Wu Wei, czyli pseudonim artystyczny tajemniczego twórcy Jordana Yorka (nie da się o nim znaleźć żadnych informacji w internecie) jest także nazwą jednej z podstawowych zasad taoizmu. Zgodnie z nią człowiek nie powinien interweniować w świat, naturę, społeczeństwo czy jednostkowe życie, a jedynie pozwolić rzeczom toczyć się własnym biegiem (wu wei w języku chińskim oznacza niedziałanie). Zasada ta przeciwstawia się także wszystkim przykazaniom czy innym sformalizowanym zasadom moralnym z uwagi na to, że człowiek według niej jest dobry z natury. Jest to o tyle istotne, że Dotyk ziemi Wu Weia ma z założenia być poetyckim manifestem tejże zasady.
Teksty Wu Weia znajdują się gdzieś na granicy manifestu a poezji — z jednej strony przekazują przekonania autora, które są bardzo zgodne ze wspomnianą zasadą taoizmu, a zarazem są pełne metafor i podzielone na wersy oraz mające zmuszać do refleksji. Niestety wspomniane przekonania Wu Weia wyrażone są bardzo łopatologicznie i wprost, a metafory albo łatwe do zrozumienia, albo zupełnie niezrozumiałe. Tymczasem prawdy, które Wu Wei chce przekazać wielokroć są banalne i opisują świat, jednak mówiąc tylko o tym, co sami już z naszego życia wiemy. W dodatku, przeciwnie niż powinno być w manifeście, Wu Wei nie próbuje nikogo przekonać do swoich racji sensowną jakąkolwiek argumentacją, a raczej objaśnianiem oczywistych rzeczy; jednak jakby nie patrzeć mało rzeczy tłumaczy i wyjaśnia, zapisując bardziej to, co myśli, a co jedynie jest wariacją na temat tejże zasady taoizmu.
Jak każdy system filozoficzny i jak każda religia, tak i taoizm ma swoich filozofów i możliwe jest dyskutowanie na temat jego zasad, rozkładanie ich na czynniki pierwsze oraz analizowanie ich; Wu Wei nie robi jednak tego, a skupia się na powtarzaniu najprostszych podstaw, które w dodatku — bez znajomości tego, co oznacza pseudonim autora — ciężko skojarzyć z taoizmem; przywodzą bardziej na myśl banalne odwołania do chrześcijaństwa oraz pseudoekologiczny bełkot o tym, że ludzie mnożą śmieci oraz rozmnażają się, co prowadzi do przeludnienia. I żadnej więcej refleksji, tak jakby powiedzenie tego i opakowanie w metafory, skądinąd proste i banalne, a także w nieco ładniejszy język, miało uczynić z tego głęboką i wybitną poezję. Zresztą zobaczcie sami i same:
Również z początkowych fragmentów książki, poświęconych przede wszystkim religii katolickiej (później Wu Wei kieruje się bardziej w stronę taoizmu, jednak nadal wierzy w Boga, dlatego można domniemywać, że ta religia nadal jest mu w jakiś sposób bliska) nie za wiele wynika. Człowiek pokazany jest jako istota stworzona na podobieństwo Boga, ale znowu i ta refleksja do niczego nie prowadzi.
Z żalem muszę stwierdzić, że Dotyk ziemi Wu Weia nie ma w sobie żadnych zalet, a jedynie wady, może z wyjątkiem dosłownie kilku utworów, które są tylko przeciętne, a zatem nie są ani wadą, ani zaletą. Pozostałe teksty są jednak infantylne i tak banalne, że już bardziej się nie da, przekazują wszystkim znane prawdy i nie próbują nawet szukać rozwiązania problemów, które również są dla wszystkich oczywiste, ale które autor jednak ludziom objaśnia. I gdyby Paulo Coelho pisał poezję, to byłaby ona z pewnością lepsza od twórczości Wu Weia. Trzymajcie się z daleka.
Moja ocena: 0/10.
Wu Wei, Dotyk ziemi, Wydawnictwo KOS, Katowice 2008***
PS. Przyznaję — nie przeczytałem całej książki. Pierwszą połowę tak, ale drugą zaledwie przejrzałem, czytając jedynie te utwory, które jakoś rokowały. I nie zgadniecie: były tak samo tragiczne, jak te z pierwszej połowy.
*Zapisuję z boczku strony tak jak autor.
**To nie jest oczywiście tak, że uważam twórczość Paulo Coelho za głęboką i odkrywczą, po prostu w porównaniu do twórczości Wu Weia jest jej do tej głębi i odkrywczości o wiele bliżej.
***Chciałybyście i chcielibyście wiedzieć, kto przekładał tę książkę, a także jaki jest tytuł oryginalny? Ja też. Wydawnictwo niestety nam to uniemożliwiło, nie podając tych informacji ani w książce, ani na swojej stronie internetowej. Tragedia.
Jak każdy system filozoficzny i jak każda religia, tak i taoizm ma swoich filozofów i możliwe jest dyskutowanie na temat jego zasad, rozkładanie ich na czynniki pierwsze oraz analizowanie ich; Wu Wei nie robi jednak tego, a skupia się na powtarzaniu najprostszych podstaw, które w dodatku — bez znajomości tego, co oznacza pseudonim autora — ciężko skojarzyć z taoizmem; przywodzą bardziej na myśl banalne odwołania do chrześcijaństwa oraz pseudoekologiczny bełkot o tym, że ludzie mnożą śmieci oraz rozmnażają się, co prowadzi do przeludnienia. I żadnej więcej refleksji, tak jakby powiedzenie tego i opakowanie w metafory, skądinąd proste i banalne, a także w nieco ładniejszy język, miało uczynić z tego głęboką i wybitną poezję. Zresztą zobaczcie sami i same:
nieporadność ludzi
ciało ziemi rani
(s. 39)*
Cóż, nie da się zaprzeczyć. Szkoda tylko, że dalej nic z tego nie wynika i wszystko jest jedynie wariacją na temat chciwości ludzkiej i niszczenia Ziemi, a autor nie proponuje żadnego szczególnego rozwiązania oprócz na przykład zapisanej na jednej ze stron jednej linijki tekstu:
przestańmy się mnożyć
(s. 32)
Z pewnością jeśli przestaniemy się rozmnażać i wyginiemy, to Ziemi będzie o wiele łatwiej, nieszczególnie pasuje to jednak na rozwiązanie problemu zanieczyszczenia środowiska, które można zaproponować ludziom. Ironizuję oczywiście, jednak prawda jest taka, że autor nie proponuje żadnych rozwiązań, a jedynie narzeka i rzuca takie stwierdzenia, które zapisane w jednej linijce na jednej stronie mają zapewne być głębokie, druzgoczące i dające do myślenia, tylko cóż — nie są. A tak swoją drogą, to mówienie ludziom, aby się nie mnożyli, jest ingerencją w ich życie, a tym samym jest sprzeczne z tą zasadą taoizmu, która jest tak bliska autorowi.Również z początkowych fragmentów książki, poświęconych przede wszystkim religii katolickiej (później Wu Wei kieruje się bardziej w stronę taoizmu, jednak nadal wierzy w Boga, dlatego można domniemywać, że ta religia nadal jest mu w jakiś sposób bliska) nie za wiele wynika. Człowiek pokazany jest jako istota stworzona na podobieństwo Boga, ale znowu i ta refleksja do niczego nie prowadzi.
siedzę z Bogiem
na przyzbie
Jezusowej chaty
(s. 7)
Mimo wszystko są to jednak teksty, które można jakoś interpretować i nad którymi można się jakkolwiek — nawet jeśli tylko przez chwilę — zastanawiać, bowiem późniejsze „wiersze” narzucają już swój przekaz same, toteż ciężko mówić o jakimkolwiek odkrywaniu choćby trochę ukrytych znaczeń. Dalej jest również kilka tekstów nieco lepszych, które już można nazwać poezją (nawet jeżeli kiepską), jednak ich sensualność i wzbudzanie pewnego nastroju w czytających nie ratuje Dotyku ziemi. Dzieje się tak dlatego, że większość tekstów nie spełnia w pełni wymogów formalnych poezji, a ewentualnie balansuje na ich granicy, zawierają one bowiem podział na wersy, jednak dość sztuczny i wymuszony, a także banalne metafory i tylko nieco ładniejszy język; twórczość Wu Weia przywodzi nieco na myśl Instapoezję, z tym że ona jest jakby nie patrzeć lepsza. Skojarzenie nasuwa się również z powieściami Paulo Coelho, które znowu, porównane do twórczości Wu Weia, są o niebo lepsze (i również głębsze, i bardziej odkrywcze**).
Z żalem muszę stwierdzić, że Dotyk ziemi Wu Weia nie ma w sobie żadnych zalet, a jedynie wady, może z wyjątkiem dosłownie kilku utworów, które są tylko przeciętne, a zatem nie są ani wadą, ani zaletą. Pozostałe teksty są jednak infantylne i tak banalne, że już bardziej się nie da, przekazują wszystkim znane prawdy i nie próbują nawet szukać rozwiązania problemów, które również są dla wszystkich oczywiste, ale które autor jednak ludziom objaśnia. I gdyby Paulo Coelho pisał poezję, to byłaby ona z pewnością lepsza od twórczości Wu Weia. Trzymajcie się z daleka.
Moja ocena: 0/10.
Wu Wei, Dotyk ziemi, Wydawnictwo KOS, Katowice 2008***
PS. Przyznaję — nie przeczytałem całej książki. Pierwszą połowę tak, ale drugą zaledwie przejrzałem, czytając jedynie te utwory, które jakoś rokowały. I nie zgadniecie: były tak samo tragiczne, jak te z pierwszej połowy.
*Zapisuję z boczku strony tak jak autor.
**To nie jest oczywiście tak, że uważam twórczość Paulo Coelho za głęboką i odkrywczą, po prostu w porównaniu do twórczości Wu Weia jest jej do tej głębi i odkrywczości o wiele bliżej.
***Chciałybyście i chcielibyście wiedzieć, kto przekładał tę książkę, a także jaki jest tytuł oryginalny? Ja też. Wydawnictwo niestety nam to uniemożliwiło, nie podając tych informacji ani w książce, ani na swojej stronie internetowej. Tragedia.
Trochę nie na temat, ale dzisiaj zastanawiałam się, czy dla sportu (i tylko trochę z ciekawości) nie przeczytać "Alchemika" Coehlo ;D A wtedy ty z porcją coelhicznych wierszy <3
OdpowiedzUsuńCo do samej książki to cóż, kłóciłabym się, czy jest gorsza od instapoezji. Z pewnością oferuje dość dużą odmianę tematyczną i może gdyby pokazać ją instapoetom, to poszerzyłaby im horyzonty i wniosła ich twórczość na nowy poziom? :D
Haha ;D. Ale prawdę mówiąc ja też się jakiś czas temu nad tym zastawiałem - koniec końców wszyscy wiemy, że Paulo Coelho jest słaby, ale jak ktoś/ktosia się mnie spyta dlaczego, to za dużo nie potrafię mu/jej powiedzieć, bo sam czytałem Coelho wieki temu. Więc dla dobrej argumentacji i dla tej dziwnej satysfakcji, która bierze się z czytania, krytykowania (i naśmiewania się) ze złej literatury mam ochotę sięgnąć ;D.
UsuńMoże i więcej różnych tematów jest, ale mam wrażenie, że instapoezja jest przynajmniej lepiej wykonana, bardziej zrozumiała, a jak ktosia ma problem, to jej taka Rupi Kaur pomoże, bo jest feministyczna, a zarazem bardzo przystępna dla kogoś, kto z feminizmem miał wcześniej mało do czynienia. Zaś "Dotyk ziemi" nie widzę, aby miał komuś w czymś pomóc xD.
Skoro tak surowo oceniłeś tę pozycję, to odpuszczę jej przeczytanie.
OdpowiedzUsuńKoniecznie!
UsuńOmijać szerokim łukiem - odnotowano ;) Dzięki za ostrzeżenie.
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy, po to tu jestem ;)
UsuńPoetycki Paulo Coelho - podoba mi się takie podsumowanie... :)
OdpowiedzUsuńCieszę się - przynajmniej jeden plus z tej książki jest ;).
UsuńA skąd to dziełko w ogóle wytrzasnąłeś? Widzę, że nowość to nie jest. W bibliotece wpadła w ręce?
OdpowiedzUsuńWiesz co, mam na Lubimy Czytać znajomą, która śledzi wszystkie azjatyckie książki, a autor ma pseudonim Wu Wei, więc chyba się pomyliła i wzięła to za literaturę japońską. Ja oczywiście zainteresowałem się wtedy japońską poezją, więc ją wypożyczyłem (wprawdzie poszedłem tamtego dnia po inną książkę, ale pomyliłem tytuły i wziąłem tę, tyle tylko, że i tak ją chciałem kiedyś przeczytać :P), a po przyjściu do domu zdałem sobie sprawę, że to w ogóle nie jest japońska pozycja, co więcej - "wu wei" jest słowem z języka chińskiego :P.
UsuńMam trochę wrażenie, jakbym czytała siebie, kiedy w książce coś mi nie gra i muszę wszystko wypunktować. Tylko że tak się dzieje często, kiedy wszystkim innym się podobała. Bo emocje ... A że niedopracowana treść, już jakby nikt nie widział, co mnie zastanawia.
OdpowiedzUsuńW każdym razie zostanę na blogu na dłużej, po książkę nie będę sięgała choć i tak pewnie ciężko by się było na nią natknąć.
Pozdrawiam, zazamknietymiokladkami.blogspot.com
Cieszę się, że myślimy w podobny sposób :). Myślę, że nie każdy umie to oddzielić - ja na przykład mam tak, że z reguły nie zachwycam się czymś o ile nie jest dobre jakościowe (chyba że mowa o literaturze LGBTQIAP, wtedy potrafię równocześnie się zachwycać i krytykować jakość literacką :P). Ale jednak nie każdy potrafi.
UsuńNo i miło mi Cię tu widzieć :).