piątek, 25 sierpnia 2017

„Gałęziste" Artura Urbanowicza, czyli o lasach, potworach i fanatykach

Bardzo, ale to bardzo rzadko sięgam po horrory, jednak na Gałęziste postanowiłam się skusić, zwłaszcza wiedząc, że rzecz będzie się działa na łonie natury, a taką okolicę uwielbiam. Dlatego nie zastanawiałam się zbyt długo i sięgnęłam po powieść. Jest to debiut Artura Urbanowicza, młodego pisarza z Suwałk, a skoro to debiut, dodatkowo wydany w wydawnictwie Novae Res, słynącym z vanity pressu, to nie obyło się bez kilku potknięć - z drugiej strony i tak jest naprawdę nieźle, bo zalet na szczęście jest więcej niż wad.


O co chodzi?

Karolina i Tomek są parą i różnią się jak ogień i woda. Ona jest bardzo wierzącą i gotową do poświęceń studentką psychologii, on zaś to ateista i student matematyki, przekonany o tym, że wszystko da się racjonalnie i naukowo wytłumaczyć, ponadto cechuje go również ogromna pewność siebie, przechodząca wręcz w skrajne zadufanie. Z powodu tak dużych różnic między nimi ich związek zaczyna się coraz bardziej psuć, z czym walczyć chce Karolina, a w związku z tym postanawia spędzić Święta Wielkanocne wraz z chłopakiem na wsi na Suwalszczyźnie. Wyprawa od początku obfituje w dziwne, trudne do wyjaśnienia bądź wręcz niewytłumaczalne wydarzenia, jednak ani Karolina, ani Tomek nie spodziewają się, jak straszny będzie tego finał.

Gałęziste bywa klasyfikowane jako horror, jednakże Novae Res określa książkę jako thriller paranormalny - jest to o tyle lepsze określenie, że choć powieść wpisuje się w ramy horroru, to straszy w bardzo niewielkim stopniu i jest bardziej na pograniczu obu tych gatunków. Karolina i Tomek znajdują się bowiem w sytuacjach zagrożenia życia, pojawiają się także dążące do skrzywdzenia ich istoty paranormalne (nie jest to spoiler, gdyby ktoś miał wątpliwości, informacja znajduje w opisie wydawnictwa), a całość powoduje uczucie pewnego napięcia bezpośrednio związanego z kibicowaniem bohaterom w ich działaniach.



Wciągających wydarzeń ciąg

Cała historia poprowadzona jest sprawnie, wciąga i sprawia, że po odłożeniu książki myśli się o tym, co będzie dalej. Akcja wprawdzie nie jest bardzo szybka, początek toczy się dosyć wolno, jednak nie za wolno, co sprawdza się tutaj naprawdę dobrze - jest czas na zżycie się z bohaterami, wyrobienie sobie o nich zdania, a przy tym raz na jakiś czas pojawia się drobny element nadprzyrodzony, zaledwie przedsmak tego, co nastąpi później. Zaś to, co ma miejsce w punkcie kulminacyjnym, wymyślone zostało bardzo dobrze - pomysł i wykonanie robią wrażenie, zwłaszcza po przeczytaniu następnego w kolejności rozdziału. Ogólnie intryga stoi na dość wysokim poziomie - dopiero na koniec widać, jak wiele drobnych elementów autor przewidział i przemyślał oraz jak wykorzystał to, co początkowo wyglądało na jedynie fragmenty poświęcone uwiarygodnieniu i rozwinięciu fabuły. Wprawdzie nie wszystkie wydarzenia zostały odpowiednio wyjaśnione (dla czytających książkę - na przykład sen z panem Jerzym, który się przestraszył - kogo i dlaczego?), jednakże to stosunkowo mała wada, bo i niewiele niewyjaśnionych rzeczy obejmuje.

Ponadto "źli" tylko raz robią coś, czego nie cierpię, mianowicie podają na tacy wyjaśnienia dotyczące swoich motywacji bohaterom i nie jest to nawet aż tak naciągane jak w amerykańskich filmach (w sumie w ogóle można by się spierać o to, czy jest to naciągane), natomiast oprócz tego komentują wydarzenia we własnych głowach, co jest dobrym wyjaśnieniem pewnych wydarzeń dla czytelników, a przy okazji pokazuje perspektywę antagonistów. Jeśli mam się do czegoś jeszcze przyczepić w związku z fabułą, to jest to zakończenie - zdecydowanie zbyt krótkie w porównaniu do tego, jak wiele miejsce autor poświęcił poprzednim wydarzeniom i z całej fabuły to ono wzbudza najwięcej wątpliwości pod wpływem psychologii i logiki postaci. Albo inaczej - pomysł na zakończenie jest świetny i wprowadza dozę przemyśleń, ale zarazem coś w psychologii kluczowej postaci zakończenia mi nie gra.



Więcej niż horror

Jako że Karolina i Tomek podróżują i zwiedzają Suwalszczyznę, również czytelnik może ją lepiej poznać, ponieważ autor pokazuje ten rejon Polski bardzo dobrze - urodził się tam i widać, że mnóstwo na jego temat wie, a zatem gdy opisuje wszystkie miejsca, które bohaterowie zwiedzają, można się naprawdę dużo dowiedzieć - wprawdzie niektóre zabytki opisane są zbyt encyklopedycznie (tu powinna zadziałać redakcja), ale i tak całość opisu Suwalszczyzny, jej zabytków i przyrody, robi spore wrażenie. Jednak Urbanowicz zaskakuje nie tylko znajomością tego regionu, ale także znajomością mitologii słowiańskiej, którą właściwie wykorzystuje w powieści właśnie pod postacią owych paranormalnych istot - jeśli ktoś tak jak ja uwielbia wszystkie mitologiczne i bajkowe potwory, to gwarantuję, że mu się spodobają i kto wie, może również będzie przez kilka następnych dni podniecał się głównym nadprzyrodzonym antagonistą. ;)

Bardzo dużo miejsca poświęcone jest wierze oraz religii - w powieści występuje czterech istotnych bohaterów, a każdy z nich ma zupełnie inne poglądy na ten temat, czy może raczej w inny sposób wyznaje lub nie wyznaje religii. Urbanowicz konfrontuje ich ze sobą, co prowadzi do licznych kłótni i dyskusji, a te przedstawione są rewelacyjnie. Widać, że naprawdę to przemyślał, zebrał różne argumenty, które bohaterowie prezentują bardzo logicznie i ich sprzeczki czyta się z najwyższą przyjemnością. Co istotne, autor z takim samym zaangażowaniem i szacunkiem prezentuje różne postawy i niczego nie narzuca, bo i swoich poglądów nie wyraża - można się domyślić, czy jest on wierzący czy nie, jednakże nie przebija to z wywyższania żadnej postawy. Urbanowicz w ogóle ma oko do trafnych obserwacji na temat ludzi, ich poglądów i relacji, które bardzo dobrze pokazuje, a dzięki temu postacie są o wiele bardziej autentyczne - autor niezaprzeczalnie ma talent do tworzenia postaci, i choć zarówno Karolina, jak i Tomek są w pewien sposób stereotypowi, to zarazem ich stereotypowość jest tak dobrze przedstawiona, że na tej autentyczności nie tracą. Wprawdzie Tomek z początku książki bardzo mnie denerwował swoją postawą, niemniej później zaczął się zachowywać o wiele lepiej, ponadto wydaje mi się, że on miał wzbudzać trochę negatywnych emocji, tyle tylko, że Urbanowicz ciutkę przesadził.

Z wiarą bezpośrednio związany jest temat fanatyzmu ludzkiego, który pojawia się w powieści i który pokazany jest przez Urbanowicza naprawdę nieźle, zarówno pod kątem mechanizmów działania, jak i sposobów powstawania w człowieku, aczkolwiek nie jest to główny wątek powieści. Autor prezentuje jak ludzie dostają coś od przedstawicieli sekty, a potem chcąc spłacić dług oddają o wiele więcej, zaś jedynym sposobem, aby nie mieć wątpliwości jest przekonanie siebie, że to, co zrobili było dobre: To była tylko część obrządku, konieczność... Nic złego... Musiał to zrobić. Musiał to sobie wmawiać. Jak podsumowuje skrajnie fanatycznych wyznawców religii jeden z bohaterów, są oni z pozoru normalni, z pozoru sympatyczni, niewzbudzający żadnych podejrzeń, a jedynie zaufanie. Wyglądają jak typowi przedstawiciele gatunku homo sapiens, jakich codziennie mija się na ulicy tysiące. To tak jak z górą lodową - najstraszniejsze i najniebezpieczniejsze jest w nich jednak to, co jest pod wodą.



Dokąd zmierzasz, języku?

Mimo że tyle pisałam o wadach, nie ważą one na lekturze oraz odbiorze powieści tak jak jej język. We wstępie Urbanowicz napisał, że wszystkie błędy lub elementy wyglądające na nie są jego celowym zabiegiem mającym czemuś służyć. I rzeczywiście po samej książce widać, że był taki zabieg i wiadomo, czemu służył, niemniej to po prostu nie wychodzi. Czasem narrator chce zaprezentować myśli bohaterów, robi to jednak w sposób niewłaściwy i irytujący, nadużywając wielokropka: No... Mówiąc wprost... Nie owijając w bawełnę ani nie bawiąc się w dyplomację... Tego samego sposobu Urbanowicz używa do budowania nastroju grozy, co jednak zupełnie nie działa i również z tego powodu książka zupełnie nie straszy. Ponadto do budowania atmosfery autor stosuje, na ogół na sam koniec rozdziału, wyrażenia takie jak Dotarli do (...)* - ich miejsca przeznaczenia. Dosłownie i w przenośni. Na dodatek narrator mówi o słońcu nasza gwiazda, co brzmi bardzo źle, stosuje powtórzenia, prezentuje, zwłaszcza na początku, nieśmieszny humor i wykorzystuje język potoczny, które zupełnie tu nie pasuje (heloł?!). Z drugiej strony język jest mocno zindywidualizowany i niekiedy to naprawdę dobrze wychodzi, na przykład gdy Tomek w złym nastroju rzuca odpuść se. Niestety częściej to jednak nie działa i język, zamiast oddać prostactwo postaci, sam staje się prostacki. Tak samo scena erotyczna wygląda jak z opowiadania pornograficznego. Jednak mniej więcej w połowie książki większość z tych rzeczy znika (jakby autor zapomniał o tym, że miał stosować te wszystkie chwyty językowe, co wychodzi książce tylko na dobre) i pozostają tylko niebudujące napięcia wielokropki, ewentualnie powieść staje się na tyle wciągająca, że przestaje się zupełnie zwracać na to uwagę, stawiam jednak na pierwszą opcję.



Gałęziste jest mi ocenić bardzo trudno, ponieważ powieść posiada niewątpliwe zalety, takie jak ciekawą, wciągająca akcję, bohaterów o dobrze przedstawionych charakterach, interesujące obserwacje dotyczące ludzi, jak również dobrze pokazaną Suwalszczyznę, z drugiej strony język powieści momentami woła o pomstę do nieba. Odnoszę wrażenie, że Artur Urbanowicz ma talent, a lepsze wydawnictwo mogłoby wiele debiutanckich niedoróbek poprawić, ale to niestety się nie stało. Pomarudziłam dużo, ale nie oznacza to, że mi się nie podobało, wręcz przeciwnie. Wady książki są tym, co waży na jej ogólnym odbiorze i ocenie dopiero podczas analizowania, ale w gruncie rzeczy nie mają wpływu na jej wartość rozrywkową, bo bawić się przy lekturze można naprawdę dobrze, może poza początkowymi fragmentami, gdy język jest najgorszy, warto jednak przez to przebrnąć dla nadprzyrodzonych wydarzeń w dalszej części książki. Mnie kupiło także to, że akcja toczy się w lesie, a ja lasy - tak subiektywnie i prywatnie - po prostu uwielbiam. Bardzo możliwe, że w przyszłości sięgnę po kolejną książkę Urbanowicza, zwłaszcza że z tego co czytałam uczy się on na błędach i pisze coraz lepiej. A jeśli kogoś zainteresowały słowiańskie istoty nadprzyrodzone, ciekawa akcja i chciałby popatrzeć na kwestie związane z wiarą, religią i fanatyzmem, to niech spokojnie sięgnie po Gałęziste, ponieważ w takiej sytuacji, pomimo wad, może zrelaksować się przy niej naprawdę dobrze.

Moja ocena: 5/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję autorowi.

*Wzięłam w nawias nazwę miejsca, które jest owym miejscem przeznaczenia.

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Gałęziste autorstwa Artura Urbanowicza. Wydawnictwo Novae Res i Artur Urbanowicz, Wydanie I, 2016

12 komentarzy:

  1. Czyli powtórzę stary wniosek: gdyby książka trafiła na dobrego redaktora, to by była całkiem dobra. Ale trafiła do vanity i wyszło, jak wyszło. I tak bym pewnie jej nie przeczytała, bo po horrory sięgam rzadko, ale niemniej szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, cudownie trafne podsumowanie książki. Niestety, ale tego typu opinie można ma przypiąć coraz większej liczbie tytułów, które ukazują się na naszym rynku.

      Usuń
    2. Dokładnie tak. Też mi szkoda, że to nie wyszło, bo naprawdę można by się było bawić przy lekturze o wiele lepiej.

      Ambrose, na szczęście omijam większość współczesnych tytułów, a zanim po jakiś sięgnę, staram się zrobić dobry research, więc ominęły mnie nieprzyjemności z przekonywania się o tym na własnej skórze, oczywiście poza tą jedną pozycją. Niemniej Novae Res to w ogóle już szczyt tego, jak można zepsuć książkę brakiem redakcji - wydaje mi się, że inne wydawnictwa (normalne, nie vanity pressy) i tak dbają bardziej. :)

      Usuń
  2. Zabawny przykład z tą dyplomacją :) Nie wytrzymałabym takiego stylu. Sama mam bardzo ograniczone zaufanie do publikacji Novae Res. Nastały te straszne czasy, kiedy każdy może zostać pisarzem, jeśli go na to stać. Nie każdy jednak powinien pisać. Jeśli już komuś bardzo zależy, to powinien postarać się o dobrego redaktora. Sama jestem ciekawa, czy wszelkie wady językowe (zamierzone, bądź nie) w przypadku "Gałęzistych" zniwelowałaby ciekawa historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się - ja stwierdziłam, że przebrnę, zwłaszcza że książkę dostałam od autora do recenzji, poza tym nie lubię niedokończonych książek i byłam mocno nakręcona na ten las i istoty nadprzyrodzone, ale początek był ciężki i moje notatki z lektury wtedy to było głównie wypisywanie rzeczy, które w języku mi się nie podobały.

      Zgadzam się - skoro autorzy już są gotowi, aby zapłacić za publikację, to również mogliby zapłacić innemu redaktorowi za przyjrzenie się tej książce i oczywiście wziąć wskazówki do serca (co podobno wcale nie jest aż tak częste). Niestety idą prosto do wydawnictwa, choć może nie wiedzą, że nie dba ono o redakcję i jak im Novae Res napisze, że jest dobrze, to mu wierzą? Aczkolwiek z tego co wiem, to Urbanowicz w porównaniu do innych pisarzy z Novae Resu i tak wypada dobrze - u niego najgorszy jest ten brak redakcji, a u niektórych podobno wszystko.

      Usuń
    2. Tak, sama redakcja czasem to nic w porównaniu z marną jakością fabularną itp.

      Usuń
  3. Długaśna recenzja, ale mam wrażenie, że udało Ci się rozłożyć książkę na czynniki pierwsze. ;) Z współczesnymi horrorami jest mi nie po drodze (King skutecznie mnie zniechęcił), więc po tę książkę nie sięgnę, nawet jeśli nie jest to horror w pełnym znaczeniu tego słowa. Ale te wielokropki, które mają budować napięcie, a tak naprawdę tylko irytują są prawdziwym utrapieniem. Kiedy byłam młodsza to nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale przecież pierwsze tomy "Harry`ego Pottera" są najlepszym przykładem tego, jak zniechęcić ludzi do wielokropka, bo na jednej stronie pojawiają się one po kilkanaście razy. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się. :)
      O rety, zupełnie nie pamiętałam, a raczej nie zwróciłam w dzieciństwie uwagi, że w Harrym są takie wielokropki! Teraz sprawdziłam - rzeczywiście są, ale jak tak rzuciłam okiem, to zauważyłam tylko w dialogach, a u Urbanowicza jest narrator trzecioosobowy prezentujący myśli bohaterów, więc pisząc, co oni myślą ich używa i to wygląda jeszcze gorzej niż w dialogach, w których tam też występują. :/

      Usuń
  4. Bardzo dokładna analiza - myślę, że wydawnictwo powinno ją poznać i wyciągnąć wnioski. Skoro pomysł jest ciekawy, tak samo bohaterowie oraz akcja powieści, to przecież powieść odbieramy poprzez język, więc ten powinien być traktowany jak najlepiej, a nie po macoszemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, język powinien być traktowany bardzo dobrze. Jednak gdy autorzy częściowo pokrywają koszty wydania, to Novae Res chyba średnio obchodzi, co wydają. Czytałam też, że ci młodzi debiutanci przywiązują uwagę do każdego słowa w ich powieściach, dlatego nie chcą z żadnego rezygnować, a Novae Res nie chce tracić klienteli, szczególnie że nie jest jedynym tego typu wydawnictwem na polskim rynku. Poza tym obawiam się, że nie jestem pierwszą osobą, która ich krytykuje i oni dobrze wiedzą, co część osób o nich myśli, ale i tak ich to nie obchodzi, bo na tym zarabiają.

      Usuń
  5. Co jakiś czas się nad tą książką zastanawiam, bo trafiam na bardzo różny jej odbiór. Ma elementy, które mogłyby mnie zainteresować, ale z drugiej strony czuję, że są takie - jak na przykład język - które by mnie za mocno zniechęcały do lektury. Na ten moment odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się - ja nie będę nikogo do niej ani specjalnie zachęcać, ani specjalnie zniechęcać. Rzeczywiście są elementy, dzięki którym książka wciąga i zastanawia się człowiek, co będzie dalej, potem dzieje się coś niesamowitego, ale zarazem opisane jest to słabo. Szkoda.

      Usuń

Dziękuję za wszystkie komentarze - odzew czytających jest dla mnie bardzo ważny, a więc proszę się nie wahać i komentować :). Jednocześnie uprzedzam, że będę bez mrugnięcia okiem usuwać komentarze obraźliwe, rasistowskie, homo- i transfobiczne czy też inne będące formą mowy nienawiści bądź naruszające netykietę.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...