W roku 1928 Henry Miller opuścił Stany Zjednoczone, w których się urodził, aby popłynąć do Paryża, gdzie zamieszkał na dziesięć lat. Wtedy też nasiąkał tym miastem i kulturą europejską, zarazem kochając, jak i nienawidząc swojego kraju rodzinnego. Krytyczne spojrzenie na Amerykę w latach dwudziestych i trzydziestych oraz pobyt w Europie bezpośrednio przyczyniły się do powstania w roku 1934 jego powieściowego debiutu, a tym samym jego najbardziej znanej i niegdyś obrazoburczej powieści - Zwrotnika Raka, która uznana została za tak szokującą, że wydania w Stanach doczekała się dopiero po równo trzydziestu latach od premiery francuskiej. Od troku 1934 minęły jednak osiemdziesiąt trzy lata, a to, co robiło wrażenie kiedyś, dzisiaj już niestety robi bardzo niewielkie.
Główny bohater tej powieści, opartej na doświadczeniach osobistych autora, to również Henry Miller, bywa jednak nazywany także Joe, a tego imienia używają również inne postaci. Mieszka on w Paryżu, planuje napisać powieść, czas jednak spędza na piciu alkoholu, chodzeniu po mieście, seksie z kobietami, mieszkaniu u znajomych, z rzadka na pracowaniu, a często na szukaniu pieniędzy bądź kogoś, kto za niego zapłaci. Fabuła składa się przeważnie z luźno powiązanych ze sobą wydarzeń, pomiędzy którymi czasem nie ma zachowanej ciągłości czasowej i mogłyby one niekiedy zostać poprzestawiane między sobą (zresztą jak mówi sam Miller, głównym bohaterem nie jest (...) Czas, ale Bezczasowość (str. 7)). Niektóre z tych wydarzeń skłaniają bohatera do licznych przemyśleń, część jednak w zupełności do niczego nie prowadzi.
Niepowiązanie tych wątków ze sobą jest bardzo wyraźnym przejawem tego, o czym Miller mówi już w pierwszym rozdziale, w którym autotematycznie zaznacza, iż nie jest to książka w zwykłym znaczeniu tego słowa. Nie, to rozciągnięta w czasie zniewaga, plwanie w twarz Sztuce, kopniaki wymierzane Bogu, Człowiekowi, Przeznaczeniu, Czasowi, Miłości, Pięknu (str. 8); ponadto mówi on również: interesuje mnie tylko jedna rzecz, a jest nią rejestrowanie tego wszystkiego, co pominięto w książkach. O ile mi wiadomo, nikt nie wykorzystuje tych elementów atmosfery, które nadają kierunek i motywację naszemu życiu (str. 17). To właśnie niby robi Miller - zwraca uwagę na te elementy codzienności, które w momencie napisania przez niego powieści być może rzeczywiście były pomijane jako nieinteresujące (nie jestem na tyle wielkim znawcą historii literatury, aby to oceniać, tak samo jak nie bardzo wiem, które elementy codzienności miały niby być pomijane: seksualność? pijackie spacery po mieście?), po nim jednak pojawiło się na świecie wielu innych pisarzy eksploatujących w sztuce to samo co on, stąd też bardzo możliwe, że dla XXI wiecznych czytelników nie będzie w Zwrotniku Raka nic odkrywczego.
Wizja świata w powieści jest niezwykle pesymistyczna. Już sam jej początek sygnalizuje nadchodzącą zagładę, porównaną w powieści do choroby, jaką jest rak - Nadejdą kolejne klęski, przyjdzie rozpacz i śmierć. Nie ma najmniejszych oznak zmiany. Rak czasu zżera nas po kawałku (str. 7), jednak do tej zagłady w książce nie dochodzi - jest ona bardziej zapowiedziana jako coś, co z pewnością spotka ludzkość i przed czym nie ma ucieczki. W związku z tym Zwrotnik Raka charakteryzuje również poczucie beznadziei, bezcelowości i przemijania, które widać chociażby po stosunku autora do literatury (podejrzewa, ze ta wielka już nie istnieje) czy też w jego dostrzeżeniu, że w porównaniu do czasu wszechświata, trwamy zaledwie pięć minut (str. 16). Najprawdopodobniej do takich przemyśleń przyczyniła się I Wojna Światowa, która, choć nie dotknęła bezpośrednio Millera, zmieniła jego stosunek postrzegania świata: przed nią byliśmy jeszcze (...) niewinni (str. 28).
Miller w ogóle uważa, że jesteśmy wszyscy martwi, umieramy albo wkrótce umrzemy (str. 42). Taka postawa, choć z jednej strony sprzyjająca pogrążaniu się w marazmie i nicnierobieniu, co zresztą bohater niezmiennie praktykuje, może skłonić również do życia chwilą i czerpania jak najwięcej z chwili obecnej (Bez przyszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! (str. 52)). W dodatku życie bez wiary, pozbawione nadziei czy oczekiwania na cud skłania do tego, aby brać sprawy w swoje ręce, a przez to czuć się silniejszym; wiara zaś skłaniałaby do liczenia na cud oraz do przyznawania swoich osiągnięć zasługom siły wyższej. Dzięki temu odkryciu Miller zaczyna jawić się sobie jako niezniszczalny i bardziej gotowy do walki, choćby miała być ona okrutna i pełna zbrodni: Jeśli rzeczą najważniejszą jest żyć, będę żył, choćbym miał stać się ludożercą (str. 97). Mimo takich wniosków w Zwrotniku Raka nie jest niestety pokazane wprowadzanie tej idei w czyn, choć jak zauważa sam bohater, istnieje ogromna dysproporcja pomiędzy stwarzaniem idei, a wprowadzaniem ich w życie, czego większość ludzi, nawet jeżeli wymyśli już ideę, nie robi.
Tym, w czym bohater teoretycznie szuka ratunku (teoretycznie, ponieważ tak naprawdę nie poświęca jej zbyt wiele czasu), jest sztuka, zwłaszcza muzyka i literatura, które jawią mu się również jako przejaw chaosu, chaos jednak nie jest tu czymś złym, a raczej jest zerwaniem się z okowów rzeczywistości i porządku. Tak samo intelekt, choć rozwijający do pewnego stopnia, jest dla niego skorupą, o wiele mniej istotną od twórczej energii (której notabene sam bohater nie wykorzystuje), ekstazy czy radości. Miller nawołuje do tworzenia oraz życia pełnego pasji i szaleństwa: Być może skazani jesteśmy na zagładę, może nie ma dla nas ratunku, dla nikogo z nas, ale jeśli to prawda, wydajmy ostatni rozdzierający, mrożący krew w żyłach skowyt, krzyk buntu, wojenny okrzyk! (...) My, żywi, zatańczmy na skraju krateru - taniec ostatniego tchnienia. A przecież taniec! (str. 244).
W Zwrotniku Raka ciekawe są jest również obrazy Paryża i Nowego Jorku. Początkowo stolica Francji jawi się jako miasto, w którym każdy czuje się jak w raju, w którym każdy czuje się swój, a Paryż należy do niego, Nowy Jork zaś przeciwnie - sprawia, że ludzie czują swoją małość, opresyjność, odczuwają też zbyt wielki pęd życia. Nowy Jork to miasto wzniesione nad przeraźliwą pustką, nad otchłanią nicości. (...) Bogaci i biedni spacerują w odrzuconą w tył głową i o mało nie złamią sobie karku, patrząc w górę na swoje piękne białe więzienia (str. 69); jest to także miasto, w którym wymaga się sukcesu, a jego brak jest porażką, natomiast w Paryżu każdy jest potencjalnym zerem (str. 144), zatem jego sukces - powodem do dumy. Później jednak Miller dostrzega, że Paryż to takie samo miejsce jak inne, które wcale nie jest lepsze, a jako kolebka cywilizacji, są to cuchnące kloaki świata, kostnica, której śmierdzące łona powierzają swoje krwawe paczki mięsa i kości (str. 174); dochodzi on również do wniosku, że ich (emigrantów) miłość do Paryża i wiara, że to miasto będzie lepsze niż inne, to miraż niemający pokrycia w rzeczywistości, a on i inni Amerykanie wierząc, że będzie im się żyło tam lepiej, zachowują się jak wieczne dzieci, niepotrafiące dostrzec, że życie jest wszędzie bardzo podobne.
Zwrotnik Raka to powieść o dużej roli historycznej; Henry Miller zapewne jako jeden z pierwszych tak bardzo wyeksploatował i zwulgarnił seksualność człowieka, a zwłaszcza kobiet, ponadto był jednym z pisarzy wpisujących się w nurt pokazywania brudu i beznadziei świata po I Wojnie Światowej, a jak podaje Wikipedia, jego powieść przyczyniła się również do rewolucji seksualnej w Stanach. Niestety o ile wartości historycznej Zwrotnikowi Raka nie można odmówić, o tyle ona sama w sobie jest mało interesująca dla współczesnego czytelnika; dosadny język jest już znany i nie zmienia postrzegania świata, idee, które prezentuje Miller, wiele tracą przez to, że nie są wprowadzone w życie, a fabuła najzwyczajniej nudzi. Wszystko to zbyt wyraźnie dowodzi, że Zwrotnik Raka jest dziś powieścią zdezaktualizowaną, ciekawą głównie ze względu na swoją wartość historyczną, niemniej jako taką można ją przeczytać.
Moja ocena: 5,5/10
Henry Miller, Zwrotnik Raka, Wydawnictwo Noir Sur Blanc, Wydanie Czwarte, Warszawa 2017
Przekład: Lesław Ludwig
Tytuł oryginału: Tropic of Cancer
Ta książka wciąż przede mną, ale po Twojej recenzji trochę się jej boję. Niemniej jednak bardzo ciekawie ją rozłożyłaś na części pierwsze. :)
OdpowiedzUsuńPolecam "Henry i June" oraz "Kazirodztwo" Anais Nin - to pamiętniki tej pisarki, w których opisuje swój romans z Millerem, z jego żoną June i paroma innymi osobami. Wyolbrzymiała i nie zawsze pisała prawdę, ale daje ciekawy obraz Millera jako takiego i jeszcze ciekawszy obraz Paryża tamtych lat. A poza tym Nin potrafiła wspaniale operować językiem. :)
Rozumiem Twój strach, ale będę trzymać kciuki, aby tak źle nie było - a nuż jednak Tobie się spodoba? ;)
UsuńO, dziękuję, w takim razie chętnie przeczytam :D. Anais Nin jeszcze nie znam, niemniej jest ona w moich planach czytelniczych na kiedyś tam (szczególnie "Kazirodztwo" i niewspomniane przez Ciebie "Małe ptaszki"). Ciekawe, że miała romans zarówno z Millerem, jak i jego żoną ;). Trudno, że wyolbrzymiała, jakoś to zniosę dla tego obrazu Millera, ale zwłaszcza Paryża oraz jej języka :D.
Jakiś czas temu nabyłem identyczne wydanie. Twórczość Millera znam, chociaż jak na razie czytałem formy bardziej kojarzące się z reportażem czy esejem (mam na myśli Klimatyzowany koszmar oraz Pamiętać, by pamiętać).
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że Twoja recenzja trochę mnie zaniepokoiła, ale i rozbudziła moją ciekawość. Cały czas mam nadzieję, że w dziele Millera doszukam się klimatu, jakim zachwycił mnie Wspólny pokój Uniłowskiego (o pewnych podobieństwach obu lektur wspomniał Mati w interesującym wpisie, którzy szczerze polecam: rozkminka o wspólnym raku).
"Klimatyzowany koszmar" brzmi z jednej strony ciekawie, bo ja też nie cierpię Stanów, więc na ich krytykę jestem bardzo łasy, ale zarazem nie wiem, czy zniosę to przez tyle stron. Natomiast "Pamiętać, by pamiętać" wydaje się trochę zbyt podobne do "Zwrotnika Raka", tylko kładzie o większy akcent na krytykę i przemyślenia (choć zarazem ciężko mi ocenić bez czytania "Pamiętać...", więc mogę się mylić). Z drugiej strony, skoro tamte książki aż tak Ci się podobały, to możliwe, że "Zwrotnik Raka" zrobi na Tobie większe wrażenie niż na mnie i nawet jeśli nie zachwyci, to koniec końców będziesz zadowolony z lektury :). Natomiast "Wspólny pokój" wydaje się do "Zwrotnika" bardzo podobny, tylko jakoś w "Zwrotniku" zabrakło mi właśnie tego, co robi Uniłowski - pozwolę sobie Cię zacytować: "portretuje swoich rówieśników jako zblazowanych artystów, którzy po zerwaniu maski nonszalancji pozostawali puści i bezideowi, przerażająco wtórni i zupełnie pozbawieni kreatywności" - niby Miller też to w sumie robi, ale jakoś te jego obserwacje nie wybrzmiewają aż tak mocno i trochę zabrakło mi siły ich zaprezentowania. Dziękuję za podrzucenie linka do tekstu Matiego - wydaje mi się, że różnice sprawiające, że jemu bardziej podoba się "Zwrotnik Raka" sprawią, że mi własnie "Wspólny pokój" będzie bardziej odpowiadał - innymi słowy kiedyś go na pewno przeczytam :).
UsuńKiedyś przeczytam na pewno. Kiedyś.
OdpowiedzUsuńA tak serio, to przy wzmiance o seksizmie jak zwykle pojawia mi się pytanie: seksistą jest autor czy główny bohater? A recenzja brzmi zachęcająco. Choć raczej na wiosnę. Nihilistycznie klimaty nie są zbyt dobre na ponure dni :P
Będę wtedy ciekaw Twojej opinii, bo im więcej czytam tekstów podrzuconych przez Ambrose'a oraz przypominam sobie recenzję Olgi Majerskiej, tym bardziej widzę, że książka wywołuje bardzo różne emocje, zaś jej odbiór jest niezwykle zróżnicowany :).
UsuńNiestety autor :/.
Naprawdę? Ja jakoś tak nie mam, jedyna pora roku, która wpływa na czytane książki, to lato, kiedy sięgam po więcej fantastyki ;).
Wychodzi na to, że nie jestem współczesnym czytelnikiem... Ta książka jest dla mnie jedną z ważniejszych, więc czuję się w obowiązku stanąć w roli adwokata diabła. Nie oznacza to wcale, że chcę Cię przekonać do zmiany opinii, do której masz pełne prawo, chodzi mi bardziej o jej zrównoważenie swoją.
OdpowiedzUsuńSam przed sobą muszę teraz odpowiedzieć, co sprawia, że "Zwrotnik Raka" cenię do tego stopnia, że niejako publicznie staję w jego obronie. I może zabrzmi to banalnie, ale kluczem jest chyba rodzaj metafizycznej więzi, jaką autor nawiązał ze mną za pośrednictwem swej powieści. Jest to wizja świata, którą z nim podzielam, będąca nieustannym przeplataniem się przeciwieństw - zachwyt idzie pod rękę z obrzydzeniem, bez wzajemnego wykluczania się, w paradoksalny sposób współistnieją. Bo takie właśnie jest życie, nie sposób zamknąć go w jakichkolwiek ramach, nie sposób opisać go na zasadzie wstęp-rozwinięcie-zakończenie etc. Oczywiście to wszystko w niepomiernie większym stężeniu mieliśmy w "Ullisessie", ale "Zwrotnik" ma tę przewagę, że nie sprawia wrażenia literatury wykoncypowanej; jest żywa, jak tylko się da, nawet jeśli miejscami miałoby to oznaczać nudę. Jednak dla mnie pierwsze skojarzenie z tą prozą to ogień. Autor pisze ją emocjami, sprzęgając życie i twórczość.
Millera-pisarza i Millera-bohatera należy utożsamić ze sobą, co od samego sygnalizuje autor, wykorzystując jako motto cytat z Emersona. Dlatego kuriozalne wydaje mi się stwierdzenie, że bohater nie wykorzystuje swojej twórczej energii - każde kolejne słowo jest jej przejawem! A zresztą, idąc dalej: https://en.wikipedia.org/wiki/Henry_Miller_bibliography
Kiedyś dosadne opisywanie seksualności w wykonaniu Millera raziło przełamywaniem tabu, dziś razi seksizmem, ale oznacza to tylko, że wciąż oddziałuje na czytelnika, w ten czy inny sposób. Zresztą z tym seksizmem na dwoje babka wróżyła - feministka Erica Jong, w poświęconej Millerowi książce "Diabeł na wolności" stawała w obronie Millera.
Pewnie, zarówno przed Millerem, a zwłaszcza po nim, powstało wiele książek, które eksplorowały podobne obszary, być może w podobny sposób. Nie oznacza to jednak, że Miller dzisiaj nie jest w stanie nawiązać dialogu ze współczesnymi. Nie do każdego trafi, ale taki już los każdego pisarza.
Spoko, rozumiem, dziękuję za taki długi komentarz i cieszę się, że go napisałeś :D. Nie wiem, czy to brzmi banalnie czy nie, ale doskonale rozumiem co masz na myśli – sam mam poczucie takiej więzi z Harukim Murakamim, dlatego dla mnie nie ma w Twoim poczuciu nic dziwnego.
UsuńWizja świata, o której mówisz, wbrew pozorom i do mnie bardzo przemawia, ale zarazem jakoś przedstawienie tego nie bardzo mi odpowiada w wykonaniu Millera. Jakoś też nie potrafiłem dostrzec tego w całym „Zwrotniku Raka”, niemniej nawet gdy teraz o tym piszesz, tak czy inaczej jakoś tego nie czuję, tak samo jak nie odczuwam tych emocji ani żywotności prozy, które Ty czujesz. Ale to już chyba kwestia bardzo subiektywna i wynikająca z jakiejś mojej wrażliwości (nie mówię, że mniejszej niż Twoja, po prostu innej :P) czy też tego, że inne rzeczy uderzają w moją duszę, a inne w Twoją (to dopiero zabrzmiało banalnie ;P). Poza tym ja chyba wolę wykoncypowanie (choć „Ulissesa” jeszcze nie miałem przyjemności poznać).
Patrząc na to z tej strony to tak, masz rację, jak najbardziej ją wykorzystuje. Nie chodziło mi o to, że Miller-autor jej nie wykorzystuje, bardziej o to, że Miller-bohater w danym momencie w „Zwrotniku Raka” nie jest za bardzo w trakcie pisania powieści – znaczy niby jest, ale w czasie akcji jej nie pisze. Dzieło, które powstało, tj. „Zwrotnik Raka”, tak samo jak i inne dzieła Millera z przyszłości, były jak najbardziej przejawem twórczej energii autora. Ale w danym momencie akcji, gdy działo się to, o czym Miller pisał, to jej nie wykorzystywał. Tak to przynajmniej odbieram, mam nadzieję, że udało mi się zrozumiale przedstawić o co mi chodzi. ;)
O, bardzo mnie zainteresowałeś tym, że Jong stawała w obronie Millera. Kiedyś na pewno tę książkę przeczytam. I coś czuję, że choć „Zwrotnik Raka” zupełnie do mnie nie trafił, to i tak sięgnę po inne książki Millera. Twój odbiór jego prozy jest dla mnie rzeczą nową i niespotykaną, więc przy następnej książce spróbuję patrzeć na nią Twoimi oczami. Ciekawi mnie, jak ją odbiorę wtedy – być może nadal nie będzie to rzecz w moim guście i nadal będę się momentami nudził, ale możliwe, że w warstwie ideowej trafi do mnie o wiele bardziej niż teraz. Ale na pewno nie sięgnę po kolejną jego książkę w najbliższym czasie – nie chciałbym jej skrzywdzić moim, w gruncie rzeczy negatywnym, stosunkiem do „Zwrotnika Raka”.
Na samym początku przepraszam, że tak dużo czasu zajęło mi dotarcie na bloga i napisanie komentarza. Jestem oburzona swoim zachowaniem! :P
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że zgadzamy się co do tej powieści. Mnie również Miller nie zniesmaczył - byłam nawet na niego zła, że nie udało mu się tego, co udaje się Bukowskiemu (być może przez to ciągłe porównywanie go do Buka sporo stracił). Dodatkowo trudno było mi wejść w świat bohatera, prawdopodobnie przez chaotyczną narrację i ciągłe filozoficzne wtręty. Niezbyt mnie zresztą ta filozofia przekonała, a wręcz nudziła. Dopiero pod koniec - przy akcji z niezrównoważoną partnerką przyjaciela (który w końcu wyjeżdża, a Miller go okrada) - zdołałam się trochę wkręcić w tę powieść. To stanowczo za mało.
Ależ nie szkodzi, jak widzisz ja odpowiadam na komentarz po pięciu dniach dopiero, tak więc w porządku :P.
UsuńA widzisz, ja nie czytałem na tyle dużo Bukowskiego, aby spodziewać się czegoś bardzo konkretnego po Millerze, ale oceniłem "Zwrotnik Raka" nieco niżej niż Ty, więc może jednak ta książka bez względu na to, czego spodziewamy się przez porównania do Buka jest średnia? ;) Mnie narracja też nudziła, ale i tak o wiele mniej niż filozofia, więc czekałem na jakąś akcję, choćby najnudniejszą, jak na zbawienie :P.
Ciekawa opinia. Każdy książki czyta przez pryzmat swojej wrażliwości oraz doświadczeń, również kulturowych. Mnie fascynuje, jak zmienia się odbiór literatury w czasie. Mnie np. opowiadania Poego nudzą (proszę mnie nie zjadać), ale już H.P. Lovecrafta czytam z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńZjadać nie będę, bo twórczości Poego akurat jeszcze nie znam, zresztą nawet jakbym znała, to i tak bym nie zjadła ;). To prawda, zawsze się w ten sposób czyta, dlatego pewnie kiedyś książka robiła większe wrażenie niż teraz, niemniej na przykład na Matim komentującym wpis wyżej nadal robi ogromne. Zresztą, czy gdyby na wszystkich nas literatura robiła takie samo wrażenie, to byłaby aż tak ciekawa? :)
Usuń