Młody mężczyzna zwany Siwym, mieszkający wraz z matką i bratem oraz spędzający czas na piciu alkoholu, braniu narkotyków i seksie z kobietami dowiaduje się, że rzuca go dziewczyna, niestety informację tę przynosi mu jej koleżanka, a nie ona sama. Znajoma informuje go również o tym, że w mieście toczy się wojna, tytułowa wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Te dwie informacje stają się kołem zamachowym całej powieści, prowadząc od jednej alkoholowo-narkotycznej libacji do drugiej, a w ich tle nieustannie pozostaje przemoc oraz opozycja do wszystkich, którym się w życiu powodzi oraz którzy są inni niż Siwy i jego znajomi.
Siwy to stereotypowy przedstawiciel grupy mężczyzn niewykształconych, którzy stosują przemoc w chwilach konfliktu, spędzają czas na imprezach, traktują kobiety przedmiotowo oraz nie pracują, ale w zamian żądają od państwa pieniędzy. Winę za swoją biedę widzi on w bogactwie osób wykształconych, które chce wypędzić z kraju, a władzę oddać w ręce rolników, którym wymyśla zupełnie niemożliwy do zrealizowania plan gospodarczy. Nie widząc w sobie odpowiedniej siły sprawczej, szuka poczucia przynależności w grupie ludzi takich jak on, stojących w opozycji do bogatszych niż on, wykształconych i mających pracę. Siwy i jego kumple sprzeciwiają się zarówno mgliście rozumianemu zachodowi, jak i wrogim im Ruskim, z którymi prowadzą tytułową wojnę, jednak na czym ona ma polegać — nie wiadomo. Nie jest to zresztą ważne, liczy się poczucie siły w grupie i samo wrogie nastawienie, które tylko ewentualnie może skończyć się bójką.
Wątpliwość wzbudza jednak pokazanie Siwego jako przedstawiciela tej grupy — z jednej strony powieść została wydana w roku 2002, więc nie mogę się wypowiadać na podstawie własnego doświadczenia (miałem sześć lat) na temat tego, co charakteryzowało ją wtedy, z drugiej strony współcześnie z pewnością nie charakteryzują jej poglądy uznawane przez jej przedstawicieli za lewicowe (Siwy stwierdza, że takie ma, częściowo błędnie zresztą), charakteryzuje ją natomiast wyśmiewanie tego, co lewackie. Ponadto Siwy, choć nie ma na tyle dużego wykształcenia, aby wyrażać się poprawnie (oraz sądzi na przykład, że blizny są dziedziczne, a dziecko dziedziczy materiał genetyczny wszystkich partnerów seksualnych matki), ma nadzwyczaj dużą świadomość zagrożeń kapitalistycznego świata, co zupełnie do siebie na pasuje, tak samo jak poglądy antykapitalistyczne rzadko chodzą w parze z rasizmem i dyskryminacją osób z niepełnosprawnościami (to znaczy mogą, ale musi to mieć sens, a jego tu zabrakło). Toteż cała postać Siwego jest tak właściwie bardzo mało realna; jeżeli ewentualnie — w co szczerze wątpię — ta grupa społeczna wyglądała w ten sposób w 2002 roku, to jej obraz mocno się zdezaktualizował (co w takim razie przestaje być wadą, jako że cechą grup społecznych są ich przemiany).
Niestety to koniec zalet, bowiem kolejnym problemem powieści Masłowskiej jest fabuła, a raczej — jej brak. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną osadza się właściwie na kilku wydarzeniach, a pozostały tekst to jedynie otoczka, przemyślenia głównego bohatera, które na początku są ciekawe, jednak później krążą w kółko wobec tych samych tematów, nie wnosząc nic nowego. Są one również ogromnie rozwleczone, tak jak rozwleczone są opisy przeżyć Siwego, toteż przez większość powieści właściwie nie dzieje się nic i jest to jedynie przerost formy nad treścią. Co gorsza, w pewnym momencie fabuła zupełnie zmienia swój charakter na surrealistyczny i burzący czwartą ścianę, bowiem bohaterką powieści staje się młoda maturzystka i pisarka Masłoska, mówiąca Siwemu, że to co go spotyka jest napisane, a nie dzieje się naprawdę. Ten zabieg, choć ciekawy, nie służy jednak zupełnie niczemu w kontekście całej powieści, tak jak prawie do niczego nie służą późniejsze wydarzenia, ani nie pasujące zbytnio do początku książki ani do fragmentów z Masłoską.
Z tego powodu całość traci już zupełnie sens, bowiem gwoli ścisłości wcześniej również nie miała go za dużo, jako że z tego (nieudanego) sportretowania grupy społecznej, której przedstawicielem jest Siwy, tak właściwie nic nie wynikało, może oprócz przekazu, że przemoc do niczego nie prowadzi. W kontekście końcowych wydarzeń jest to również obraz uczucia przemijania, jednak tego uczucia, które dotyka przede wszystkim osoby dorastające i czujące, że nie pasują do dorosłych; nie są to uczucia Siwego, lecz Doroty Masłowskiej, które przez niego przemawiają. Wychodzi z tego mało udany debiut, którego jednak nie warto zupełnie odrzucać, bowiem stanowi preludium do — z tego co wiem — bardziej udanej twórczości autorki. Osoby chętne aby poznać całość twórczości Doroty Masłowskiej mogą przeczytać, bowiem pomimo wad jest to jeden z tych debiutów, które składają obietnicę, że kolejne książki będą lepsze.
Moja ocena: 2,5/10
Dorota Masłowska, Wojna polsko-ruska pod flagą biało czerwoną, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2016 (I wydanie w 2002 roku)
*cytat z powieści, s. 185
Niezwykle ważną funkcję w powieści Masłowskiej pełni język, który jest przy okazji jedyną prawdziwą zaletą powieści. Doskonale stylizowany na mowę osoby niewykształconej i skłonnej do przemocy, stanowi idealne wykorzystanie wyjątkowo chaotycznego strumienia świadomości do pokazania kłębiących się w głowie myśli i uczuć, które wyolbrzymione są jeszcze przez nadmiar alkoholu i narkotyków. Może czytać się to z pewnymi trudnościami, jednak z pewnością wykonanie jest rewelacyjne:
Pyta dlaczego siedzę twarzą do ściany. Mówię, czy gdybym siedział przodem, to może by coś zmieniło, tak? Może by tu Magda ze mną była, tylko siadam przodem, a ona przylatuje, i sru mi na kolana, włosami na twarz, wkłada sobie moją rękę wewnątrz ud, jej pocałunki, jej miłość. Mówię, że nie. Nie i nie. Nie zgadzam się. Gdyby nawet chciała tu przyjść, bym powiedział: nie zbliżaj się, nie dotykaj mnie, śmierdzisz. Śmierdzisz tymi facetami, co cię dotykają, jak nie patrzysz i myślisz, że nie wiesz, że cię dotykają. Śmierdzisz tymi fajkami, co od nich bierzesz, co cię częstują.
Niestety to koniec zalet, bowiem kolejnym problemem powieści Masłowskiej jest fabuła, a raczej — jej brak. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną osadza się właściwie na kilku wydarzeniach, a pozostały tekst to jedynie otoczka, przemyślenia głównego bohatera, które na początku są ciekawe, jednak później krążą w kółko wobec tych samych tematów, nie wnosząc nic nowego. Są one również ogromnie rozwleczone, tak jak rozwleczone są opisy przeżyć Siwego, toteż przez większość powieści właściwie nie dzieje się nic i jest to jedynie przerost formy nad treścią. Co gorsza, w pewnym momencie fabuła zupełnie zmienia swój charakter na surrealistyczny i burzący czwartą ścianę, bowiem bohaterką powieści staje się młoda maturzystka i pisarka Masłoska, mówiąca Siwemu, że to co go spotyka jest napisane, a nie dzieje się naprawdę. Ten zabieg, choć ciekawy, nie służy jednak zupełnie niczemu w kontekście całej powieści, tak jak prawie do niczego nie służą późniejsze wydarzenia, ani nie pasujące zbytnio do początku książki ani do fragmentów z Masłoską.
Z tego powodu całość traci już zupełnie sens, bowiem gwoli ścisłości wcześniej również nie miała go za dużo, jako że z tego (nieudanego) sportretowania grupy społecznej, której przedstawicielem jest Siwy, tak właściwie nic nie wynikało, może oprócz przekazu, że przemoc do niczego nie prowadzi. W kontekście końcowych wydarzeń jest to również obraz uczucia przemijania, jednak tego uczucia, które dotyka przede wszystkim osoby dorastające i czujące, że nie pasują do dorosłych; nie są to uczucia Siwego, lecz Doroty Masłowskiej, które przez niego przemawiają. Wychodzi z tego mało udany debiut, którego jednak nie warto zupełnie odrzucać, bowiem stanowi preludium do — z tego co wiem — bardziej udanej twórczości autorki. Osoby chętne aby poznać całość twórczości Doroty Masłowskiej mogą przeczytać, bowiem pomimo wad jest to jeden z tych debiutów, które składają obietnicę, że kolejne książki będą lepsze.
Moja ocena: 2,5/10
Dorota Masłowska, Wojna polsko-ruska pod flagą biało czerwoną, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2016 (I wydanie w 2002 roku)
*cytat z powieści, s. 185
To, co napisałeś całkowicie mi wystarcza, żeby się trzymać z daleka od tej książki, a zapewne i od całej twórczości Masłowskiej. Choć, jak wiemy, ma ona swoich zwolenników. Nie jestem znawczynią polskich pisarzy młodego pokolenia, oprócz Jacka Dehnela, ale on pisze w zupełnie innym stylu. Myślę, że może sięgnę kiedyś do książek Orbitowskiego, Miłoszewskiego, Karpowicza, Małeckiego; mam ochotę na "Nieczułość" Martyny Bundy. Jeszcze zapomniałam o "Królu" Twardocha - chciałabym go dokończyć. A Ty młody człowieku co byś mi polecił z młodej, polskiej literatury? :-)
OdpowiedzUsuńWiesz co, ja od zaufanej koleżanki i zaufanych recenzentów słyszałem sporo zachwytów nad późniejszą twórczością Masłowskiej, stąd też wierzę, że to pojedynczy błąd, który później ona naprawia. Fakt faktem taki język zawsze będzie chyba eksponowała, ale fabularnie jest podobno dużo lepiej, dlatego ja na pewno przeczytam kolejne jej książki (i o nich tu napiszę ;)).
UsuńAch, młoda polska literatura... Szczerze mówiąc, sam nie jestem znawcą ;). Ostatnio sięgam po niewielką ilość polskiej prozy, choć gdybym miał kogoś polecić, to chyba najbardziej Murek, o której tu ostatnio pisałem ;). No i Tokarczuk, ale to pewnie oczywiste ;). Natomiast jeśli miałoby to być coś spomiędzy reportażu a literatury pięknej a eseju, to koniecznie "Tam" Nataszy Goerke. Cudo.
Wspaniała recenzja to po pierwsze. Po drugie aż chwilami brakowało mi słów. Niestety nie wszystkie książki nadają się do czytania, a sama "otoczka" może nie wystarczyć do tego, by się złapać za tę pozycję.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
rozchelstanaowca.blogspot.com
Dziękuję! To prawda, ale podobno kolejne książki Masłowskiej są dużo lepsze i je już warto czytać :).
UsuńPozdrawiam :)
Skoro słaba pozycja, to może sobie podaruję, nie lubię tracić czasu na coś co nie spełni moich oczekiwań. Pozdrawiam Justyna z wszystkococzytam.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTak, myślę, że tym razem nie warto sięgać - polecam odpuszczenie sobie ;).
UsuńUściski!
A wiesz, że nie czytałam Masłowskiej w ogóle? Jednak tak bardzo zniechęciły mnie fragmenty filmu "Wojna polsko-ruska", że nie mam najmniejszej ochoty sięgać po jej twórczość. Może i to krzywdzące (choć Twoja recenzja przekonuje mnie, że jednak nie), ale nie ciągnie mnie zupełnie do tej wychwalanej pod niebiosa autorki, "głosu" naszej współczesnej literatury.
OdpowiedzUsuńPowtórzę to, co pisałem wyżej Awicie - podobno kolejne książki Masłowskiej są dużo lepsze, słyszałem to od dość zaufanej koleżanki. Będę czytał jej kolejne powieści, może nawet jeszcze w tym roku (mam jakąś słabość do Masłowskiej po spotkaniu autorskim z nią), więc na pewno o nich napiszę. Kto wie, może jeszcze dasz się namówić :P. Swoją drogą - widziałem zwiastun tego filmu. To było jeszcze gorsze od tej książki :P.
UsuńNo cóż, w takim razie trzeba zabrać się za kolejne - ale nadal bez większego entuzjazmu. Więc czekam na recenzję, może jednak warto dać jej szansę. Swoją drogą: dwie książki tej samej autorki jednego roku?! Szalejesz ;).
UsuńW sumie czasem tak mam, że gdy mam fazę na danego autora/autorkę, to w jednym roku czytam dwie książki autorstwa tej osoby, ale w kolejnych latach już wszystko wraca do normy :P. Tak na przykład był oz Mo Yanem czy Atwood ;).
UsuńO, właśnie mi przypomniałeś, że od recenzji Mo Yana zaczęłam czytać Twój blog :D
UsuńO, a ja się od dawna zastanawiałem, czy to od tej recenzji zaczęłaś, czy wcześniej, a dopiero wtedy skomentowałaś po raz pierwszy :P. Swoją drogą - właśnie czytam jego "Klan czerwonego sorga" :D.
UsuńZazdroszczę młodego wieku. Sama pamiętam, że kiedy wydawano tę książkę, to wszyscy po cichu zazdrościli talentu Masłowskiej. Nie dość, że była niemal dziewczyną z sąsiedztwa, to jeszcze nawet nie studiowała. Zaletą powieści nie jest sama fabuła, co język, który oddała młoda pisarka. Dzisiaj, po kilkunastu latach, okazuje się, że Dorota Masłowska wciąż potrafi oddać słowa zasłyszane na ulicy i konsekwentnie się trzyma tego, by przelewać to w swoich kolejnych książkach. Ostatnio czytałam "Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu" i tutaj również nie zabrakło tego elementu, choć sama książka ma wywołać uśmiech na twarzy, choć sama śmiałam się na głos i do łez. :)
OdpowiedzUsuńO, to dlatego Masłoska z książki mówi, że nie zdała matury i nie wie, co z jej studiami - zastanawiałem się, o co tu chodzi (ale oczywiście nie chciało mi się sprawdzać w internecie :P). To prawda, język jest wspaniały, ale mimo wszystko uważam, że powinna bardziej zająć się tą fabułą. Pamiętam, że czytałem Twoją recenzję "Jak przejąć kontrolę nad światem, nie wychodząc z domu" i to ona przypomniała mi o tym, że warto czytać Masłowską, na którą zupełnie wcześniej nie miałem ochoty ;). Dlatego też pomimo niezadowolenia sięgnę po kolejne jej książki, może nawet w tym roku :).
UsuńDorota Masłowska maturę zdała, bo studiowała w Gdańsku, a potem w Warszawie. Natomiast z jej książek, które do mnie nie przemówiły był "Paw królowej", nie odnalazłam w niej tego, czym zachwycili się krytycy, ale może nie zrozumiałam tej hiphopowej stylizacji hiphopowej. :)
UsuńRozumiem. Cóż, "Paw królowej" będzie kolejną książką Masłowskiej, którą mam zamiar przeczytać - zobaczymy, jak mnie się spodoba ;).
UsuńCiekawe, ciekawe. Masłowska to intrygująca współczesna pisarka, ale jak dotąd czytałem tylko jedną jej książkę ("Kochanie, zabiłam nasze koty"), która przypadła mi do gustu. Ciągle mam jednak na uwadze fakt, że warto sięgnąć po kolejne utwory z racji faktu, że dorobek tej pisarki wzbudza bardzo, bardzo różnorodne emocje - nie brakuje surowej krytyki, przeplatającej się z zachwytem (słyszałem nawet o porównaniach do Sławomira Mrożka).
OdpowiedzUsuńO, porównanie do Mrożka, no ładnie ;). Ja zachwyciłem się autorką po spotkaniu autorskim i wtedy postanowiłem, że w najbliższym czasie muszę zabrać się za jej twórczość. Usłyszałem wprawdzie na spotkaniu, że "Wojna..." jest stosunkowo słaba, ale postanowiłem i tak ja przeczytać - w ogóle wpadłem na pomysł, że przeczytam książki Masłowskiej w kolejności, w jakiej je napisała, dlatego "Kochanie, zabiłam nasze koty" muszą jeszcze trochę poczekać - przed nimi jest jednak jedynie "Paw królowej" ;). Swoją droga, bardzo to fascynujące, że w kolejnych książkach są bardzo podobne wady (słabsza fabuła), zalety (język i obraz społeczeństwa! <3), a także znowu pojawia się postać autorki ;).
UsuńMniej więcej rok temu znalazłam tę książkę w odmętach domowej biblioteczki i spróbowałam przeczytać. "Spróbowałam" jest tu słowem kluczem... Nie przetrwałam nawet dziesięciu stron. Być może zrobię kiedyś drugie podejście, choć wątpię...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No właśnie, zupełnie mnie nie dziwi, że podejście się nie udało - ja uwielbiam język Masłowskiej, ale jest on dość męczący. Myślę, że ma sensu się męczyć, jeśli książka Ci nie odpowiada, i warto sobie odpuścić, a sięgnąć po coś, co trafi w Twój gust ;).
UsuńPozdrowienia!
Niestety tym razem się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńRecenzja, choć świetna niezbyt zachęca by po nią sięgnąć.
Książki jak narkotyk
Myślę, że tym razem odpuszczenie sobie będzie dobrym pomysłem ;).
Usuń