piątek, 30 czerwca 2017

To nie jest kraj dla starych bogów (czyli „Amerykańscy bogowie" Neila Gaimana)

Lato to ten okres, kiedy o wiele chętniej sięgam po fantasy czy science fiction. Tym razem jednak sezon postanowiłam otworzyć nie opowieścią o Mordimerze Madderdinie z Cyklu Inkwizytorskiego Jacka Piekary, ale Amerykańskimi bogami Neila Gaimana. I był to doskonały wybór.

Sowa też poleca.
Cień kończy właśnie odsiadywać wyrok w więzieniu - dosłownie zostaje mu kilka dni do końca odsiadki - gdy dowiaduje się, że jego żona, Laura, zginęła w wypadku. Mniej więcej w tym samym czasie zaczynają dziać się wokół niego dziwne rzeczy, z których przedziwne sny i spotkanie tajemniczego pana Wednesdaya, wiedzącego o Cieniu zdecydowanie zbyt wiele i pojawiającego się w przypadkowym barze (kiedy powinien był właśnie lecieć samolotem), aby zaproponować głównemu bohaterowi pracę, należą do najnormalniejszych. Przy czym ta praca ma polegać na pomaganiu panu Wednesday'owi w wielu różnych rzeczach, które będzie robił - brzmi enigmatycznie, wiem, ale propozycja tak samo brzmi dla Cienia, bowiem nie dowiaduje się on wcale wiele więcej. Jednak to, że się zgodził, wcale nie jest dziwne - w jego sytuacji jest wręcz całkiem sensowne. Zresztą to nie jedyne wydarzenie, które u innych autorów mogłoby wyglądać na przypadkowy zbieg okoliczności, który autor wprowadza tylko po to, aby osiągnąć to, co sobie wymyślił, u Gaimana zaś jest logiczną sytuacją, w której wybory bohaterów są zrozumiałe.

czwartek, 22 czerwca 2017

„Opowieść podręcznej" Margaret Atwood, czyli nie dajmy się pognębić machinie nienawiści

W świecie nastąpił kryzys. Wypadki w elektrowniach atomowych, nielegalne wysypiska odpadów toksycznych, epidemie chorób czy nadmierne użycie środków owadobójczych i herbicydów, a do tego legalność aborcji i środków antykoncepcyjnych doprowadziły do znacznego spadku urodzeń oraz występowania bezpłodności na bardzo szeroką skalę. Ponadto zmiany społeczne polegające na emancypacji kobiet, ich dostępie do pracy, możliwości zarabiania na siebie, a zatem także decydowania o sobie spowodowały kryzys męskości. Osoby, którym te zmiany społeczne się nie podobają, mogą zmienić swoje nastawienie albo społeczeństwo i prawa rządzące w danym kraju, na przykład zgodnie z założeniami któreś z religii. To właśnie ma miejsce w Opowieści podręcznej autorstwa kanadyjskiej pisarki Margaret Atwood.

Autorka przedstawia świat, w którym po dojściu do władzy przedstawicieli jednego z odłamów religii chrześcijańskiej utworzono Republikę Gileadzką, gdzie odbierane są obywatelom wszystkie prawa i wolny wybór w praktycznie każdej kwestii. Jedynie małżeństwa (i to niektóre) zawarte przed powstaniem Gileadu  mają rację bytu, a kobiety z pozostałych związków lub samotne czeka inny los: jeśli są bezpłodne, wysyłane są do przymusowej, ciężkiej pracy lub zostają służącymi, jeżeli zaś mogą urodzić dziecko, zostają Podręcznymi - od teraz będą rodzić dzieci wysoko postawionym Komendantom, których żony są bezpłodne. Podręczne są pozbawione wszystkich przywilejów - nie mogą czytać ani pisać, a dom wolno im opuścić tylko raz dziennie. To jednak tylko wierzchołek góry lodowej okrutnych praw, represji i metod kontrolowania ludzi, ale więcej nie zdradzę, aby nie psuć lektury.


wtorek, 13 czerwca 2017

Wiersze cierpieniem i ukojeniem płynące albo o „Mleku i miodzie" Rupi Kaur

Mleko i miód już od dawna (bowiem przynajmniej od czasu powstania Starego Testamentu, w którym padają słowa o krainie mlekiem i miodem płynącej, utożsamianej z obfitą, żyzną i niosącą możliwość dobrego życia Ziemią Obiecaną) goszczą w świadomości ludzkiej jako symbol bogactwa (ale nie materialnego, lecz duchowego), odnowy czy też odrodzenia. To, co kojarzy się z mlekiem i miodem, kojarzy się trochę z niewinnością czasów dzieciństwa, a trochę z dobrocią i miłością. A to jedne z tych treści, jakie niosą ze sobą utwory w zbiorze Mleko i miód Rupi Kaur.

Nie wiem, czy znany jest Wam jeden z postulatów (o ile mogę tak to nazwać) feminizmu, mianowicie aby kobiety traktowały inne przedstawicielki swojej płci przyjaźnie, a nie jak wrogów, co niestety często ma miejsce (np. ona jest taka ładna, nienawidzę jej - nie tak rzadko słyszę, jak moje koleżanki rzucają takie bądź podobne kwestie). Rupi Kaur pisze właśnie tak, jakby wszystkie kobiety były jej siostrami, z którymi chce dzielić doświadczenie bólu, miłości, utraty czy gojenia ran. Będąc silną kobietą, chce swoją siłą podzielić się z innymi kobietami. Zabrzmi to zapewne trochę banalnie, ale Rupi je kocha - w najbardziej siostrzański sposób, jaki może być, tak jakby ona i inne kobiety były najlepszymi przyjaciółkami, członkiniami jednej społeczności, jakby wszystkie - z racji tego, że dzielą tę samą płeć - były od razu dla siebie kimś bliskim. W jej spojrzeniu na inne kobiety nie ma zazdrości - jest miłość. Nie utożsamiam się z innymi kobietami, dlatego czytam tę książkę tak, jakbym zaglądała wgłąb duszy i do społeczności zupełnie innej dla mnie, ale jakże fascynującej.



środa, 7 czerwca 2017

„Ptaki niebieskie" Petera Seeberga albo pytanie o siebie i świat

Czym jest rzeczywistość? Skąd wiemy, że to co nas otacza, jest realne i prawdziwe, jak możemy doznać owej realności prawdziwości? Jak znaleźć prawdziwe przeżycie, ogarnąć i poczuć, jak odszukać to, co nadaje naszemu życiu sens? Co nas definiuje i gdzie jest istota wszystkich rzeczy?


Podobne pytania zada sobie główny bohater tej króciutkiej powieści, Tom, jednak zanim to nastąpi, przyjdzie mu spędzić jeden dzień - powieść bowiem toczy się w ciągu zaledwie dwóch dni - z dawno niewidzianym znajomym, Hiffsem, z którym to spotka się licząc na zarobek. Tom bowiem nie ma pieniędzy, planuje je zarobić napisaniem powieści, którego to napisania jest pewien, jednak mam wątpliwości, czy w ogóle zaczął to robić. Mieszka w niedokończonym domu wraz z żoną, Etną, sfrustrowaną brakiem pieniędzy i brakiem podejmowania jakichkolwiek działań przez Toma. Telefon od bogatego Hiffsa wydaje się być dla bohaterów wybawieniem.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...