturze osoby takie jak oni sami.
Równie średnio wygląda aspekt językowy Szóstki Wron — język Bardugo jest w większości sprawny i upłynniający czytanie, niestety ma ona manierę pisania tekstów czy używania sformułowań, które w założeniu mają być patetyczne, wzbudzające napięcie lub głębokie, a wychodzą średnio — przykładem niech będzie ostry zapach prochu nadal wisiał w powietrzu, a wraz z nim niewypowiedziane w ciszy pytanie, jakby sama Kostucha czekała na odpowiedź: ile jeszcze krwi zostanie przelanej tej nocy? (s. 45). W dodatku bohaterowie, jak na niebezpieczne osoby związane ze światkiem przestępczym posługują się nadzwyczaj ułagodzonym językiem — przekleństw jest niewiele, a moment, gdy bohater mówi, że wie dość, aby nie kłapać dziobem (s. 24), wzbudza politowanie — nie znam nikogo w wieku licealnym, kto na serio by się tak wyrażał (choć być może to wina tłumaczy, a nie Bardugo).
Koniec końców Szóstka wron Leigh Bardugo zawiodła mnie trochę w paru kwestiach związanych z bohaterami i bohaterkami, którzy są za młodzi, a jeden z romansów nieumiejętny, z drugiej strony większość pomysłów Bardugo jest naprawdę dobra i dobrze wykonana, a przy lekturze nie sposób źle się bawić. W dodatku książka doskonale radzi sobie z konfliktem mniejszość — większość, a także z religijnym fanatyzmem. Warto przeczytać, gdy lubi się młodzieżowe historie fantasy, lecz gdy szuka się romansu pomiędzy osobami tej samej płci, to niekoniecznie trzeba.
Moja ocena: 7/10
Leigh Bardugo, Szóstka wron, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2016. Wydanie I
Przekład: Małgorzata Strzelec i Wojciech Szypuła
Tytuł oryginału: Six of Crows
Wątki romansowe niestety wychodzą autorce średnio. Bardugo ma pomysł, aby „sparować” każdego z członków drużyny, co z jednej strony nawet przy dobrym pomyśle, który ma ona na postaci oraz ich romanse i tak jest trochę naciągane, z drugiej — dla miłośników miłosnych wątków w fantastyce powinna być to gratka. Bohaterowie idą na samobójczą misję, i to na niej romanse się rozwijają, a uczucia potęgują, co stwarza trochę poczucie nierealności, aczkolwiek nie dziwi akurat myślenie o osobie darzonej uczuciem w chwili zagrożenia życia. Niemniej o ile romanse pomiędzy osobami różnych płci wychodzą autorce całkiem sprawnie, zwłaszcza ten, który jest właściwie jednym z fabularnych pomysłów, na których opiera się książka, zaś pomiędzy bohaterami są chemia lub skomplikowane uczucia i trudności w ich wyrażaniu, które są całkiem sensownie stworzone, a nie na zasadzie imperatywu narracyjnego — o tyle romans pomiędzy osobami tej samej płci nie wychodzi już tak dobrze. Prawdę powiedziawszy nie można tego nawet nazwać romansem, lecz uczuciem dopiero rodzącym się, i to pośród mało wprawnych flirtów. Niestety ten „romans” wygląda tak, jakby autorka zadecydowała, że musi być, a potem usilnie starała się dorobić mu kilka scenek, które by go tłumaczyły, co rzecz jasna nie wychodzi. W związku z tym „romans” ten spełnia bardziej cel reprezentacji osób LGBTQIA+, aby pokazać, że takie mniejszości są (i też czują, i romansują), ale niekoniecznie jest tym, co zadowoli same osoby LGBTQIA+, które chciałyby zobaczyć w literaturze osoby takie jak oni sami.
Równie średnio wygląda aspekt językowy Szóstki Wron — język Bardugo jest w większości sprawny i upłynniający czytanie, niestety ma ona manierę pisania tekstów czy używania sformułowań, które w założeniu mają być patetyczne, wzbudzające napięcie lub głębokie, a wychodzą średnio — przykładem niech będzie ostry zapach prochu nadal wisiał w powietrzu, a wraz z nim niewypowiedziane w ciszy pytanie, jakby sama Kostucha czekała na odpowiedź: ile jeszcze krwi zostanie przelanej tej nocy? (s. 45). W dodatku bohaterowie, jak na niebezpieczne osoby związane ze światkiem przestępczym posługują się nadzwyczaj ułagodzonym językiem — przekleństw jest niewiele, a moment, gdy bohater mówi, że wie dość, aby nie kłapać dziobem (s. 24), wzbudza politowanie — nie znam nikogo w wieku licealnym, kto na serio by się tak wyrażał (choć być może to wina tłumaczy, a nie Bardugo).
Koniec końców Szóstka wron Leigh Bardugo zawiodła mnie trochę w paru kwestiach związanych z bohaterami i bohaterkami, którzy są za młodzi, a jeden z romansów nieumiejętny, z drugiej strony większość pomysłów Bardugo jest naprawdę dobra i dobrze wykonana, a przy lekturze nie sposób źle się bawić. W dodatku książka doskonale radzi sobie z konfliktem mniejszość — większość, a także z religijnym fanatyzmem. Warto przeczytać, gdy lubi się młodzieżowe historie fantasy, lecz gdy szuka się romansu pomiędzy osobami tej samej płci, to niekoniecznie trzeba.
Moja ocena: 7/10
Leigh Bardugo, Szóstka wron, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2016. Wydanie I
Przekład: Małgorzata Strzelec i Wojciech Szypuła
Tytuł oryginału: Six of Crows
Ciekawa książka :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak uważasz :).
UsuńJakoś nie czuję się zaintrygowany, chociaż ostatnimi czasy ciągle mnie korci, by wrócić do regularnego czytania fantasy bądź science-fiction.
OdpowiedzUsuńA co do wątków LGBTQIA+ to polecam prozę Iris Murdoch. Anglo-irlandzka pisarka bardzo często stawia na wątek miłości homoseksualnej ("Dzwon", "Jednorożec", itd.).
Spoko, rozumiem - jak pisałem we wstępie, gdyby nie wątek LGBTQIA+, to i ja bym na razie po to nie sięgnął :P. Dzięki, mam Murdoch w planach od pewnego czasu, aczkolwiek po pierwsze i tak najpierw chcę przeczytać "Czas aniołów", a po drugie - ja po "Szóstkę wron" sięgnąłem aby przeczytać coś zaspokajającego potrzeby bardzo emocjonalne, a nie potrzeby wysoce ambitnej literatury - jakbym je chciał zaspokoić, to wybrałbym coś innego ;). Swoją drogą, te potrzeby wcale nie zostały zaspokojone :/. A "Jednorożec" Murdoch to jak rozumiem jakaś Twoja ostatnia lektura? Bo widzę, że nie ma jej recenzji na blogu.
UsuńZgadza się, niedawno skończyłem, a refleksji poświęcone tej lekturze pojawią się za jakiś czas ;)
UsuńParowanie wszystkich bohaterów ze sobą... Brr. Jako że do bardziej klasycznego fantasy od dawna mnie nie ciągnie, twoja recenzja nie miała cienia szansy, by mnie do lektury "Szóstki wron" zachęcić. Czy wspominałam już, jak bardzo przeraża mnie parowanie wszystkich bohaterów ze sobą? :P
OdpowiedzUsuńJak pisałem Ambrose'owi wyżej - ja to czytałem pragnąc gejozy w literaturze, więc nie dziwi mnie, że ta książka nie wszystkich zachęca :P. Parowanie na siłę jest strasznie złe, ale wyznam Ci teraz, że zawsze jak gram w RPG to chcę wszystkich NPC ze sobą sparować i mam z tego powodu wielkie wyrzuty sumienia. I pozostaję sobą głęboko zażenowany. Aczkolwiek to nie ja piszę powieści dla młodzieży, lecz Bardugo xD.
UsuńYtr, jesteś zbyt empatyczny, stąd poczucie wtórnego zażenowania, odczuwane za tych, którzy do tego powinni się poczuwać :)
UsuńHaha, to akurat prawda - jestem strasznie empatyczny, wrażliwy i uczuciowy, a potem cierpię za miliony :P.
UsuńA wiesz, że mnie do sięgnięcia po książkę zniechęcił ten cytat, który przytoczyłeś? Ostatnio zwracam dużą uwagę na język autora. Co do kłapania dziobem, tak mówią często starsze osoby, ale młodzież raczej nie. :)
OdpowiedzUsuńNie dziwię się - gdybym wiedział, że tak będzie, to możliwe że również aż tak szybko bym po tę książkę nie sięgnął, niemniej cieszę się, że wyszło tak jak wyszło.
UsuńPrawda? To zdecydowanie nie jest język nastolatków ;).
Romans, o którym piszesz, rozwija się w Królestwie Kanciarzy (pod pewnymi względami to on wychodzi na pierwszy plan), więc jeśli zależy Ci na tym wątku, to warto sięgnąć po kontynuację.
OdpowiedzUsuńMoim największym zarzutem też był wiek bohaterów - jak dla mnie spokojnie mogliby być przynajmniej pięć lat starsi i książka tylko by na tym zyskała. Nie widzę sensu robić młodzieżówki z powieści, która obroniłaby się równie dobrze, a może i nawet trochę lepiej ze starszymi bohaterami. Dojrzali już i tak byli, więc gdyby nie wygładzać na siłę języka z powodu grupy docelowej, to całość zyskałaby więcej barw bez zbędnego "kłapania dziobem" ;)
Mimo to Szóstka Wron to jedna z moich ulubionych książek z zeszłego roku i skoro już upieramy się, że to młodzieżówka, to jedna z najlepszych młodzieżówek, jakie czytałam ;)
Zależy, więc zdecydowanie sięgnę, niemniej nawet gdybym o tym nie wiedział, to i tak bym sięgnął dla samego Kaza Brekkera - uwielbiam go i jestem ogromnie ciekawy, w jakim kierunku Bardugo go poprowadzi :D.
UsuńDokładnie! Też mam wrażenie, że gdyby bohaterów zrobiono starszych, to książce wyszłoby to tylko na dobre, a swoją drogą młodzieży pewnie i tak by się podobało. Koniec końców wiele młodych osób tak czy inaczej sięga po fantastykę dedykowaną dla dojrzalszego czytelnika i się w niej bardzo dobrze odnajduje, nawet w tych książkach, w których świat pokazany jest jako o wiele brutalniejszy niż ten, który chciała wykreować Bardugo. Dlatego też nie widzę sensu w takim usilnym doginaniu pomysłów z dobrej książki po to, aby sprzedać ją nastolatkom ;).
Czytam za mało młodzieżówek, aby móc tak ocenić, niemniej generalnie zgadzam się - to naprawdę dobra i warta przeczytania książka :).
Długo marzyłam o tej książce i w końcu sobie ją sprawiłam. Teraz nie mam czasu na przeczytanie jej :/ ale na pewno to zrobię! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
ksiazkowa-przystan.blogspot.com
Och, współczuję i łączę się w bólu, bo też mam mało czasu na czytanie :/. Mam jednak nadzieję, że niedługo uda Ci się go znaleźć :).
UsuńPozdrowienia! :)