Jak osoby pamiętające lub śledzące to, jak wygląda mój Plan czytelniczy na obecny rok zapewne wiedzą, wypełnianie go nie idzie mi najlepiej. Przeczytałam na razie niewiele z tych książek, które zaplanowane były i z reguły wybieram pisarzy spoza jakiejkolwiek z moich list. Na szczęście teraz miało miejsce coś innego, sięgnęłam bowiem po książkę autora, którego twórczość miałam poznawać w 2018 roku, czuję się więc poniekąd usprawiedliwiona. Mowa o Jaume Cabré i jego ostatnio wydanej w Polsce powieści, aczkolwiek piątej przez niego w ogóle wydanej, która pierwszy raz ukazała się w Hiszpanii w 1984 roku, czyli o Agonii dźwięków.
Brat Junoy jest zakonnikiem pełniącym posługę spowiednika w klasztorze La Ràpita. Znajduje się w nim Zakon Cysterski Ściślejszej Obserwancji w Całkowitym Ubóstwie, a mniszki praktykują pokutę i umartwienie, polegające na ograniczeniu jedzenia, ciągłym noszeniu włosiennicy, biczowaniu ciała czy przerywaniu snu na niepozwalające się wyspać modlitwy. Ponadto mniszki mają tzw. Zwyczajnik, czyli Księgę Zwyczajów, ważniejszą dla nich niż Reguła Zakonu (to ona powinna być istotniejsza) i ustanawiającą liczne zasady funkcjonowania na co dzień, takie jak konieczność naprawiania ubrań aż do momentu, kiedy naprawdę nie będzie już co naprawiać, słuchanie starszych mniszek i absolutne posłuszeństwo wobec nich, zasady chodzenia, trzymania rąk i ustawiania głowy, a także przymus milczenia. W związku z tym Klasztor jest pokazany jako bardzo opresyjna przestrzeń, gotowa wyrwać z człowieka miłość i inne uczucia międzyludzkie dla ślepego posłuszeństwa, braku tajemnic i prywatności niewykluczającej ogromu samotności, bowiem nawet na przyjacielskie pogawędki trzeba mieć zgodę. La Ràpita jest miejscem, które dusi człowieka, czego skutkiem jest skandal z powodu bliższej relacji dwóch nieradzących sobie z samotnością nowicjuszek, siostry Clary i siostry Rosalii, a w niego zamieszany jest właśnie brat Junoy.
Akcja powieści dzieje się dwutorowo - poznajemy wydarzenia, które miały miejsce podczas procesu brata Junoya, czytamy, jak z problemami związanymi ze skandalem i procesem próbuje sobie poradzić biskup Maurycy oraz dowiadujemy się, jakie wydarzenia działy się w klasztorze. Taka konstrukcja gwarantuje skupienie się na poznawaniu przyczyn tego, czego skutek (proces) już znamy i na przyglądaniu się motywom oraz emocjom postaci w to zamieszkanych, w tym właśnie brata Junoya. A do ukazywania emocji w sposób prosty, a mimo to celny Cabré ma talent, tak samo jak ma go do zarysowywania istoty charakteru danej postaci w kilku zdaniach.
W całej historii niezwykle istotna jest muzyka - to z powodu uwielbienia do niej brat Junoy dostaje posługę w tak odległym, odosobnionym i pełnym milczenia klasztorze, jakim jest La Ràpita, ponieważ nikt z księży nie rozumie miłości Junoya do muzyki i uważa ją za coś, co przewyższa jego miłość do Boga. Odbierane jest mu prawo do wielbienia Boga w ten sposób, zaś jego talent nie może się rozwijać. Tym samym Agonia dźwięków staje się opowieścią o braku tolerancji i zrozumienia dla odmiennego człowieka, historią braku empatii i ciasnoty umysłów, uważających, że jest tylko jeden słuszny sposób robienia czegoś, tym boleśniejsza, że to Kościół - instytucja mająca szerzyć miłość - jest tej empatii pozbawiona. Nie jest to jednak krytyka Kościoła, a jedynie ostrzeżenie dotyczące ciasnoty umysłu. Dla człowieka takiego jak Junoy, pokazującego swoją wiarę za pomocą muzyki i muzyką ułatwiającego ludziom spotkanie z Bogiem, w dodatku gotowego do obstawiania przy swoim i niepoddawania się, nie ma miejsca w świecie takim jak ten, który nie chce i nie potrafi zrozumieć innego spojrzenia i odmiennej perspektywy. Człowiek odstający od innych, a zwłaszcza szerzej myślący, jest więc skazany na samotność oraz swego rodzaju przegraną. Śledząc emocje brata Junoya widać również to, jak sąd próbuje go łamać, w wyniku czego robi on jedyną rzecz, którą może - zamyka się w sobie i szuka ukojenia we wspomnieniach dotyczących muzyki oraz ogólnie w dźwiękach, a tym samym pełna ich agonia staje się czymś niewykonalnym, bowiem człowiek skazany na karę i odsunięty od tego, co kocha, zawsze ma przynajmniej pamięć, w której może się skryć, a tego nikt nie jest w stanie mu odebrać.
Cabré, pisząc o procesie i pokazując działania biskupa Maurycego zwraca uwagę także na problemy dotyczące władzy. Obrazuje on przedstawicieli Kościoła jako ludzi dążących do wyższego stanowiska, biorących udział w licznych intrygach i manipulujących innymi, a nie jako tych, dla których drogowskazem powinna być miłość i wiara (jednym z wyjątków jest Junoy). Istotna w całym procesie jest także Dorotea, matka przełożona zakonu w La Ràpita, niegdyś poetka, której talentu nie dostrzeżono, co pozwala sugerować, że również z tego powodu, choć nie tylko dlatego, stała się ona nieczuła, oschła i pozbawiona ciepła, nie pozwalająca bardziej otworzyć zakonu na świat. Klasztor staje się miejscem konfrontacji pomiędzy nią a Junoyem, ponieważ ona dąży do jak największego umartwiania i pokuty, a on w imię zdrowego rozsądku nie chce się na to zgodzić. Starcie między nimi, w którym na wyższej pozycji stoi matka przełożona, zaś on, spowiednik, nie ma nic do powiedzenia wobec postawionej wyżej osoby, staje się zatem krytyką władzy oraz pokazaniem tego, że wiara to nie sztywne wypełnianie reguł, ale coś bardzo osobistego.
W ramach procesu Jonoya oraz jego sporu z Doroteą pojawia się jeszcze niezwykle istotny temat zła i diabła. Zakonnice traktują bowiem diabła jako byt osobowy, zdolny do realnego i materialnego wpływu na rzeczywistość, przykładowo gaszenia świecy, Junoy natomiast uważa, że diabeł to pojęcie symboliczne, (...) symbolizuje obecność zła albo, inaczej rzecz ujmując, brak dobra, ale nie trzeba go personifikować, bo może stać się pułapką dla prostych umysłów. Tym samym nie jest to coś, co można spotkać i z czymś można porozmawiać, jest natomiast określeniem tego, co ludzie robią, gdy zamykają się na drugiego człowieka we wszystkich możliwych znaczeniach, a zatem to także prawda nieskażona ludzkimi wątpliwościami. Zło działa za pomocą pychy, a to ona cechuje zarówno Doroteę, jak i księży, w tym biskupa, dzięki czemu Cabré zdaje się mówić, że to właśnie ona, wraz z ciasnotą umysłu, jest nośnikiem zła.
Wszystko to jest bardzo dobrze zaprezentowane, jednak na mnie w Agonii dźwięków największe wrażenie zrobił warsztat Cabré, jego sposób pisania i forma powieści: podzielenie jej na siedem części (czyli tyle, ile jest grzechów głównych, ale niestety nie udało mi się obalić ani potwierdzić hipotezy, jakoby kolejne części odpowiadały kolejnym grzechom; jeśli ktoś to zrobi, proszę koniecznie dać mi znać), głównie trzyrozdziałowych, otwieranie każdej z części pasującym cytatem z Pisma świętego oraz pisanie fragmentów z Księgi Zwyczajów zakonu między każdym rozdziałem.
Jeśli mowa o warsztacie Cabré, to zachwyca również stosowany przez niego język, zwłaszcza we fragmentach poświęconych muzyce i dźwiękom, które opisuje on dość sugestywnie - Na tle początkowego dialogu fortepianu i skrzypiec pewny siebie, beznamiętny, zgrzytliwy głos sekretarza księdza biskupa już od kilku minut odczytywał dokument, który, jak się wydawało, miał kapitalne znaczenie dla przebiegu procesu. Obrońca pospiesznie notował, a brat Junoy przeszedł teraz do partii wiolonczeli, która powtarzała z dostojną powagą motyw wprowadzony wcześniej przez skrzypce. Ponadto Cabré w rewelacyjny sposób potrafi przechodzić z czasu, w którym toczy się akcja, do czasu, w którym dzieje się to, o czym ktoś opowiada, sprawnie manewrować pomiędzy słowami kilku bohaterów w obrębie jednego zdania, przy okazji oddając chaotyczność myśli postaci, z której perspektywy dzieje się dana sytuacja: Zamilkła, bo poczuła, że coś ją ściska w gardle, i nagle usłyszała swój głos, ja również, Claro, ojcze, powiedziałam tylko ja również, i wtedy siostra Clara mocniej się do mnie przytuliła i obie zaczęłyśmy płakać; naprawdę nie rozumiem, jak to się stało, jakbyśmy straciły wolę; jakby w jednej chwili prysło długo tłumione napięcie; nie wiem, ojcze, może to dlatego, że byłam zaskoczona, kiedy się przekonałam, że siostrze Clarze dolegało to samo co mnie, ja też czuję się samotna, trudności mnie przerastają, ale ja wcale nie chcę stąd odejść, ojcze! Chcę złożyć śluby, choć nie zawsze jest mi łatwo; oczywiście, córko, ja to rozumiem, jedno nie ma nic wspólnego z drugim. (A przy okazji jaki to piękny obraz wątpliwości, ludzkiej słabości i zdenerwowania!).
Agonia dźwięków katalońskiego pisarza Jaume Cabré jest dziełem bardzo dobrym, poruszającym tematykę wiary, ciasnoty umysłu, okrucieństwa władzy oraz istoty zła. Z żalem jednak stwierdzam, że choć powieść jest tak dobra, nie było w niej zarazem nic, co poruszyłoby mnie jakoś głęboko, a jedynymi rzeczami, które naprawdę mnie zachwyciły, były forma i język powieści. Niemniej fakt, że nie poruszyła mnie głęboko nie oznacza, że nie poruszy tak kogoś innego, bowiem emocje, które może wywołać to rzecz jasna coś bardzo osobistego. Dlatego książkę polecam, tym bardziej, że nawet w przypadku, w którym nie dotknie ona emocjonalnej sfery danej osoby, nadal pozostaje naprawdę dobrą i wartą poświęconego jej czasu powieścią, a lektury absolutnie się nie żałuje.
Moja ocena: 6,5/10
Jaume Cabré, Agonia dźwięków, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017. Tłumaczenie - Anna Sawicka.
Jeśli mowa o warsztacie Cabré, to zachwyca również stosowany przez niego język, zwłaszcza we fragmentach poświęconych muzyce i dźwiękom, które opisuje on dość sugestywnie - Na tle początkowego dialogu fortepianu i skrzypiec pewny siebie, beznamiętny, zgrzytliwy głos sekretarza księdza biskupa już od kilku minut odczytywał dokument, który, jak się wydawało, miał kapitalne znaczenie dla przebiegu procesu. Obrońca pospiesznie notował, a brat Junoy przeszedł teraz do partii wiolonczeli, która powtarzała z dostojną powagą motyw wprowadzony wcześniej przez skrzypce. Ponadto Cabré w rewelacyjny sposób potrafi przechodzić z czasu, w którym toczy się akcja, do czasu, w którym dzieje się to, o czym ktoś opowiada, sprawnie manewrować pomiędzy słowami kilku bohaterów w obrębie jednego zdania, przy okazji oddając chaotyczność myśli postaci, z której perspektywy dzieje się dana sytuacja: Zamilkła, bo poczuła, że coś ją ściska w gardle, i nagle usłyszała swój głos, ja również, Claro, ojcze, powiedziałam tylko ja również, i wtedy siostra Clara mocniej się do mnie przytuliła i obie zaczęłyśmy płakać; naprawdę nie rozumiem, jak to się stało, jakbyśmy straciły wolę; jakby w jednej chwili prysło długo tłumione napięcie; nie wiem, ojcze, może to dlatego, że byłam zaskoczona, kiedy się przekonałam, że siostrze Clarze dolegało to samo co mnie, ja też czuję się samotna, trudności mnie przerastają, ale ja wcale nie chcę stąd odejść, ojcze! Chcę złożyć śluby, choć nie zawsze jest mi łatwo; oczywiście, córko, ja to rozumiem, jedno nie ma nic wspólnego z drugim. (A przy okazji jaki to piękny obraz wątpliwości, ludzkiej słabości i zdenerwowania!).
Agonia dźwięków katalońskiego pisarza Jaume Cabré jest dziełem bardzo dobrym, poruszającym tematykę wiary, ciasnoty umysłu, okrucieństwa władzy oraz istoty zła. Z żalem jednak stwierdzam, że choć powieść jest tak dobra, nie było w niej zarazem nic, co poruszyłoby mnie jakoś głęboko, a jedynymi rzeczami, które naprawdę mnie zachwyciły, były forma i język powieści. Niemniej fakt, że nie poruszyła mnie głęboko nie oznacza, że nie poruszy tak kogoś innego, bowiem emocje, które może wywołać to rzecz jasna coś bardzo osobistego. Dlatego książkę polecam, tym bardziej, że nawet w przypadku, w którym nie dotknie ona emocjonalnej sfery danej osoby, nadal pozostaje naprawdę dobrą i wartą poświęconego jej czasu powieścią, a lektury absolutnie się nie żałuje.
Moja ocena: 6,5/10
Jaume Cabré, Agonia dźwięków, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2017. Tłumaczenie - Anna Sawicka.
Świetna recenzja. :) "Agonia dźwięków" czeka u mnie na półce, bo też jeszcze nie czytałam niczego tego autora, ale Twoja opinia o jego warsztacie i języku mnie zachęca, aby przyśpieszyć to zapoznawanie się. ;) Muszę się jednak najpierw uporać ze stosikiem egzemplarzy recenzenckich, więc może w październiku by się udało. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :) Cieszę się bardzo, że zachęciłam, bo to dobra książka, choć najlepszy jest własnie warsztat Cabré. ;)
UsuńZ jednej strony chciałabym przeczytać "Agonię dźwięków", z drugiej, po lekturze "Jaśnie pana", wiem już, że nie podoba mi się bardzo stereotypowy sposób przedstawiania wiary i religii u Cabre. Nawet tutaj, jak piszesz, są ci źli konserwatyści i jeden duchowny ze zdrowym (czyt. współczesnym) podejściem do wiary. Ten motyw jest ciekawy tylko za pierwszym razem. Więc raczej podziękuję.
OdpowiedzUsuńTo nie namawiam. Ale właśnie wczoraj sama czytałam recenzję "Jaśnie pana" na Literackim Zamieszaniu i tam też Iza napisała, że to nic odkrywczego, lecz co najlepsze nie miała na myśli przedstawienia wiary i religii, o którym Ty piszesz, lecz kwestię sprawiedliwości, a raczej jej braku. I jak tak porównuję to, co Ty piszesz, oraz to, o czym napisała Iza, z tym, co jeszcze kiedyś czytałam, to zastanawiam się, czy to nie jest trochę tak, że to taki pisarz jednorazowy, a z każdą kolejną książką ma się wrażenie wtórności. Ale może to kwestia tylko tych dwóch pozycji, bo podobno "Głosy Pamano" i "Wyznaję" są piękne. Myślę, że przeczytam coś jeszcze Cabré, również po to, aby zobaczyć, czy będzie wtórnie czy nie, bo teraz ta kwestia będzie mnie nurtować. Ale nie sięgnę raczej po "Jaśnie pana", zarówno z powodu tego, o czym piszesz, jak i dlatego, że mnie ta cała historia średnio interesuje.
UsuńCo ciekawe, w ogóle nie zauważyłam, że ten wątek jest bardzo stereotypowy - pewnie dlatego, że się bardzo utożsamiałam z Junoyem, ponieważ jego postawa jest mi bliższa (choć de facto i tak nie jest to moja postawa), dlatego też nie zauważyłam, aby konserwatyści zostali skrzywdzeni stereotypowym podejściem. Celna uwaga, dzięki!
"Głosy Panamo" akurat chcę przeczytać :D
UsuńOj, kto by się przejmował planami czytelniczymi - po książki sięgasz z przyjemności, a nie z przymusu, więc szkoda sobie robić wyrzuty, że dany tytuł czy autora poznasz odrobinę później, niż zamierzałaś :)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o Cabré, to słyszałem sporo o jego twórczości i kusi mnie odrobinę, by przekonać się czy faktycznie jest taka dobra. Całkiem niedawno skończyłem lekturę dzieła napisanego przez innego Hiszpania (także Katalończyka) - "Znaki tożsamości" Juana Goytisolo okazały się b. ciekawym literackim doświadczeniem.
Niby racja i to zdrowe podejście, ale ja uwielbiam planować różne rzeczy, a potem te plany wypełniać. :) Tylko właśnie jak coś się nie udaje, to potem mi się to nie podoba. Choć oczywiście nie będę się zmuszać do niczego, to byłby absurd. ;) Jednak i tak nie podoba mi się odrobinę to, że mam ochotę na coś innego, niż założyłam, że będę mieć ochotę. Cóż, to może trochę absurdalne, ale ja się zawsze zbytnio denerwuję, gdy mi plan nie wyjdzie.
UsuńPrzeczytaj, jestem ciekawa jak ją lub jakąś inną książkę autora odbierzesz. Choć nie ukrywam, że po tym, co napisała Marre wyżej i po paru innych recenzjach ostatnio zastanawiam się, czy to przypadkiem nie pisarz, który się powtarza. Też dlatego jestem ciekawa, jak odbierzesz jego twórczość - może znajdziesz tam jakąś wadę, której ja nie wyłapałam. ;)
W takim razie czekam na recenzję "Znaków tożsamości", w końcu tożsamość jest czymś bardzo interesującym, dlatego ciekawa jestem o co chodzi. :)
Myślisz więc, że autor nieprzypadkowo podzielił powieść na siedem części? :) Tematyka nie wydaje mi się zbytnio interesująca, ale skoro autor ma dobry warsztat, będę musiała przeczytać tę książkę.
OdpowiedzUsuńCóż, tak mi się wydaje, ale kto tam wie, może chciał podzielić powieść na kilka części, nie wiedział ile, więc rzucił dwa razy kostką, dodał oczka i wyszło mu siedem? :D
UsuńJeśli tematyka średnio Cię zainteresowała, to może w takim razie inna jego książka bardziej Cię przekona? Z tego co czytałam, wydaje mi się, że warsztat ma w każdej książce tak samo dobry. :)
O, piszesz o jednym z moich ulubieńców. Do tego uprzedziłaś mnie z recenzją i zawarłaś w niej praktycznie wszystko to, co sama chciałam napisać. ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie "Agonia dźwięków" jest, zaraz obok "Jaśnie pana", najsłabszą z wszystkich wydanych w Polsce książek Cabré. Jest dobra pod względem warsztatu i języka (tłumaczenia pani Sawickiej są niemal idealne) , dzięki czemu czyta się ją szybko i płynnie (czasami można się nawet zachwycić), ale największe wrażenie zrobiła na mnie kompozycja - jak mały dzieciak byłam zachwycona podziałem na siedem części i tymi wycinkami ze zwyczajnika. Też próbowałam doszukać się 7 grzechów głównych, ale chyba trochę poniosła mnie fantazja. Przez to cały czas zastanawiam się, czy przypadkiem nie powinnam w tym podziale widzieć czegoś innego. ;) Na pewno dobrym pomysłem było poszatkowanie historii i opowiedzenie jej z różnych perspektyw, ale zabrakło mi tego, za co pokochałam twórczość Cabré, czyli emocjonalnego zaangażowania. Przeczytałam, pomyślałam, ale nie byłam w stanie wykrzesać z siebie jakichś głębszych uczuć. A przecież powinnam współczuć bratu Junoyowi jego samotności i dostrzec w matce Dorotei coś więcej niż tylko niespełnioną poetkę. Podobało mi się zakończenie - takie w stylu Cabré. :)
Jeśli spodobała Ci się narracja to koniecznie polecam "Cień eunucha" i "Wyznaję", bo tam przeszłość łączy się z teraźniejszością w jednym zdaniu, a niespodziewane przejścia od jednego bohatera do drugiego i ciągłe zmiany perspektywy odbywające się w obrębie jedno zdania naprawdę robią wrażenie. Do tego cudowne rozmowy z duchami przeszłości i historie, które dzielą setki lat, a które nakładają się na siebie i tworzą całość. Dla mnie czysta perfekcja. Hm, nie uważam Cabré za najwybitniejszego pisarza, jakiego przyszło mi czytać, ale jest jednym z moich ulubionych autorów, bo potrafi mnie zaangażować bez reszty. "Głosy Pamano" i "Cień eunucha" są pięknie smutnymi historiami, a "Wyznaję" jest prawdziwym opus magnum jego twórczości. W przypadku tej książki mogę śmiało powiedzieć, że nie czytałam jej, tylko przeżywałam wydarzenia tak, jakbym sama była jej bohaterką.
Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale zawsze czuję potrzebę rekomendowania moich ulubieńców. :D
No tak, to może dlatego mnie tak nie zachwyciła. O, kompozycja, to jest właściwe słowo, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, zupełnie zapomniałam, że ono istnieje! :D A może siedem jako liczba boska, symbol pełni lub ideału? Może to bardziej pasuje? Tylko wtedy co jest tym ideałem? Założyłabym, że Junoy.
UsuńO jeny, w takim razie na pewno przeczytam. Myślę, że następnym krokiem będzie "Cień eunucha" lub "Głosy Pamano", bo nie chcę się jeszcze zabierać za opus magnum autora. Zostawię sobie na deser. :D Ale bardzo mnie cieszy, że warsztat ma tak samo dobry w tamtych książkach, bo on naprawdę robił wrażenie, a jeśli do tego dojdzie jeszcze zaangażowanie emocjonalne... Ja ogólnie rzadko angażuję się tak, aby denerwować się tym, co spotyka bohaterów i czasem mi tego brakuje, więc cieszyłabym się, gdyby tu było. Jednak nawet jeśli miałoby to być tylko poruszenie mnie głęboko i skłonienie do wielu refleksji, to i tak byłoby super. Ogólnie to bardzo dobrze mi twórczość Cabre zarekomendowałaś, więc na pewno sięgnę po inną jego książkę, chociaż nie po "Jaśnie pana". :D Zostawię sobie na ten moment, gdy polubię Cabre tak, że już nie będzie co czytać i zostanie tylko to. ;) Mnie również podobało się zakończenie, więc to dobrze, że to jego styl, bo to znaczy, że w następnych książkach też będzie takie. :D
Nie przepraszaj, mi to sprawia wielką przyjemność. :D
A wiesz, że taka interpretacja podoba mi się dużo bardziej? :) Tylko zastanawiam się, czy można ją potraktować jako lekko przewrotne zagranie pisarza. Bo w moim odczuciu Junoy nie jest człowiekiem, którego w normalnych okolicznościach nazwalibyśmy ideałem. Owszem, na tle innych bohaterów wydaje się być postacią kryształowo czystą, wręcz chodzącym aniołem, ale w jego zachowaniu są pewne szczegóły, które tworzą rysy na jego osobowości. Hm, a gdyby potraktować siedem jako pełnię to okazuje się, że nikt jej nie osiąga, bo matka Dorotea i Junoy stoją na przeciwstawnych biegunach. On żyje tylko muzyką, a ona karaniem siebie i innych.
UsuńW takim razie mam nadzieję, że na Cabre się nie zawiedziesz, bo zawsze jak coś komuś polecę, to potem męczą mnie myśli, że jednak może się to nie spodobać. ;) "Cień eunucha" to taka zapowiedź "Wyznaję", a konkretniej tych cudownych zdań, w których nie ma się pojęcia czy to przeszłość, przyszłość czy teraźniejszość. Tak sobie myślę, że byłoby świetnie, gdybyś kiedyś przeczytała "Wyznaję" i napisała jej recenzję - pewnie zobaczyłabym w niej wszystko to, co przysłoniły mi emocje. ;D Może masz tak analityczny umysł, że książka musi być naprawdę mocna, żeby Cię poruszyć? :) Oj tak, Cabre ma rękę do zakończeń, szczególnie tych przygnębiających i przewrotnych.
Zapomniałam o tym pisząc o tej drugiej interpretacji, ale teraz mi przypomniałaś, że ja również nie uznałam Junoya za ideał. Rzeczywiście na tle innych postaci wydaje się najlepszy, ale był przecież fragment, w którym nie bardzo potrafił on wejść w rolę spowiednika i zamiast spowiadać i pomagać, sam się żalił. Albo to ze zdradzeniem tajemnicy spowiedzi - tego też nie powinien robić. Więc zgadzam się z Tobą, że tej pełni nikt nie osiąga. :)
UsuńJa też tak mam - co komuś coś polecę, to potem się przejmuję, że mu się nie spodoba. :) Kiedyś przeczytam "Wyznaję" na pewno, bo to opus magnum autora, ale jako że to opus magnum, to zostawię sobie na później. ;)
Myślę, że aby mnie poruszyć książka albo rzeczywiście musi być naprawdę mocna (jak "Obrona Łużyna"!), albo musi trafić po prostu w jakieś moje osobiste przemyślenia czy problemy, które mam w danym momencie. Tak na przykład przemówił do mnie "Wilk stepowy", bo zarówno był złożony, jak i trafił na grunt moich przemyśleń, ale bywa też tak, że trafia się młodzieżówka, która z racji poruszanego tematu porusza mnie tak głęboko, że zupełnie nie potrafię dostrzec jej wad i się zachwycam. :)
Forma i język to wielkie atuty powieści, już sama wzmianka o tym, że stoją na wysokim poziomie powoduje, że mam ochotę sięgnąć po książkę. Ciekawe, jakie na mnie zrobi wrażenie. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
To prawda, obie te rzeczy są tu bardzo ważne i dla mnie były najlepszą częścią "Agonii dźwięków". :) Sięgnij, będę wypatrywać Twojej recenzji. :)
Usuń