niedziela, 9 września 2018

Zniszczenia i zmiany — „Klan czerwonego sorga” Mo Yan — recenzja

7 lipca 1937 roku wojska Cesarstwa Wielkiego Japonii wkroczyły na terytorium Republiki Chińskiej, w której w tamtym momencie toczył się spór o władzę pomiędzy partią komunistyczną a Kuomintangiem — ówczesną partią rządzącą. Pomimo zaatakowania Chin przez inne państwo, spór ten trwał jednak nadal, a najwyższe władze państwowe bardziej angażowały się w niego niż w walkę z japońskim okupantem, doprowadzając do tego, że wojna chińsko-japońska trwała osiem lat, bowiem aż do 2 września roku 1945. Pociągnęła ona za sobą 20-35 mln (istnieją rożne dane) istnień ludzkich po stronie chińskiej, zaś od 480 do 700 tysięcy żyć po stronie japońskiej. Ta wojna — jak również całe towarzyszące jej cierpienie, śmierć i obojętność władzy wobec chińskich obywateli — stały się główną osią Klanu czerwonego sorga autorstwa chińskiego noblisty z roku 2012 — Mo Yana.

Czerwonego sorga nie dostałem, musi nam wystarczyć czerwony ryż 😉.

Klan czerwonego sorga opowiada o losach rodziny chłopaka, którego imienia nie poznajemy — snuje on historię swojego dziadka, babki, a także ojca na kilku płaszczyznach czasowych, jeszcze sprzed czasów wojny aż do kilku lat od momentu jej wybuchu. Choć historia jest nieliniowa i na zmianę opowiada o poznaniu się babki i dziadka, wczesnym dzieciństwie ojca czy jego losach podczas wojny, to fragmentów poświęconych wydarzeniom po wojnie jest mało, a tych opowiadających o głównym bohaterze nie ma praktycznie wcale. Z początku można by uznać, że taka narracja to pozbawiony sensu wybieg, tak jednak nie jest, a Mo Yan ma wszystko doskonale przemyślane.

Na pierwszy rzut oka jest to opowieść o rodzinie z Północno-Wschodniego Gaomi, miejsca najpiękniejszego i najwstrętniejszego, najniezwyklejszego i najpospolitszego, najświętszego i najbardziej zepsutego, najbardziej bohaterskiego i najbardziej łajdackiego (s.10) — być może słowa te brzmią niemożliwie, absolutnie jednak tak nie jest, a rejon, z którego pochodzi rodzina bohatera to miejsce zepsute, pełne bandytów, przemocy i naznaczone złymi wydarzeniami, a zarazem region o przepięknym sorgu i ludziach zdolnych do poświęceń, walk o wolność ojczyzny, honorowych, choć często honorem bandyckim, lecz nie dających sobą pomiatać. To jednak nie tyle obraz mitycznej krainy dzieciństwa — jak chociażby Macondo ze Stu lat samotności — co zebranie w jednym miejscu i uwypuklenie wszystkich chińskich wartości, idei, pragnień i marzeń, które poruszały serca osób ze starszych pokoleń w Chinach, ale także — ich wad narodowych.

Pokazane one zostają przy pomocy niewielkiej grupy postaci, najbardziej jednak widać je u osób z rodziny bohatera. To, jak mogłoby się zdawać, typowe wpisanie losów rodziny w wielką historię, która nikogo nie oszczędza — Północno-Wschodnie Gaomi staje się miejscem wielu partyzanckich walk z Japonią, przymusu budowania obozów dla Japończyków czy wymordowywania mieszkańców chińskich wsi i miasteczek. Mo Yan, choć z reguły operuje pięknym, czasem kwiecistym stylem, podczas fragmentów poświęconych wojnie potwierdza swój kunszt pisarski słowami brutalnymi i dosadnymi, nie szczędząc czytającym opisów wszelkich tortur stosowanych na jeńcach japońskich, a także uczuć tych, którzy muszą brać w tym udział. Co istotne, Mo Yan nigdy nie traumatyzuje czytających całymi opisami — robi ich tyle, ile musi, a resztę pozostawia wyobraźni. Nie jest to jednak okrucienstwo pozbawione sensu — to pokazanie potworności wojny i tego, że nigdy nie prowadzi ona do niczego chwalebnego. Bo choć postaci postępują bohatersko, to ich losy naznaczone są w ogromnej mierze wojennymi traumami, bólem oraz śmiercią i nikt nie wychodzi z tego zwycięsko. Klan czerwonego sorga — choć wychwala bohaterskie czyny, heroizm i walkę o ojczyznę — jest jednak powieścią szalenie antywojenną i pacyfistyczną.

Tyle tylko, że to jest ciągle to, co widać na pierwszy rzut oka. Klan czerwonego sorga jest bowiem również powieścią o pewnym odchodzącym świecie, świecie wartości, dla których nie ma już miejsca we współczesnych (w momencie powstania książki, to jest w roku 1986, choć później pewnie jeszcze bardziej) Chinach — o szerzącym się braku moralności, kulcie pieniądze i zatraceniu w konsumpcji, o braku wiedzy dotyczącej tego, co słuszne i utracie pewnej wewnętrznej siły do przeciwstawiania się. To powieść pełna tęsknoty za tym, co było za czasów dziadków, nie ulegająca jednak mrzonkom, a chcąca czerpać z czasów, w których ludzie mieli wyraźniejszy kompas moralny, nakłaniająca do nieodrzucania tradycji i nieulegania kultowi pieniądza.

Nie bez powodu wspomniałem o Macondo — Klan czerwonego sorga, choć bardzo się od książki Marqueza różniący, w jakiś sposób przywodzi ją na myśl. I nie chodzi tu jedynie o pewne uświęcenie miejsca, z którego się pochodzi, ale również o wojnę, która wywiera na bohaterów piętno tak wielkie, jak ta ze Stu lat samotności — choć wielkie w zupełnie inny sposób. Świat Mo Yana jest równie mocno przesycony magią, co ten Kolumbijczyka, jednak znowu — na nieco inne sposoby. U Mo Yana mniej jest niesamowitości takiej jak latające dywany, a niemal cała magia opiera się na legendach bądź przesądach oraz na zwierzętach, spersonifikowanych lub mitologicznych. Magia również widoczna jest bezpośrednio w sposobie patrzenia postaci na świat — u Marqueza nie wątpiliśmy, że dywan lata, bowiem magia tkwiła bardziej w świecie, zaś u Mo Yana tkwi ona nieco bardziej w perspektywie postaci. Takie przesycenie realizmem magicznym czyni całość nieco baśniową. Nie ma jednak pewności co do tego, czy chiński noblista inspirował się w jakikolwiek sposób kolumbijską powieścią — ta, choć oryginalnie wydana w roku 1974, w Chinach ukazała się dopiero w roku 1984, czyli dwa lata przed wydaniem Klanu czerwonego sorga. Ze wstępu do Bum!, innej powieści Mo Yana, wynika, że wielce on sobie ceni długie, misterne powieści, a choć Sto lat samotności to dokładnie tego typu powieść, nie przywołuje on jej jednak we wspomnianym wstępie. To za mało, aby wykluczyć lub potwierdzić jakiekolwiek inspiracje, niemniej to z pewnością ciekawy trop, który warto mieć na uwadze.

Klan czerwonego sorga to czwarta powieść Mo Yana, którą przeczytałem — nieco słabsza niż moja ukochana Kraina wódki, ale lepsza (znowuż odrobinę) niż Bum! czy recenzowanych w zeszłym roku Żab. Jak większość książek noblisty, ta również pokazuje pewną brutalną prawdę na temat Chin i chińskich dziejów, tym razem poświęcając miejsce głównie wojnie chińsko-japońskiej i związanych z nią okrucieństwami — z tego powodu to najbrutalniejsza z książek Mo Yana, nie zmienia to jednak faktu, że absolutnie warta przeczytania, choć być może odradziłbym lekturę tym osobom, które omijają sceny przemocy szerokim łukiem, nawet gdy ta przemoc nie jest w pełni ukazana.

Moja ocena: 8,5/10

Mo Yan, Klan czerwonego sorga, Grupa Wydawnicza Foksal, Wydanie I, Warszawa 2013
Przekład: Katarzyna Kulpa

14 komentarzy:

  1. O proszę, akurat wczoraj oglądałem "Kwiaty wojny", film traktujący o rzezi w Nankinie. A Ty dzisiaj wyskakujesz z Mo Yanem i agresją Japońską na Chiny - ciekawa koincydencja. Opisywana przez Ciebie lektura wydaje się bardzo, bardzo interesująca - kusi by po nią sięgnąć tym bardziej, że jak na razie zatrzymałem się na "Krainie wódki", która także przypadła mi do gustu. Najwyższa pora by poznać kolejne dzieła chińskiego noblisty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! Chociaż rok temu przy "Żabach" też to mówiłeś ;). W takim tempie to ja zdążę jeszcze "Obfite piersi, pełne biodra" przeczytać, ale przynajmniej będziesz miał większą paletę wyboru ;) (żartuję sobie oczywiście). A jak film? Dobry?

      Usuń
    2. Może to podświadomość powstrzymuje mnie przed sięgnięciem po Mo Yana? Bo od czasu wspomnianej deklaracji czytałem Xianlianga Zhanga, a niedawno z biblioteki wypożyczyłem Chun Sue. No ale pewnie po tekście na temat "Obfitych piersi, pełnych bioder" nie będę miał wyboru i będę musiał ponownie stanąć oko w oko z prozą chińskiego noblisty :D

      A film bardzo ciekawy (chińskiej produkcji), no i z uwagi na tematykę, raczej wstrząsający, mocny, tragiczny. Wydarzenia, których widz jest świadkiem, albo o których się tylko wspomina, mocno kojarzą się z tym, co miało miejsce na Wołyniu - rzeź, czystka, kakofonia okrucieństwa, wręcz zawody w najwymyślniejszym (w istocie najprymitywniejszym) sposobie uśmiercania bliźniego.

      Usuń
    3. Hehe, to mnie w takim razie podświadomość powstrzymuje przed sięgnięciem po cokolwiek innego niż książki Mo Yana, Yiyun Li i Liao Yiwu - zauważyłem, że to jedyni chińscy autorzy, których czytam i zanim zabiorę się za cokolwiek innego, muszę chyba przeczytać wszystko ich autorstwa... Co oznacza dokładnie jeszcze 5 książek.

      Brzmi bardzo ciężko, ale (gdy będę gotów psychicznie) obejrzę.

      Usuń
  2. O, nie czytałam jeszcze nic tego autora, a widzę, ze warto! Tematyka dość interesująca, także będę miała na uwadze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super :). Warto zacząć właśnie od tej pozycji albo od "Bum!", jeśli lubi się bardziej surrealistyczne klimaty :).

      Usuń
  3. Książka na pewno bardzo interesująca, i pełna przemyśleń, ale chyba zdecydowanie nie dla mnie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, może następnym razem trafię w Twój gust ;).

      Usuń
  4. Od dawna przymierzam sie do Mo Yana i teraz juz wiem, "co" przeczytac. A jesli pozwolisz sobie cos zarekomendowac, i jesli jeszcze tego nie czytales oczywiscie, to polecam "Nie mówcie, ze nie mamy niczego" Madeleine Thien oraz "Ogród wieczornych mgiel" Tan Twan Eng.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Nie czytałem ani jednej, ani drugiej. "Ogród wieczornych mgieł" planuję od dawna (to mój duży wyrzut sumienia ;)), ale nad "Nie mówcie, ze nie mamy niczego" się wahałem. Skoro polecasz, to rozejrzę się w bibliotece :).

      Usuń
  5. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że książka jest lepsza niż wspomniane "Sto lat samotności" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja też :P. "Sto lat samotności", które doceniam jako klasykę, zupełnie mnie nie poruszyło i trochę się wynudziłem :P.

      Usuń
  6. Uwielbiam, podobnie jak Ty, monumentalne i magiczne jednocześnie, powieści Mo Yana; przeczytałam wszystkie oprócz "Krainy wódki". Mo Yan nie odnosi się, jak piszesz, bezpośrednio do współczesności, ale przypomina, że to historia ukształtowała współczesne Chiny. Literatura chińska nie była mi praktycznie znana, dopóki Mo Yan nie pojawił się na polskim rynku. Z innych literackich perełek polecam "Słownik Maqiao" Hana Shaogonga, który pisze o zderzeniu absurdów rewolucji kulturalnej z magią i przesądami "ludu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Monumentalne i magiczne", jejku, jakie to doskonałe określenie! :) Ja również po raz pierwszy zderzyłem się z Chinami w literaturze dzięki Mo Yanowi, choć od tego czasu czytałem głownie jego i Liao Yiwu (reportażysta, więc zupełnie inna bajka, recenzja jego książki będzie do przeczytania za kilka tygodni :P). Aczkolwiek gdy skończą mi się ich książki, będę czytał innych pisarzy i pisarki, więc dziękuję za polecenie - "Słownik Maqiao" brzmi cudownie i na pewno sięgnę :).

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - odzew czytających jest dla mnie bardzo ważny, a więc proszę się nie wahać i komentować :). Jednocześnie uprzedzam, że będę bez mrugnięcia okiem usuwać komentarze obraźliwe, rasistowskie, homo- i transfobiczne czy też inne będące formą mowy nienawiści bądź naruszające netykietę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...