Dorastanie, czyli przejście ze stanu młodości do momentu osiągnięcia jeżeli nie pełnej, to na pewno częściowej dojrzałości psychicznej jest zawsze procesem obfitym w pewne trudności, wynikających chociażby ze zderzenia dziecięcej perspektywy z rzeczywistym obrazem świata - fałszem, nienawiścią czy rywalizacją. Wielokrotnie jednak trudności te, choć dające się we znaki, nie ważą dotkliwie na jednostce i pozwalają jej przejść przez ten proces dość dobrze. Czasem jednak fałsz, nienawiść i rywalizacja mogą wikłać osoby w skomplikowane relacje międzyludzkie i zmuszać je do trudnych wyborów, a jeżeli te doświadczenia zostaną dodatkowo wzbogacone o doświadczenie chorób, obsesji i nałogów bliskich, to osiągnięcie dojrzałości może być niezwykle bolesne, a zderzenie z rzeczywistym obrazem świata o wiele bardziej dotkliwsze.
To właśnie takie doświadczenie staje się udziałem bohaterki mangi Mój drogi bracie... Riyoko Ikedy, czyli Nanako Misonoo, młodej dziewczyny rozpoczynającej naukę w prestiżowym, damskim liceum Seiran. To szkoła z wieloletnimi tradycjami, a jedną z nich jest obecność stowarzyszenia Sorority, gromadzącego najpiękniejsze, najbogatsze, najzdolniejsze i mające najlepsze koneksje uczennice. Nanako oraz jej przyjaciółka Tomoko nie mają, zdawałoby się, najmniejszych szans, aby dostać się do stowarzyszenia i nawet nie mają takich aspiracji, a jednak Nanako udaje się najpierw zostać kandydatką, a później członkinią stowarzyszenia.
Wraz z przybyciem do szkoły Nanako poznaje także inne uczennice - piękną, pełną godności i uroku pannę Miyę, czyli przewodniczącą szkoły oraz Sorority; Mariko Shinobu, nową koleżankę z klasy, która bardzo chce się z Nanako zaprzyjaźnić; Księcia Kaoru, czyli kapitankę drużyny koszykarskiej o tajemniczej przeszłości oraz jeszcze bardziej tajemniczą pannę Saint-Just, wokół której unosi się pewna niepokojąca aura (i która prywatnie jest moją nową miłością). Ważny dla Nanako bedzie także jej tytułowy brat, czyli Takehiko Henmi - dorabiający jako nauczyciel student, który udzieli Nanako zgody na nazywanie siebie jej bratem i pisanie do siebie listów, które dla dziewczyny będą miały wartość terapeutyczną - autorka je przytacza, co jest dobrym zabiegiem pozwalającym poznać emocje głównej bohaterki. Ponadto w tle będzie pojawiał się również kolega Henmiego. Żadna z tych postaci nie jest papierowa, wszystkie natomiast otrzymują głębokie, niekiedy także skomplikowane charaktery; na uwagę zasługuje zwłaszcza pomysł na kreację Kaoru - najbardziej "męskiej" z kobiet, która dla swoich koleżanek będzie pełniła rolę przewodniczki i obrończyni oraz stanowiła oparcie, innymi słowy pełniła tę rolę, która w szkole damsko-męskiej zapewne należałaby do mężczyzny.
Wszystkie te postacie będą pojawiały się w mandze aż do końca, a wszelkie problemy Nanako będą związane z nimi lub zbiorowością szkoły, zaś pogłębiające się więzi i tajemnice będą związane z tą grupą bohaterów; na początku może to wyglądać na dość naciągany zabieg, skoro wszystko dzieje się w obrębie tej samej grupy, jednak po zastanowieniu nim nie jest, wygląda bardziej na coś nieuchronnego, tygiel ludzkich zależności, słabości, problemów, traum, miłości i przyjaźni, w który wrzucona zostaje Nanako i w którym próbuje się ona odnaleźć. Nie jest to bohaterka szczególnie silna i wojownicza, nie napędza ona swoimi zachowaniami zdarzeń świadomie, a raczej jest ich przyczyną, oddziałuje bowiem na swoje otoczenie i zmusza je do działania. To postać dosyć bierna i z początku, jak przystało na opowieść o dojrzewaniu, naiwna, potrafi jednak tupnąć nogą, wyrazić własne zdanie, a gdy zachodzi taka potrzeba, walczyć, działać i stawać w czyjejś obronie. I choć na pierwszy rzut oka mogłoby się tak zdawać, Nanako na żadnym etapie opowieści nie jest bohaterką słabą.
Trudności, z którymi nastolatka musi się zmierzyć, nie są wcale banalne i łatwe. Dostając się do Sorority - bez pozycji, majątku czy szczególnej urody - Nanako zdobywa sobie wrogów w postaci wielu uczennic, które spełniają o wiele więcej warunków na kandydatki do stowarzyszenia, a mimo to się do niego nie dostają. W szkole pojawia się rywalizacja o miejsce w Sorority, a potem nienawiść wobec tych, którym się udało; ofiarą tego pada Nanako, która później nie może opuścić szeregów stowarzyszenia, bo tylko przyznałaby dręczycielkom, oskarżającym ją o to, że nie pasuje, rację. Wsparcia Nanako ma również niewiele, gdyż jej relacje z przyjaciółką z gimnazjum Tomoko oraz nową koleżanką Shinobu niezwykle się komplikują. Co istotne, wsparcia od rodziny również nie dostaje - ani ona, ani pozostałe bohaterki. Wygląda to tak, jakby Ikeda mówiła, że rodzice nie dostrzegają problemów dzieci, a one, nienauczone jeszcze na tym etapie życia sięgania po pomoc, pozostawione są same sobie i czują się przeraźliwie samotne.
Konflikt z koleżankami ze szkoły to jednak nie jedyny, w który wikła się Nanako. Wikła się ona również w trudne relacje z pozostałymi bohaterami, więc w pewnym momencie nie wie już, kto jest kim dla kogo, kto kogo nienawidzi i dlaczego oraz kto zawinił. Próbując się w tym odnaleźć, Nanako staje się świadkinią okrutnej czy wręcz sadystycznej dumy, dążącej tylko do zniszczenia bliskich; obłudy, toksycznych relacji, obsesyjnej przyjaźni, nieodwzajemnionej miłości, skłonności samobójczych, uzależnień i śmiertelnej choroby - część rzeczy dotyka jąbezpośrednio, a części jest ona jedynie świadkinią. Dużo jak na jedną mangę, Riyoko Ikeda radzi sobie jednak z tymi tematami doskonale, nie pozwalając na to, aby było o nich za dużo czy aby nastąpił przesyt emocji; wszystko jest wyważone i co najlepsze utrzymane momentami w lekkim, wręcz czasem humorystycznym tonie, a to powoduje, że nie czuje się obciążenia psychicznego podczas lektury. Nie ma poczucia, że obcuje się z dziełem nabitym trudnymi treściami, wręcz przeciwnie, manga wciąga i czyta się ją lekko, odprężająco, a te trudne tematy nie dają się za mocno we znaki.
Zapewne ma to miejsce również za sprawą kreski - pięknej, lekkiej czy wręcz nawet ulotnej, przypominającej pociągnięcia ołówka; postacie się wyróżniają i często zmieniają stroje, a emocje na ich twarzach oddane są bardzo dobrze. Tła są proste, niekiedy ledwo naszkicowane, choć czasem Ikeda, jeśli kreacja postaci wymaga zaprezentowania jej otoczenia, pokazuje misterne i pełne detali przestrzenie. Wielokrotnie w tle pojawiają się różne kwiatuszki, bąbelki czy gwiazdki, jednak wbrew moim wcześniejszym obawom nie przeszkadza to w czytaniu (poza tym wpisuje się to w konwencje gatunku, do którego przynależy manga, czyli shoujo*) i oddaje klimat niewinności i dziewczęcości bohaterek. Co istotne, gdy fabuła staje się bardziej dramatyczna, takich rzeczy jest już zauważalnie mniej, a gdy występują, są w jakiś sposób mroczniejsze, tym samym również tła stają się nośnikiem emocji i stanów psychicznych bohaterów.
Ikeda stawia również pytania o to, po co się rodzimy, a wiele bohaterek przeżywa tego typu rozterki i dostrzega ulotność chwil czy uczuć. Autorka nie rozwiązuje ich wątpliwości wprost - dopiero na podstawie tego, jak prowadzi ona fabułę i lodsy poszczególnych postaci, pokazując, na co decyduje się część z nich na końcu mangi, można wywnioskować, co jest naprawdę ważne i dlaczego warto żyć. Inną niezwykle ważną kwestią jest samo stowarzyszenie, którego idea - skupianie najlepszych uczennic - być może dla niektórych, jak dla wielu bohaterek mangi, będzie wydawać się dobra; jednakże nie jest ona taka, skoro powoduje głównie brutalną rywalizację i mściwą zawiść, a członkiniom nadaje status wyjątkowego, ekskluzywnego "towaru" (str. 347), uprzedmiotawiając je tym samym i odbierając im godność wynikająca ze zwykłego bycia człowiekiem - tym samym Ikeda pokazuje, jak działają liczne organizacje, obiecujące członkiniom bardzo wiele, a nie dające prawie nic w zamian, zwraca ona jednak uwagę na to, że choroba tocząca takie organizacje odbija się w równej mierze na jego szefostwie. Ponadto poruszając tematykę trudnych miłości, autorka zwraca uwagę na granicę miłości, to, do czego można się posunąć dla dobra tej drugiej osoby bądź dla przekonania o tym, że będzie to służyło jej dobru, co jednak często jest błędne i sprowadzające tylko o wiele więcej cierpienia.
Właśnie takie oddawanie emocji przez tło mam na myśli. PS. Pani po prawej to moja miłość <3. |
Mój drogi bracie... przynależy również do gatunku shoujo-ai, to znaczy pokazującego romantyczne relacje między kobietami lub dziewczętami (bez scen erotycznych). Nie można odmówić tej mandze takiej przynależności gatunkowej, gdyż wątek uczucia między dwoma dziewczętami tu występuje, nie jest on jednak najważniejszy; jest raczej jednym z elementów, z którymi główna bohaterka musi się zetknąć, aby dorosnąć. Polemizować można zresztą, na ile uczuciem, które tu występuje, jest właśnie miłość - zauroczeniem jest to na pewno, jednak klasyfikacja tego jako miłości nie jest już taka oczywista. (Niech jednak będzie, dzieło dostaje tag LGBTQIA+).
Mój drogi bracie... to opowieść o trudnym i bolesnym dojrzewaniu, w którym młoda, naiwna i niewinna dziewczyna musi zmierzyć się z tym, czego dla wielu dorosłych mogłoby być za dużo. Próba to trudna dla niej, tak jak i dla Riyoko Ikedy trudną próbą było stworzenie mangi pełnej ciekawych, wyróżniających postaci, i wielu niełatwych tematów, którego nagromadzenia nie uniosłoby wielu twórców; mangaczka wychodzi jednak z tej próby zwycięsko oferując wyjątkową opowieść o dorastaniu, która broni się po wielu latach od wydania. Mój drogi bracie... to bez wątpienia manga warta poznania. Polecam.
Moja ocena mangi: 8/10
Moja ocena mangi jako tworu kultury, w porównaniu do innych, z którymi obcuję: 7,5/10
Mój drogi bracie..., Riyoko Ikeda, J.P.Fantasica, Wydanie I, maj 2014
Tłumaczenie: Paweł "Rep" Dybała
Tytuł oryginału: Oniisama e... lub おにいさまへ…
*Mangi, których grupą docelową są młode dziewczęta.
Trzeba przyznać, że kreska jest naprawdę wspaniała. Nigdy wcześniej nie obił mi się o uszy ten tytuł, a z tego co widzę jest wartościowy. :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście chyba nie jest zbyt znany, a szkoda, bo to naprawdę warta przeczytania manga. :)
UsuńPo mangi sięgam rzadko, bardzo rzadko - w zasadzie przeczytałem tylko 2: "Akirę" oraz "BECKa". Obie przypadły mi do gustu, ale wciąż nie mogę przełamać się, by po ten typ książki sięgać regularniej. A przyznaję, że ogromnie kusi mnie, by poznać mangi o sznycie bardziej psychologicznym, bowiem i takich nie brakuje, czego najlepszym przykładem jest omawiana przez Ciebie lektura. Z tytułów traktujących o dojrzewaniu polecam też "Jaspera Jonesa". Niedawno ukazała się ekranizacja i możliwe, że o książce zrobi się nieco głośniej.
OdpowiedzUsuńJa mangi lubię, choć też nie czytam ich bardzo dużo - mimo wszystko wolę powieści :). I często czytam też pozycje bardziej rozrywkowe niż niosące więcej treści do analizowania i jakiś głębszy przekaz, choć to także dlatego, że brak mi czasu, a je lepiej czytać sumiennie i systematycznie, bez większych przerw ;).
UsuńA "Jasper Jones" brzmi ciekawie, kiedyś chętnie przeczytam :).
Mam problem z mangami, ponieważ sam ich nie czytam, a uwielbia je dwunastoletnia córka - i nie mam pojęcia, które dla niej wybierać, a do których jeszcze nie dorosła.
OdpowiedzUsuńOjej, ciężka sprawa, bo ja aż tak nie śledzę rynku mang w Polsce, aby coś doradzić, a sama wyłapuję na rynku tylko te poważne albo rozrywkowe dla starszych czytelników... Zapytam kuzynki, która się zna bardziej ode mnie, to może coś doradzi i dam Ci wtedy znać ;).
Usuń