Jako ludzi, niezmiernie fascynuje nas to, co niedostępne dla naszych oczu; jakaś inna, czasem lepsza, czasem gorsza rzeczywistość, w której wszystko, choć podobne do elementów naszego świata, jest pokazane w zupełnie innym świetle. To z reguły rzeczywistość, która na pozór ma więcej problemów niż nasz świat (a przynajmniej są one bardziej dostrzegalne lub palące), jednak jeśli spojrzeć głębiej, to kryje w sobie więcej dobra bądź jakiś innych wartości, których nam w życiu brakuje, toteż życie w niej jawi się nam jako po prostu lepsze. Dostać się tam zaś można poprzez drzwi wszelkiego rodzaju — przez szafę w Opowieściach z Narnii C. S. Lewisa, króliczą dziurę w Alicji w krainie czarów aż do osoby, która w ramach zabawy z konwencją da taką możliwość (a imię jej będzie Drzwi). Nie bez powodu o tym piszę, bowiem to sam Neil Gaiman wspomina o tych książkach we wstępie do Nigdziebądź, gdzie zaznacza, iż chciał napisać powieść, która działałaby na dorosłych tak, jak książki, które uwielbiał w dzieciństwie (s. 9) działają na dzieci. I rzeczywiście tak się dzieje, a Gaiman odkrywa przed nami świat, który toczy się gdzieś w szczelinach naszego.
Richard Mayhew jednego dnia ma dobra pracę, wynajęte mieszkanie i cudowną narzeczoną, a następnego, gdy pomaga dziewczynie imieniem Drzwi, wszystko to traci. W wyniku tego — a także jeszcze paru innych wydarzeń — zawędrowuje on za dziewczyną do Londynu Pod, który jest — dosłownie — pod tym Londynem, który znają jego zwyczajni obywatele. A także na paru dachach, jednak głównie mieści się w piwnicach, kanałach czy opuszczonych stacjach i wagonach metra. To świat, gdzie można rozmawiać ze zwierzętami oraz który, jak mówią postaci, jest w szczelinach naszego, i rzeczywiście ma się takie wrażenie — bohaterowie i bohaterki przemykają różnymi zaułkami i tajnymi przejściami, spotykają się nocą w miejscach zamkniętych wtedy dla zwykłych ludzi i generalnie pozostają niedostrzegalni, tak jak zresztą ich świat. Który, co trzeba stwierdzić, skonstruowany jest pomysłowo, aby jednak umilić Wam zabawę, to owych pomysłów nie zdradzę. Stworzona przez Gaimana rzeczywistość jest specyficzna, zupełnie nie taka jak u nas, a jednak absolutnie do naszej podobna i stanowi zdecydowanie najmocniejszy punkt powieści, wymyślona jest bowiem w każdym calu i w pełni wykorzystana.
Trochę gorzej ma się sprawa z kreacją postaci — Richard Mayhew to typowy bohater tego typu książek, taki nikt, który nagle wpada w tarapaty i musi się odnaleźć w nieprzyjaznym świecie, dokonując przy okazji paru niesamowitych rzeczy. Nie jest to postać o najwyraźniejszym charakterze, nie jest on na szczęście nijaki i absolutnie da się go lubić; podobnie sprawa ma się z Drzwi, natomiast szalenie dobrze skonstruowani są mordercy ją ścigający; to bohaterowie, na których Gaiman miał doskonały pomysł i uczynił ich zaprzeczeniem jakiegokolwiek ucywilizowania, dobra i porządku. Dla mnie wygrywa jednak markiz de Carabas, tajemniczy, podstępny, pozornie niezaangażowany i ironiczny oszust, który intryguje i pociąga oraz sprawia, że chce się słuchać o nim godzinami (a przynajmniej ja chciałem słuchać, potrafię sobie jednak wyobrazić, że kogoś on irytuje, co w sumie nie przeczy temu, że został dobrze stworzony). Tym, co niestety kuleje w kwestii postaci, jest plan antagonisty na zrobienie tego, na czym mu zależy, jednak nie cały plan, a jeden z jego elementów — tak nielogiczny i pozbawiony sensu, że wzbudza konsternację, bowiem jak ktoś, kto uknuł wcześniej zmyślną intrygę, mógł dalej zupełnie stracić rozum? Sprawia to, że postać, która z początku miała dużo sensu, zupełnie go utraciła. Wielka szkoda.
Nigdziebądź to swoista powieść drogi — Richard podróżuje przez podziemny świat, mierząc się z przeciwnościami losu i zyskując coraz większą świadomość samego siebie, a także odkrywając, co jest dla niego istotne. Dochodzi w jego przypadku do procesu dojrzewania oraz poznania prawdy o tym, co jest najważniejsze, czyli przyjaźń, bohaterstwo i poświęcenie. Wiem, wiem — brzmi jak kicz, zapewniam jednak, że tak nie jest, a przekaz ten jest iście subtelny. Richard bowiem — jak każda z postaci, które trafiły do drugiego świata w tego typu książkach — zauważa, że jest on lepszy, zdobywa tam przyjaciół i uczy się o ich wartości. Drugi świat jest bowiem zawsze bardziej wartościowy od naszego, przeżartego konsumpcjonizmem i pieniądzem. W Londynie Pod tego nie ma, a ludzkie aspiracje i wartości są zupełnie inne — nikt tu nie walczy o bogactwo, źli mają inne cele, a dobrzy kierują się dobrem ogółu. Pieniądze nie grają roli, funkcjonuje handel wymienny, zaś własności materialne nie są najważniejsze: liczy się tylko to, co jest naprawdę potrzebne, a resztę można wyrzucić i się nie przywiązywać. Toteż Nigdziebądź to subtelna gloryfikacja prostego życia, w którym ważne są przyjaźń i szlachetne postępowanie, a nie pieniądz i zdobycze cywilizacji; z tego powodu powieść ta to bajka dla dorosłych, przypominająca, co powinno się liczyć i skłaniająca do myślenia na sposób bardziej dziecięcy, aby dostrzec, że świat to coś więcej niż mędrca szkiełko i oko czy powiększający się stosik pieniędzy.
Jak i w Amerykańskich bogach, tak i tu Gaiman posługuje się niezłym językiem, opisując wszystko tak, że czytając można poczuć się tak, jakby się na danym miejscu było. Pisze on wartko, okraszając przy tym tekst żartami czy zabawami językowi (Dama jest w opresji. Musimy ją zdeopresjonować — s. 51). Czyta się Nigdziebądź szybko i przyjemnie, a choć w pewnym momencie nieco się nudziłem, to dochodzę do wniosku, że to wina specyficznego czasu, w którym powieść czytałem, nie zaś — jej samej.
Całość wieńczy opowiadanie O tym, jak markiz odzyskał swój płaszcz i jest ono zdecydowanie najsłabszym punktem książki. Jak sam tytuł wskazuje, opowiada o markizie de Carabasie, Gaiman jednak napisał to opowiadanie po kilku latach od wydania powieści, co zapewne przyczyniło się do jego wad. Dochodzi tu do pewnej dekonstrukcji i uautentycznieniu postaci markiza, zarazem jednak Gaiman przedstawia bohatera nieco inaczej niż w powieści; wygląda to tak, jakby zapomniał, na jaką postać kreował de Carabasa oraz wypaczył nieco jego charakter. Co więcej, opowiadanie ma również nieprawdopodobne i naciągane rozwiązania fabularne, bowiem antagoniści podejmują bezsensowne decyzje, a także zawiera rozwiązania á la deus ex machina, zaś ludzie wiedzą coś, czego mroczna para zabójców z książki nie wiedziała, tak jakby Gaiman zapomniał, jak duże zdolności im dał. Sprawia to, że mam ochotę wymazać owe opowiadanie z pamięci, co też napisawszy te słowa czynię.
Nigdziebądź Neila Gaimana bardzo odpowiada ludzkiej potrzebie czucia, że jest coś więcej, jakiś magiczny, tajemniczy świat, o którym marzymy i do którego czasem chętnie byśmy umknęli. Jest on bowiem zawsze lepszy od naszego (choć ma swoje problemy), a także rządzą w nim te wartości, którymi podświadomie chcielibyśmy się kierować i chcielibyśmy, aby cały świat się nimi kierował. To przyjemna powieść, którą dobrze się czyta i która przy okazji gloryfikuje pewne wartości, a choć nie obyło się bez wad, to całość sprawia bardzo dobre wrażenie. Całość powieści oczywiście, opowiadanie w końcu się nie wydarzyło, prawda? 😉
Ocena powieści Nigdziebądź: 7/10
Ocena opowiadania O tym, jak markiz odzyskał swój płaszcz: 3/10
Ocena całości książki: 6/10
Neil Gaiman, Nigdziebądź, Wydawnictwo Mag, Wydanie VIII, Warszawa 2016
Przekład: Paulina Braiter
Tytuł oryginalny: Neverwhere. Author's Preffered Text
Tytuł oryginalny opowiadania: How the Marquis Got His Coat Back
Okładka mi się bardzo podoba, musi ładnie wyglądać na regale. :) Lubię trgo typu pozycje, wiec na pewno zapamiętam tytuł.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Ci się spodoba :). Rzeczywiście okładka jest super, generalnie MAG wszystkie książki Gaimana wydaje ostatnio w bardzo pięknej szacie graficznej, aż żałuję, że mam tylko dwie książki ;).
UsuńBardzo lubię styl twórczości Gaimana :)
OdpowiedzUsuńJa całkiem też, choć jeszcze po dwóch przeczytanych książkach niczego jeszcze nie deklaruję ;).
UsuńBędę musiał przyjżeć się tej książce. Przy okazji bardzo starannie napisany tekst. To miła odmiana po recenzjach szamponów, które miałem ostatnio (nie)przyjemność czytać;)
OdpowiedzUsuńPrzyjrzeć oczywiście. Pardon za ten błąd na blogu o literaturze:)
UsuńDzięki! Hehe nie przejmuj się, mój mózg nie zakodował błędu i dopiero kolejny komentarz uświadomił mi, że tam jest "ż" zamiast "rz" :P.
UsuńO twórczości Neila Gaimana oczywiści słyszałem, ale jak dotąd nie miałem okazji jej poznać. Przyznać trzeba, że autor jest mocno ceniony na polskim rynku - regularnie pojawiają się wznowienia jego książek, do tego dzieła prezentowane są w bardzo starannych wydaniach. Prędzej czy później będę musiał przekonać się, w czym tkwi fenomen tego autora.
OdpowiedzUsuńJak tak teraz o tym wspomniałeś, to zauważyłem, że masz rację. Nie wiem, jak wygląda pozycja Gaimana na rynkach innych niż polski, ale u nas rzeczywiście ma bardzo wiele fanów i fanek. Na razie jeszcze nie będę się kusił na analizę całej twórczości autora, ale kiedyś, po przeczytaniu jeszcze kilku książek może uda mi się wyciągnąć jakieś wnioski... co chyba oznacza, że i ja dałem się złapać w gaimanowską sieć ;).
UsuńNigdziebądź czytałam jakiś czas temu i podpisuję się pod Twoją, jakże ładną recenzją, obiema łapkami :) Czytało mi się przyjemnie, ogólnie lubię opowieści, w których bohater przenosi się do magicznego świata, ale jakoś wielce mnie nie zachwyciła.
OdpowiedzUsuńZresztą, mam tak z Gaimanem - jak już sięgam po jego książkę, to czytam z przyjemnością, ale po skończeniu zaraz zapominam, o czym to właściwie było. Nie trafił do mnie fenomen tego pana ^^
Ja w sumie też lubię takie powieści - bardzo polecam "Wurta" Jeffa Noona, jest - przynajmniej dla mnie - o wiele lepszy (choć to teź kwestia moich prywatnych sympatii książkowych ;)). W każdym razie mnie też "Nigdziebądź" nie zachwyciło - niby bardzo lubię Gaimana, ale zarazem nigdy po skończeniu nie czuję "trzęsienia ziemi" :P.
UsuńTen autor ma coś w sobie. Jego opowieści są niezwykle magiczne i bardzo wciągające, dlatego kocham je całym sercem! (Niestety oprócz "Koraliny"). "Nigdziebądź" dopiero przede mną, ale już się nie mogę doczekać lektury!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Justyna z http://livingbooksx.blogspot.com
Masz rację - "magiczne" to słowo szalenie pasujące do jego twórczości :). O, a co Ci się nie podobało w "Koralinie"? Bo właśnie dzisiaj zacząłem rozważać zakup :P.
UsuńPozdrowienia! :)
Choć wiem, że Gaiman jest dobrym , poczytnym autorem i ma niesamowitą wyobraźnię to krótkie formy niestety nie przypadły mi do gustu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCóż, nie każdemu musi się wszystko podobać, nawet jeśli jest obiektywnie dobre - ja na przykład bardzo nie lubię twórczości Wiesława Myśliwskiego, choć przecież wiem, że pisze on świetnie ;).
UsuńPozdrawiam również! :)