Lato to ten okres, kiedy o wiele chętniej sięgam po fantasy czy science fiction. Tym razem jednak sezon postanowiłam otworzyć nie opowieścią o Mordimerze Madderdinie z Cyklu Inkwizytorskiego Jacka Piekary, ale Amerykańskimi bogami Neila Gaimana. I był to doskonały wybór.
Sowa też poleca. |
Cień kończy właśnie odsiadywać wyrok w więzieniu - dosłownie zostaje mu kilka dni do końca odsiadki - gdy dowiaduje się, że jego żona, Laura, zginęła w wypadku. Mniej więcej w tym samym czasie zaczynają dziać się wokół niego dziwne rzeczy, z których przedziwne sny i spotkanie tajemniczego pana Wednesdaya, wiedzącego o Cieniu zdecydowanie zbyt wiele i pojawiającego się w przypadkowym barze (kiedy powinien był właśnie lecieć samolotem), aby zaproponować głównemu bohaterowi pracę, należą do najnormalniejszych. Przy czym ta praca ma polegać na pomaganiu panu Wednesday'owi w wielu różnych rzeczach, które będzie robił - brzmi enigmatycznie, wiem, ale propozycja tak samo brzmi dla Cienia, bowiem nie dowiaduje się on wcale wiele więcej. Jednak to, że się zgodził, wcale nie jest dziwne - w jego sytuacji jest wręcz całkiem sensowne. Zresztą to nie jedyne wydarzenie, które u innych autorów mogłoby wyglądać na przypadkowy zbieg okoliczności, który autor wprowadza tylko po to, aby osiągnąć to, co sobie wymyślił, u Gaimana zaś jest logiczną sytuacją, w której wybory bohaterów są zrozumiałe.
Bardzo szybko podczas lektury pojawiła się pierwsza rzecz, która mnie zachwyciła: styl autora. Nie chodzi nawet o jego język, ale o to, jakich skojarzeń używa do opisywania różnych rzeczy. Przykładowo w opisie jednej z postaci mówi Jego uśmiechy nie miały w sobie krztyny humoru czy rozbawienia. Wyglądał, jakby nauczył się ich z podręcznika. O innej osobie zaś mówi, że na oko liczyła sobie od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu lat - z tego zdania bije także charakterystyczne dla autora poczucie humoru, które mnie osobiście bardzo się podoba. W sposobie formułowania myśli wyobraźnia Gaimana pędzi zupełnie nietypowymi i nieoczekiwanymi torami, co daje fantastyczny efekt.
Bardzo szybko podczas lektury pojawiła się pierwsza rzecz, która mnie zachwyciła: styl autora. Nie chodzi nawet o jego język, ale o to, jakich skojarzeń używa do opisywania różnych rzeczy. Przykładowo w opisie jednej z postaci mówi Jego uśmiechy nie miały w sobie krztyny humoru czy rozbawienia. Wyglądał, jakby nauczył się ich z podręcznika. O innej osobie zaś mówi, że na oko liczyła sobie od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu lat - z tego zdania bije także charakterystyczne dla autora poczucie humoru, które mnie osobiście bardzo się podoba. W sposobie formułowania myśli wyobraźnia Gaimana pędzi zupełnie nietypowymi i nieoczekiwanymi torami, co daje fantastyczny efekt.
Styl to nie jedyna zaleta powieści i nie jedyny przykład niesamowitej gaimanowskiej wyobraźni. Kolejnym są postacie - autor miał rewelacyjny pomysł na umieszczenie bogów, tych bardziej znanych, mniej znanych i tych metaforycznych, będących uosobieniem ludzkich cech, we współczesnym świecie w Ameryce. Brawa należą się autorowi to, jak bogowie się odnajdują w XXI wieku (a raczej jak się nie odnajdują), kiedy wiara w nich jest już bardzo niewielka, przekształcenie postaci bogów, pokazanie, czym mogą się zajmować i jak wyglądają. Ponadto ciekawa jest także postać Cienia - to w gruncie rzeczy zwykły, szary człowiek, niby nie wyróżniający się niczym szczególnym, a jednak okazujący się być absolutnie nie bezbarwnym. Na uznanie zasługuje również relacja Cienia i Wednesdaya, wychodząca poza stosunki szef - podwładny, ale nie będąca jednak przyjaźnią, zresztą w ogóle trudna do ujęcia w jakiekolwiek ramy.
Historia Cienia obfituje w bardzo wiele wątków, spotkań, rozmów z ludźmi, które czasem wydają się do niczego nie prowadzić. Przyznaję, że czytając nie raz i nie dwa zdarzyło mi się pomyśleć ale o co chodzi? To tylko tyle? Po co Gaiman wprowadził ten wątek, jeśli trwa on jeden rozdział i do niczego nie prowadzi?! Okazuje się jednak, że moje obawy, choć wydawały się uzasadnione, były niesłuszne - pod koniec książki wszystko zaczyna się łączyć. Każdy drobny element układanki wskakuje na swoje miejsce, co wywołuje niesamowity efekt. Przyznaję, że rzadko sięgam po książki, w których mają miejsce jakiekolwiek intrygi, zatem specjalistką nie jestem, jednak Gaiman stworzył jedną z najlepszych intryg, jakie spotkałam - nie tylko w literaturze fantasy, ba, nie tylko w literaturze w ogóle, ale również w filmach i grach. Tak przemyślanej w każdym calu fabuły chyba jeszcze nigdy nie spotkałam i uważam, że nie przesadzę pisząc, że ci, którzy chcą tworzyć opowieści obfitujące w niespodziewane wydarzenia, mogą się od Gaimana uczyć.
Jednak Amerykańscy bogowie to nie tylko czysta rozrywka. To także opowieść o konflikcie starego z nowym, walce, która ma miejsce zawsze, nigdy bowiem nie przestaną się ścierać przeszłość i teraźniejszość. Gaiman jednak nie tylko pokazuje ten konflikt, ale także go rozwiązuje w sposób prosty, jednak nie banalny - po przeczytaniu książki poraziło mnie to, że przesłanie wydaje się oczywiste, a jednak nie wpadłam na nie czytając. W tym właśnie tkwi siła tego przekazu (którego nie zdradzę, gdyż byłby to spoiler), bo zrobić rozwiązanie z jednej strony logiczne i nieskomplikowane, a z drugiej takie, aby czytający nie wpadł na nie, wcale nie jest łatwo. Poza tym Gaiman robi z tej historii coś w rodzaju bajki, jednak nie mam na myśli bajki w znaczeniu miłej i uroczej historii dla dzieci, tylko bajkę jako gatunek literacki. Oczywiście książka przypomina ją jedynie, ale bogowie bądź co bądź są w pewien sposób przedstawieniem ludzkich cech, a rozwiązanie konfliktu można nazwać nie tyle morałem czy ogólną prawdą, co przesłaniem, a zatem pewne znamiona tego gatunku są.
Historia stworzona przez autora ma wszystkie cechy doskonałej, inteligentnej rozrywki: dobrze skonstruowane postacie, jeszcze lepszą intrygę, a do tego przesłanie, które spodoba się wszystkim szukającym w literaturze rozrywkowej tak zwanego czegoś więcej. Powieść niebanalna i idealna na lato, ciesząca także miłośników dobrego stylu i specyficznego humoru. Polecam serdecznie.
Moja ocena: 8/10
Wszystkie cytaty pochodzą z książki Amerykańscy bogowie Neila Gaimana, Wydawnictwo MAG, Warszawa 2016, Wydanie VII
Ha, czytam pierwsze zdanie i po raz kolejny przekonuję się, że nadajemy na b. podobnych falach. Lato nadeszło a ja również ze zdecydowanie większą werwą sięgam po science fiction. Przeczytałem niedawno "Akwafortę" oraz "Długą Utopią", a przedwczoraj rozpocząłem "Diasporę".
OdpowiedzUsuńA pan Gaiman to jeden z moich wielu, wielu literackich wyrzutów sumienia. O pisarzu czytałem i słyszałem, alem żadnego dzieła spod jego pióra jeszcze nie przeczytał. "Amerykańscy bogowie" sprawiają wrażenie całkiem interesującej lektury - konfrontacja starego z nowym to interesująca płaszczyzna, na której można zaprezentować sporo ciekawych przemyśleń.
O proszę. :) A ja mam "Diasporę" w planach czytelniczych na ten rok, ale coś nie mogę się zebrać i liczę trochę, że jak przeczytam Twoją recenzję to mnie ona zmobilizuje do sięgnięcia po nią. :)
UsuńGaiman był również moim literackim wyrzutem sumienia od lat, jednak za sprawą planowania sobie książek do czytania udaje mi się co roku choć trochę zmniejszyć ilość takich wyrzutów. ;)
Konfrontacja starego z nowym jest bardzo interesująca, aczkolwiek Gaiman nie wkłada akurat w usta bohaterów czy narratora żadnych przemyśleń na temat tej walki - prezentuje jedynie historię, która jest metaforą tego konfliktu, jednak w gruncie rzeczy nie daje za bardzo wskazówek w postaci jakichkolwiek przemyśleń na temat tego, o czym jest ta książka - wszystkie wnioski trzeba wysnuć samemu. :)
Ta przygoda czytelnicza jeszcze przede mną, może niedługo będę miała chęć na taką właśnie niebanalną rozrywkę. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Super! Jak najbardziej polecam, zwłaszcza że lubisz fantastykę, a zatem myślę, że Ci się spodoba. :)
Usuń"Amerykańscy bogowie" wciąż przede mną, ale jako że inne książki autora bardzo mi się podobały, to i na tę czekam z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńA widzisz, zupełnie się nie dziwię, bo i ja teraz bardzo polubiłam Gaimana i z chęcią, choć może nie w najbliższym czasie, będę powracać do jego twórczości. :D
UsuńCzytałam tę książkę lata temu (serio, lata, jeszcze byłam w liceum). Bardzo dobrze ją wspominam, ale niestety wiele szczegółów już się zatarło. Może to i dobrze, bo planuję ją sobie odświeżyć:). Ale na pewno nie latem - ta książka jest idealna na jesień;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście nie ma tego złego, więcej niespodziewanych rzeczy będzie podczas lektury. ;) A widzisz, ja jesienią wracam już do książek trochę trudniejszych (bądź pretendujących do bycia takowymi, bo nigdy się nie wie do końca, na co się trafi...), za to latem mój mózg odpoczywa i częściej sięgam po fantastykę (bardziej lub mniej wymagającą) - zwłaszcza jak wyjeżdżam nad morze. ;)
UsuńKsiążka po pierwsze sprawia wrażenie pięknie wydanej, a po drugie myślę, że jest warta uwagi. Wciąż jeszcze nie udało mi się sięgnąć po powieści Neila Gaimana, bo dopiero poznaję fantastykę.
OdpowiedzUsuńTak, wydanie jest bardzo ładne. :) I ta książka to cegła, więc solidna, twarda oprawa bardzo ułatwia czytanie. A Gaimana polecam jak najbardziej, choć gdy od niego zaczniesz poznawanie fantastyki, wysoko postawisz poprzeczkę innym autorom. Z drugiej strony, czemu nie, bo dlaczego miałabyś zacząć od czegoś słabszego? :)
UsuńHa! Czytałam "Amerykańskich bogów" wiele lat temu i podobali mi się (zwłaszcza wytłumaczenie, że to nie Ci sami bogowie co np. w Europie i jak się w ogóle znaleźli w Stanach), później próbowałam do niej wrócić, ale już nie poczułam tego czegoś niestety. Ale polecam Ci, moim zdaniem lepszą, powieść Gaimana pt. "Chłopaki Anansiego". :)
OdpowiedzUsuńTak, cała ta otoczka teoretyczna jest super, ja w ogóle lubię, jak takie rzeczy mają bardzo racjonalne podłoże (serio, ja i mój kuzyn tłumaczymy działanie czarów fizyką...). A o "Chłopakach Anansiego" słyszałam, mam zamiar i tę książkę przeczytać, tym bardziej skoro piszesz, że jest lepsza, co w ogóle wydaje mi się niesamowite, bo już "Amerykańscy bogowie" byli bez wad dla mnie. :D A ocena 8 wynika tak naprawdę z tego, że wyższe daję z reguły tylko książkom, które coś we mnie poruszyły, a "Amerykańscy bogowie" tego nie zrobili, jednak jak na nieporuszającą głęboko książkę, byli idealni. :)
UsuńRozumiem Twój system oceniania - też raczej rezerwuję najwyższe oceny czemuś co jest wybitne, a nie tylko wybitnie rozrywkowe. ;) Też uwielbiam takie racjonalne kwestie, tłumaczenia (może dlatego tak lubię czytać prace naukowe na tematy, które mnie interesują). :)
Usuń