Czy Bóg istnieje? A jeśli tak — to czy można się do niego zbliżyć narkotykami? A także, jeśli istnieje, to czy istnieje również Szatan i należy co zrobić, aby ich nie pomylić? Jeśli do tego wszystkiego dołoży się kosmitów, to wyjdzie z tego niezła mieszanka wybuchowa, na szczęście Philip K. Dick to jeden z tych autorów, którzy takie, pozornie niepowiązane i niepasujące do siebie wątki, potrafią połączyć w jedną i sensowną całość, czego przykładem są właśnie Trzy stygmaty Palmera Eldritcha.
Trzy stygmaty... dzieją się de facto w trzech różnych — początkowo — liniach narracyjnych, które dopiero potem splatają się w jedną. Poznaje się więc życie kolonistów na Marsie, problemy szefa i jego podwładnego, czyli głównego jasnowidza monopolistycznej organizacji sprzedającej nieoficjalnie narkotyki, a oficjalnie — zestawy lalek żyjących na Ziemi, mających uprzyjemnić pobyt kolonistów na innych planetach. Trzy stygmaty... dzieją się w przyszłości, w której na Ziemi nastąpiło globalne ocieplenie, mają miejsce przymusowe przesiedlenia na inne planety, a poza tym można dostąpić procesu przyspieszonej ewolucji w laboratorium oraz dowiedzieć się od jasnowidzów, co będzie modne w najbliższej przyszłości (i zacząć to sprzedawać).
Dick obrazuje świat, który może budzić przerażenie — kapitalizm ma się tutaj doskonale, bogaci mają szanse na odcięcie się od miejsc ze zniszczonym ekosystemem i na przetrwanie, a rząd przymusowo wysyła wybranych przez siebie ludzi na kolonie. Nic dziwnego, że w takich czasach następuje odrodzenie wielu nurtów religijnych i praktyk mistycznych, dzięki którym ludzie chcą uciec od szarej rzeczywistości i uwierzyć, że poza tym wszystkim czeka ich coś jeszcze. W to wszystko wkracza Palmer Eldritch niosący obietnicę natychmiastowego życia wiecznego (Bóg obiecuje życie wieczne. My je dajemy), co automatycznie wzbudza zainteresowanie wszystkich, a zwłaszcza kolonistów pragnących uciec od nudy oraz biznesowych rywali Eldritcha chcących zachować swój status quo.
To wszystko jest jednak jedynie przykrywką (choć tak naprawdę Dick nie próbuje niczego ukrywać) do rozważań o Bogu, złu, dobru i prawdzie. W Trzech stygmatach jest prawdziwe zatrzęsienie motywów i przyczynków do refleksji, nie ma jednak bałaganu, a wszystko jest uporządkowane i splata się w sensowną całość, choć z nieco zbyt krótkim zakończeniem, jakby autor nie wiedział, jak je rozpisać tak, aby odpowiednio wybrzmiało, więc szybko pokazał najważniejszą rzecz. I jako że są narkotyki, to — jak i w wielu innych powieściach Dicka — pojawia się niemożność odróżnienia tego, co dzieje się rzeczywiście od wyobrażeń i halucynacji bohaterów.
Narkotyki związane są bezpośrednio z osobą, którą podejrzewa się o niebycie człowiekiem, zaś o bycie kosmitą, Bogiem lub jednym i drugim na raz. To ten motyw, od którego rozpoczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki, bowiem każda z tych opcji implikuje zupełnie inne podejście do tej istoty, substancji, którą sprowadza, a także jej działania, zwłaszcza że nawet niego nie można ocenić ani jako pozytywne, ani negatywne. Dick stawia tutaj więcej pytań niż odpowiedzi, dzięki czemu jednak w pełni wybrzmiewają jego wątpliwości na temat istnienia Boga, dzieła jego stworzenia czy istnienia kosmitów, którzy według Dicka nie muszą być wcale atakującymi z bronią w macce najeźdźcami Ziemi, ale mogą być od nas tak absolutnie różni, że zrozumienie ich oraz ich celów, sposobu myślenia czy oddziaływania na nas może przekraczać granice naszego pojmowania.
Równie dużo pytań pojawia się na temat tego, czy Bóg istnieje, a jeśli tak, to dlaczego istnieje zło, albo odwrotnie — czy skoro istnieje zło, to czy można mówić o Bogu. O ile w ogóle to, co my uważamy za zło, jest złe — w Trzech stygmatach nic nie jest zbyt jednoznaczne, bowiem to, co jedni postrzegają jako zło, dla drugich może być nieodłącznym elementem ich życia. Trzy stygmaty stawiają pytanie o to, czy można sobie poradzić z czymś takim, a jeśli tak, to w jaki sposób. Z drugiej strony niezależnie pojawia się tutaj refleksja o tym, czym jest prawdziwe zło według Dicka, a także — jakimi środkami się szerzy.
Trzy stygmaty Palmera Eldritcha łączą w sobie wiele różnych cech twórczości Philipa K. Dicka — od kosmitów i podróży międzyplanetarnych, przez zniszczone ziemskie środowisko i niemożność odróżnienia prawdy od fałszu, aż do rozważań na temat Boga oraz dobra i zła. Jest tutaj mnóstwo smacznych elementów i jeszcze więcej pytań, wszystko oblane estetyką rasowego science-fiction. To dobre dzieło zwłaszcza dla tych, którzy dopiero chcą zacząć swoją przygodę z Dickiem, szczególnie że nie warto zaczynać od Ubika — bo potem już nic lepszego się nie przeczyta. Choć ci, co czytali opus magnum autora, znajdą w Trzech stygmatach dość podobne dzieło.
Moja ocena: 8/10
Philip Kindred Dick, Trzy stygmaty Palmera Eldritcha, Dom Wydawniczy Rebis, Wydanie III, Poznań 2015
Przekład: Zbigniew A. Królicki
Tytuł oryginału: The Three Stigmata of Palmer Eldritch
Wstęp: Jerzy Sosnowski
To wszystko jest jednak jedynie przykrywką (choć tak naprawdę Dick nie próbuje niczego ukrywać) do rozważań o Bogu, złu, dobru i prawdzie. W Trzech stygmatach jest prawdziwe zatrzęsienie motywów i przyczynków do refleksji, nie ma jednak bałaganu, a wszystko jest uporządkowane i splata się w sensowną całość, choć z nieco zbyt krótkim zakończeniem, jakby autor nie wiedział, jak je rozpisać tak, aby odpowiednio wybrzmiało, więc szybko pokazał najważniejszą rzecz. I jako że są narkotyki, to — jak i w wielu innych powieściach Dicka — pojawia się niemożność odróżnienia tego, co dzieje się rzeczywiście od wyobrażeń i halucynacji bohaterów.
Narkotyki związane są bezpośrednio z osobą, którą podejrzewa się o niebycie człowiekiem, zaś o bycie kosmitą, Bogiem lub jednym i drugim na raz. To ten motyw, od którego rozpoczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki, bowiem każda z tych opcji implikuje zupełnie inne podejście do tej istoty, substancji, którą sprowadza, a także jej działania, zwłaszcza że nawet niego nie można ocenić ani jako pozytywne, ani negatywne. Dick stawia tutaj więcej pytań niż odpowiedzi, dzięki czemu jednak w pełni wybrzmiewają jego wątpliwości na temat istnienia Boga, dzieła jego stworzenia czy istnienia kosmitów, którzy według Dicka nie muszą być wcale atakującymi z bronią w macce najeźdźcami Ziemi, ale mogą być od nas tak absolutnie różni, że zrozumienie ich oraz ich celów, sposobu myślenia czy oddziaływania na nas może przekraczać granice naszego pojmowania.
Równie dużo pytań pojawia się na temat tego, czy Bóg istnieje, a jeśli tak, to dlaczego istnieje zło, albo odwrotnie — czy skoro istnieje zło, to czy można mówić o Bogu. O ile w ogóle to, co my uważamy za zło, jest złe — w Trzech stygmatach nic nie jest zbyt jednoznaczne, bowiem to, co jedni postrzegają jako zło, dla drugich może być nieodłącznym elementem ich życia. Trzy stygmaty stawiają pytanie o to, czy można sobie poradzić z czymś takim, a jeśli tak, to w jaki sposób. Z drugiej strony niezależnie pojawia się tutaj refleksja o tym, czym jest prawdziwe zło według Dicka, a także — jakimi środkami się szerzy.
Trzy stygmaty Palmera Eldritcha łączą w sobie wiele różnych cech twórczości Philipa K. Dicka — od kosmitów i podróży międzyplanetarnych, przez zniszczone ziemskie środowisko i niemożność odróżnienia prawdy od fałszu, aż do rozważań na temat Boga oraz dobra i zła. Jest tutaj mnóstwo smacznych elementów i jeszcze więcej pytań, wszystko oblane estetyką rasowego science-fiction. To dobre dzieło zwłaszcza dla tych, którzy dopiero chcą zacząć swoją przygodę z Dickiem, szczególnie że nie warto zaczynać od Ubika — bo potem już nic lepszego się nie przeczyta. Choć ci, co czytali opus magnum autora, znajdą w Trzech stygmatach dość podobne dzieło.
Moja ocena: 8/10
Philip Kindred Dick, Trzy stygmaty Palmera Eldritcha, Dom Wydawniczy Rebis, Wydanie III, Poznań 2015
Przekład: Zbigniew A. Królicki
Tytuł oryginału: The Three Stigmata of Palmer Eldritch
Wstęp: Jerzy Sosnowski
Parę lat temu przeczytałem "Ubika", a jeszcze wcześniej - "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?" (wówczas była to moja ulubiona powieść SF, chociaż to się potem zmieniło...). Dick jest świetnym pisarzem, ale można się czasem na niego, hm, pogniewać, bo lektura tej pierwszej wymienionej książki nie dała mi wiele satysfakcji. Wiem, piszę straszne rzeczy (a do tego nie podaję argumentów!) ;). Nie chcę tu polemizować z wielkością F.K. Dicka - jestem po jego stronie. :) Po lekturze Twojej recenzji tym bardziej czuję, że jeszcze się z nim nie rozstałem na dobre. Z pewnością mam na półce jakąś zakurzoną, nieprzeczytaną książkę jego autorstwa, muszę poszukać...
OdpowiedzUsuńHej, ja tutaj nikogo nie oceniam za to, że nie czuje satysfakcji z lektury książki, którą ja się zachwycam ;). Doskonale pamiętam jak sam ponad rok temu czytałem "Sto lat samotności" Marqueza i choć rozumiałem zachwyt ludzkości, to sam zupełnie byłem nieporuszony. Zdarza się, że nas lektura jakiejś książki nie satysfakcjonuje, choćby i autor był geniuszem. Cieszę się, że sięgniesz jeszcze po jakąś książkę Dicka, ale jeśli stwierdzisz, że to nie Twój klimat, to nic na siłę, nikt nie będzie się na Ciebie denerwował. No dobrze - za całą ludzkość ręczyć nie mogę, ale ja na pewno nie będę ;).
UsuńJest to totalnie nie moja tematyka, wiec sobie odpuszczę. Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńJasne, nic na siłę. Uściski!
UsuńJa osobiście zakochałem się w powieściach F.K. Dicka, jak na razie najbardziej zapadła mi w pamięci "Blade runner czy androidy śnią o elektrycznych owcach", jedni mówią że na początek idealna inni że mocno poleciałem na "dzień dobry" ale to się okaże dziś na uczelni będziemy mówić o filmie Blade Runner oraz o Blade Runner 2049 i myślę że bardzo dobrze mieć oparcie książki :D
OdpowiedzUsuńPoza tym myślę że Dick to klasyka gatunku.
Ciekawe, a będzie z tego jakiś blogerski wpis? :)
UsuńI jak ten film na uczelni?
UsuńJa też spotkałem się z dwoma szkołami, jedna mówi, że najlepiej zacząć od najlepszych i najbardziej znanych powieści Dicka, druga - że wręcz przeciwnie. Ja jestem w tej drugiej i na początek polecałbym właśnie "Trzy stygmaty...", ale myślę, że "Blade Runner" też nie jest zły ;). Moim zdaniem najważniejsze, że ten cud jakim jest "Ubik" zostawiłeś sobie na później ;).
Odjechana książka, zresztą nie jedyna w dorobku Dicka. Bardzo się cieszę, że przypadła Ci do gustu, bo na mnie wywarła ogromne wrażenie. Najciekawsze wydawały mi się te rozważania czy też przyczynki do samodzielnych refleksji poświęcone naturze ewentualnego Boga czy subiektywności tego, co określamy mianem rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wychwyconą przez Ciebie zależność, że dobro nie może istnieć bez zła, to warto podkreślić, że taki motyw dualizmu (w duchu koncepcji yin i yang), tj. dwóch przeciwstawnych, wykluczających się czy ścierających się ze sobą sił, które stanowią swoje wzajemne dopełnienie, które są konieczne dla wzajemnej egzystencji, bardzo często przewija się w twórczości tego autora. Warto poszukać tego wątku choćby w najbardziej (wg mnie) zakręconej książce Dicka, tj. w powieści "VALIS".
Dla mnie też natura Boga była najciekawsza, no i to zło, mianowicie czy możemy nazwać złą istotę, która do rozmnażania potrzebuje odebrania innym pełni wolnej woli i jasności umysłu? Niesamowicie mnie to ruszyło.
UsuńO proszę, ja nie miałem jeszcze możliwości zaobserwować tego, choć gdy czytam Twoje słowa, to odnoszę wrażenie, że w "Ubiku" również to było. A "VALIS" mam zamiar przeczytać - zwłaszcza po Twojej recenzji!
Ech, jak na razie moja lista Dicka do przeczytania tylko rośnie, a nic się nie kurczy - chyba czas coś z tym zrobić. Dodaję oczywiście "Trzy stygmaty...", bo inaczej nie mogę. Bóg, kosmici i narkotyki leżą mi bardziej niż bóg, honor, ojczyzna ;).
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - czytałeś "Człowieka z wysokiego zamku"? To moje jedyne spotkanie z Dickiem i zachwyt totalny.
Hehe, mnie też kosmici i narkotyki leżą bardziej niż honor i ojczyzna, ale jakbym miał wybierać pomiędzy rzeczywistością w "Trzech stygmatach" a naszą... to naprawdę długo musiałbym się zastanawiać ;).
UsuńJeszcze nie - czytałem "Ubika", niedługo potem "Blade runnera. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach", a potem usłyszałem, że te dwie wraz z "Człowiekiem z wysokiego zamku" to najlepsze powieści Dicka, toteż postanowiłem, że "Człowieka" zostawię sobie na potem, skoro już dwie z tych trzech przeczytałem ;). Chwyciłem więc po pewnym czasie za "Trzy stygmaty" i dla mnie okazały się nawet lepsze od "Blade runnera" :P. Na razie wezmę się za kilka innych powieści, ale "Człowiek" też jest w moich planach ;). (W ogóle cały Dick jest :P).
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie opisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń