Raymond Queneau to jeden z założycieli grupy OuLiPo (Warsztatu Literatury Potencjalnej), będącej częścią Kolegium Patafizyki. Członkowie tej grupy upodobali sobie pisanie na podstawie ścisłych, matematycznych reguł i mocno się ich trzymali, jednak wewnętrzna dyscyplina bynajmniej nie prowadziła do powieści sztywnej - wręcz przeciwnie.
Psia trawka w wierzchniej warstwie opowiada historię grupki ludzi, których powiązało ze sobą parę przypadkowych spotkań i wydarzeń, którzy przypadkiem na siebie wpadli, od słowa do słowa tu pojechali, tam pojechali, pogadali, ktoś to podsłuchał... I zaczęła się pogoń za skarbem, pogoń pełna niespodziewanych wydarzeń, zabawnych sytuacji i absurdów. Całość przypomina spiralę, w której jedno nieporozumienie prowadzi do kolejnego, tylko większego, oraz farsę (choć, jeśli mam być bardzo dokładna, to stricte pod definicję farsy nie podchodzi). Tyle mamy w wierzchniej warstwie, ale, jak mówi Queneau, arcydzieło przypomina cebulę, a zatem zdejmę z niej kilka warstw i zobaczę, co kryje się wewnątrz.
Autora fascynowała różnica między językiem literackim, pisanym i naukowym a językiem potocznym, i to właśnie język jednym ze znaczących elementów powieści. Większość bohaterów to ludzie niewykształceni, posługujący się stylem potocznym - Queneau rozkłada nasz sposób mówienia na czynniki pierwsze i dokonuje jego syntezy na nowo, wkładając w usta bohaterów słowa takie jak letsgoł lub opisuje ich przemyślenia, pisząc Potem by poszła do sklepu, gdzie sprzedają bryki. Kazałaby se lymuzynę z taką długą maską i dobrze napchanymi poduchami. Żeby ludziska widziały. Wzięłaby sobie pokojówkę i szofera i fru do Monte Karla. Cała książka pełna jest takich sformułowań, wypowiedzi z błędami, odwzorowuje także kłótnie, których potoczny styl charakterystyczny jest nie tylko dla ludzi niewykształconych, ale wykształconych także. Autor mistrzowsko łapie niuanse języka potocznego i wyraźnie - oraz trochę ironicznie - pokazuje je w książce.
Trzecia warstwa cebuli to filozofia. Tu niestety pojawia się mój problem - ja na filozofii znam się w stopniu niewielkim, może nie zerowym, ale jednak bardzo małym. Z tego, co przeczytałam w przedmowie Anny Wasilewskiej - skądinąd bardzo dobrej przedmowie, polecam przeczytać raz przed lekturą i raz po - wynika, że powieść jest pełna nawiązań do filozofii, z których ja niestety nieszczególnie cokolwiek wyłapałam. To znaczy, oczywiście te kwestie filozoficzne, które poruszają bohaterowie jako tako rozumiem, ale nie potrafię stwierdzić, do której filozofii i którego filozofa to nawiązanie. Jednak nie przeszkadza to w cieszeniu się lekturą, ponieważ bohaterowie, którzy mają te filozoficzne przemyślenia na filozofii znają się tak ja ja (lub nawet mniej), w związku z czym ich dyskusje są dyskusjami dwóch laików, którzy bez teoretycznego przygotowania postanawiają sobie podyskutować na temat bytu i niebytu lub ideałów w życiu. Brzmi zabawnie, prawda? I tak właśnie jest. ;-)
Po czwarte - forma powieści, przez Autora zwana rusztowaniem. Mamy tu 7 rozdziałów i 91 podrozdziałów, czyli na każdy rozdział przypadałoby po 13 podrozdziałów. Jest tak jednak tylko w przypadku pierwszych 5 rozdziałów i co istotne, za każdym razem 13 podrozdział jest zapisany kursywą: to głównie przemyślenia któregoś z bohaterów. Następnie mamy rozdział szósty, składający się z 13 + 12 podrozdziałów. Piszę w ten sposób, ponieważ trzynasty podrozdział, po którym powinien się skończyć cały rozdział, również zawiera tekst z przemyśleniami jednego z bohaterów. Po nim następuje 12 podrozdziałów, które powinny teoretycznie należeć do rozdziału 7. Kończy się rozdział 6 i wtedy, zamiast rozdziału numer 7, jest rozdział 91 (numer ostatniego podrozdziału). Liczby te nie są przypadkowe: 7 nawiązuje do daty urodzenia Queneau, którego imię i nazwisko także mają po 7 liter; 13 jest liczbą pomyślną, ponieważ wyklucza szczęście, a sumą liczby 91 jest 1, czyli cyfra zarazem śmierci istot, jak i powrotu do życia, powrotu, który ówcześnie postrzegałem jako nierozstrzygalne trwanie nieszczęścia wyzbytego nadziei.* Właśnie ten koniec będący jednocześnie początkiem, jednak pozbawionym nadziei, wynika nie tylko z formy, ale i z treści oraz języka powieści - zaczyna się ona i kończy tymi samymi słowami.
Obierając cebulę dalej, zwróciłam uwagę na to, jak bardzo życie bohaterów się zmienia w wyniku drobnych wydarzeń. Przypadkowe spotkanie, drobna zdawałoby się zmiana w życiu bohaterów prowadzi na samym końcu do zupełnej zmiany ich sytuacji życiowej, statusu społecznego lub nawet kończy ich życie. A wszystko zaczęło się tak niewinnie! Czy Queneau chciał zwrócić czytelnikom na to uwagę, a może to wyszło trochę przypadkiem? Nie mam pojęcia. Ja to zauważyłam i zrobiło to na mnie duże wrażenie.
Anna Wasilewska w przedmowie pisze, że jest to powieść o ludzkiej głupocie. Z pewnością tak jest, w końcu bohaterowie sami wpychają się w całą swoją sytuację, a i Queneau często ośmiesza ich łatwowierność, przekonanie o własnej mądrości czy inne wady. Dla mnie jednak nie jest to najważniejszy element powieści: ważniejsze jest to, jak drobna rzecz potrafi zmienić całe życie, potem fantastyczna forma powieści, jednak przede wszystkim mistrzowskie odwzorowanie języka potocznego i gry słowne.
Nie da się zaprzeczyć, że Queneau napisał bardzo dobrą, nietuzinkową i niejednoznaczną powieść, której nie da się łatwo zaszufladkować. Polecam, zwłaszcza miłośnikom literackich cebul, choć tę powieść ze względu na zabawną aferę może przeczytać każdy.
* Na podstawie przedmowy Anny Wasilewskiej z Psiej Trawki Raymonda Queneau, Grupa Wydawnicza Foksal, wydanie I, Warszawa 2014
Oj, tę książkę mam już na oku od dłuższego czasu, ale jakoś nie mogę się przełamać i jej nabyć (za każdym razem w ręce wpada mi coś innego). Dzieło interesuje mnie z kilku powodów. Po pierwsze poznałem już grupę OuLiPo dzięki uprzejmości Italo Calvino i jego rewelacyjnego "Jeśli zimową nocą podróżny". Po drugiej powieść wydano w ramach serii Nowy Kanon, którą to kolekcję bardzo sobie cenię (także z uwagi na bardzo treści i interesujące przedmowy/posłowia. Po trzecie bardzo cenię sobie literackie eksperymenty, słowne zabawy, intelektualne wygibasy - uważam to za świetne ćwiczenie dla umysłu. Ech, chyba przy najbliższej wizycie w Taniej Książce będę musiał kupić tę pozycję :)
OdpowiedzUsuńP.S. Twoja drobiazgowa analiza tekstu ukazuje w pełni geniusz tłumacza, który musiał zmierzyć się z tym niezwykłym płodem. Jestem pod wrażeniem ludzi, którzy tak świetnie potrafią zrozumieć i przełożyć inny język :)
Oj tak, kup, zdecydowanie polecam. :)
UsuńCalvino i "Jeśli zimową nocą podróżny" też czytałam - genialna książka. Z OuLiPo mam jeszcze ochotę na coś Georgesa Pereca, podejrzewam, że zabiorę się za jakąś jego książkę w tym roku, choć może nie w najbliższym czasie. Co do Nowego Kanonu, to była to akurat pierwsza książka z serii, którą przeczytałam, ale jak kiedyś przeglądałam które książki mają w serii to większość mnie zainteresowała i w tym roku przymierzam się do jeszcze dwóch - "Czyste, nieczyste" Colette i "Pogardy" Moravia.
Zgadzam się - tłumaczka wykonała ciężką i wyśmienitą pracę. :)
"Pogardę" polecam, chociaż jeszcze bardziej do gustu przypadła mi "Nuda" (do kompletu warto jeszcze poznać "Konformistę"). A "Czyste, nieczyste" czytała moja dziewczyna i także chwaliła sobie tę pozycję.
Usuń"Nudę" i "Konformistę" też mam w planach, choć raczej nie w najbliższym czasie. ;)
Usuń